Tego
dnia Luiza obudziła się ze skromną nadzieją, że ten dzień będzie wreszcie
spokojny. Marzyła o zwyczajnej nudzie. Jak co dzień obudziła ją poranna kawa,
jak co dzień wyszła rankiem do pracy. Jednak jej nie wygórowane marzenia
spełzły na niczym. Na schodach leżała ponownie czerwona róża, a do niej
tradycyjnie dołączony był liścik. Luiza podniosła kwiatka z zamiarem wyrzucenia
go wprost do kosza, lecz zatrzymała się by jednak przeczytać liścik. Napisany
był tym samym charakterem pisma, jak zawsze piórem. Przybliżyła karteczkę do
twarzy i odczytała:
„Mam nadzieje, że ten dzień będzie tak samo
obfity w niezwykłe wydarzenia jak dni poprzednie. I tego Ci właśnie życzę
siostrzyczko. Christine.”
Luiza
poczuła jak cały świat zaczyna wirować, a ziemia osuwa się jej spod nóg.
Złapała się mocno barierki i rozejrzała nerwowo wokoło. Ulica świeciła jednak
pustkami. Dziewczyna wpadła powrotem do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi na
klucz. Wzięła kilka głębokich oddechów, odliczyła do dziesięciu i chwyciła za
słuchawkę telefonu. Wybrała odpowiedni numer i czekała na połączenie. Po dwóch
sygnałach w słuchawce odezwał się męski głos:
- halo, halo! Tu radio Thomas!
Witamy w porannym wydaniu!
- Thomas, błagam, przyjedź szybko!
- co się stało? – skoczek zmienił
natychmiast ton głosu.
- Christine to była, boje się –
wyszeptała drżącym głosem przygryzając wargę.
- zostań w mieszkaniu. Zamknij
dobrze drzwi, zaraz będę!
Luiza
zrobiła to co polecił jej skoczek, po czym podeszła do okna i zza firanki
obserwowała co dzieje się na ulicy. Nie było tam jednak ani nikogo, ani niczego
podejrzanego. Polka kurczowo jednak trzymała w ręku komórkę, w razie gdyby
trzeba było jej użyć.
Myśli
tłukły się w jej głowie. Jak mogła nie wpaść na to, że „Ch.” oznacza Christine?
Ale z drugiej strony dlaczego ta miałaby jej wysyłać kwiaty? I skąd wytrzasnęła
tę siostrzyczkę?! Luiza przeszła w koło po salonie. Fakt, są do siebie podobne.
I to nawet bardzo. Ale czy to możliwe, żeby… nie! Dziewczyna skarciła się za
swoje niedorzeczne myśli. Christine nie może być jej siostrą! To niemożliwe!
- AAA! – krzyknęła, wystraszona
stukaniem do drzwi.
- to ja, Thomas – zawołał męski głos
– otwórz.
Luiza
podbiegła do drzwi i przekręciła zamek. Otwarła wrota i wpuściła skoczka do
środka. Chłopak wpadł do środka jak wystrzelony z procy zamykając za sobą
drzwi. Spojrzał na Luizę badawczo.
- co się stało? – zapytał łapiąc ją
za ramię. Dziewczyna wskazała mu palcem różę leżącą na stoliku. Blondyn wziął
ją do ręki i z krytyczną miną przeczytał dołączony liścik.
- dzwoniłaś na policję? – zapytał po
odłożeniu kwiatka.
- nie. Dzwoniłam tylko do ciebie –
zaprzeczyła natychmiast.
- ok., w takim razie ja to zrobię –
zakomunikował, po czym wyciągnął telefon i złożył w imieniu Luizy zawiadomienie
o popełnieniu przestępstwa (nękanie) swojemu koledze – Tobiasowi. Po oficjalnej
części, Thomas dowiedział się jakichś szczegółów od kolegi. Wypowiedział kilka
razy: „rozumiem” i „bardzo dobrze”, po czym zwrócił się do Luizy:
- chłopaki już jej szukają. Dziś
rano Kofler też złożył przeciwko Christine zeznania. Jak ją złapią, posiedzi przynajmniej
24 godziny.
- kara gorsza niż dożywocie – parsknęła po czym opadła na fotel. Thomas usiadł naprzeciwko niej.
- Lizz, czy to możliwe…? – zapytał
nie kończąc zdania.
- absolutnie nie – zaprotestowała –
jestem jedynaczką. Nie mam rodzeństwa, a już tym bardziej siostry. To musi być
jakiś koszmarny zbieg okoliczności!
- może zrobiłabyś testy DNA? Tak na
wszelki wypadek. Żeby Christine przestała mieć urojenia – zaproponował.
- najpierw, to trzeba ją znaleźć.
Thomas
uparł się, żeby osobiście odtransportować Luizę do OESV. Ale w tej sytuacji Polka nawet zbytnio nie
protestowała. Pomimo, że do pracy miała kilka minut piechotą, grzecznie wsiadła
do samochodu. W automobilu skoczek i jego osobista fizjoterapeutka doszli do
wniosku, że pomysł o pokrewieństwie jest kolejnym urojeniem Christine. Kto jak
kto, ale Thomas najlepiej się znał na jej zachowaniu. Chociaż Luizie dalej po
głowie chodziła obawa, że to wszystko, może się okazać prawdą. Spojrzała na
skoczka. Był jeszcze trochę blady, ale oprócz tego jego twarz wyrażała smutek i
zaniepokojenie. Mimo wszystko martwił się nadal o Christine. Miłość nie może
tak po prostu zniknąć. Przeżyli razem wiele ciężkich chwil, a tego zapomnieć
się nie da. Luizie zrobiło się go bardzo żal. Nie było jednak sposobu aby mu
pomóc.
Na
parkingu Thomas i Luiza spotkali Andreasa. Skoczkowie przywitali się swoimi
tradycyjnymi gestami, składającymi się z różnych kombinacji „żółwika” i
wskazywaniem na siebie palcami.
- jak się czuje Edith? – zapytała
Polka na pierwszym miejscu.
- lepiej – uśmiechnął się Kofler –
pojechała do domu. Musiała uspokoić rodziców – powiedział kierując się w stronę
wejścia do budynku. W hallu jak zawsze kłębiło się kilkanaście osób. Anna i
Martha biegały ze stosami dokumentów, a ochroniarze warowali pod
drzwiami burcząc coś do krótkofalówek. Skoczkowie i Luiza skierowali się więc w
stronę schodów, bo winda, jak na złość, zepsuła się.
- TY ZDZIRO! – usłyszała cała trójka
za swoimi plecami. Wszyscy odwrócili się z zainteresowaniem, żeby zobaczyć co
się stało. Piskliwy krzyk zainteresował też resztę osób kłębiących się w hallu.
Przystanęli i uwagą śledzili dalszy ciąg wydarzeń. Luiza wychyliła się zza
pleców Moriego i przełknęła głośno ślinę. Na samym dole stała rozwścieczona
Julia wskazując palcem w stronę Polki.
- jak mogłaś! – kontynuowała
krztusząc się ze wściekłości – myślałaś, że jestem idiotką? Że się nie domyślę,
że TO TY!
No
szczerze mówiąc Luiza zdziwiła się, że Julia w ogóle się domyśliła, ale mimo to
stała jak słup soli. Była tak zdezorientowana, że nie potrafiła wydusić ani
słowa. Spojrzała na skoczków stojących obok. Twarz Koflera wyrażała skrajny
szok, ale Thomas spoglądał na nią ze współczuciem w oczach. Reszta tłumu
zerkała to na Julię, to na Luizę, czekając która pierwsza rzuci się na rywalkę
z paznokciami. Ochroniarze wymieniali się porozumiewawczymi spojrzeniami, nie
wiedząc czy interweniować.
- traktowałam cię jak PRZYJACIÓŁKĘ!
A ty wywinęłaś mi TAKI NUMER! UWIODŁAŚ MI CHŁOPAKA! MOJEGO CHŁOPAKA! MIELIŚMY
SIĘ POBRAĆ!
Świetnie!
Po prostu zajebiście!
Luiza schowała twarz w dłoniach. Spojrzenia gapiów
wierciły jej dziury w głowie, a ich szepty uderzały z mocą pocisku w jej uszy.
Teraz całe OESV wiedziało, że jest żmiją, rozbijającą cudze związki. To nic, że
„para” nie wiedziała się od lat. Ważne, że fizjoterapeutka jest wredną
manipulantką i krętaczką, niedoszłą trucicielką i uwodzicielką. Najwyższa pora
spalić czarownicę na stosie. Luiza spojrzała powrotem na czerwoną od złości
blondynkę, ciskającą w nią gromami. Zastanowiła się chwilę po czym w kompletnej
ciszy zeszła kilka schodów. Stanęła z Julią twarzą w twarz i powiedziała:
- po pierwsze, nie wytykaj mnie
palcem. Po drugie, nie szukaj jakiegoś spisku. Chciałam ci powiedzieć prawdę,
ale nie dałaś mi dojść do słowa. Po trzecie, nie oskarżaj mnie o rozbicie
związku, którego od dawna nie było. Po czwarte – uśmiechnęła się ironicznie –
Gregor i ja nie jesteśmy już razem. A po piąte NIGDY WIĘCEJ NIE ATAKUJ MNIE I NIE NAZYWAJ ZDZIRĄ! – krzyknęła z takim impetem, że Julia aż odskoczyła o
krok. Luiza wzięła głęboki oddech, po czym odwróciła się na pięcie i z klasą Bree Van De Kamp udała się w
górę po schodach, zostawiając za sobą blondynkę i resztę zainteresowanego
towarzystwa. Gdy pokonała pierwsze piętro usiadła na schodach i objęła się
rękoma, żeby uspokoić roztrzęsione ciało. Takie upokorzenie. Czy ona nie może
mieć chociaż jednego spokojnego dnia? Odkąd przyjechała do Innsbrucka, wloką się
za nią jakieś niewiarygodne sprawy. Zdążyła już posiedzieć w więzieniu, włamać
się, dwa razy się rozstać, zostać siostrą psychopatki… aż strach pomyśleć co
miało się jeszcze wydarzyć. Czuła się jak główna bohaterka jakiegoś kiepskiego
filmu kryminalnego, albo komedii omyłek. Przywarła nosem do kolan i westchnęła
rozdzierająco. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, lub w sen zimowy. Obudzić
się dopiero na wiosnę, lub najlepiej pod koniec stażu i wrócić do Polski. Jeszcze
niedawno myślała, że wszystko się ułoży. Lecz teraz całe jej nadzieje rozsypały
się w drobny mak.
Usłyszała za sobą kroki. Nie
odwróciła się jednak. Nie chciała wiedzieć kto jeszcze był świadkiem kłótni.
Nie potrafiłaby spojrzeć temu komuś w oczy. Na dodatek w tak marnej pozycji.
Kroki ucichły, kiedy postać znalazła się obok dziewczyny. Nieznajomy postał
chwilę, po czym usadowił się tuż obok. Zrezygnowana Luiza rozłożyła palce dłoni
i spomiędzy nich zerknęła na lico sąsiada. Gregor. A jakże. Jego tu tylko
brakowało.
- jak Edith? – zapytał wyrywając Luizę z zamyślenia.
- yyy… lepiej – wydukała do swoich kolan. Ponownie
nastała cisza. W towarzystwie Gregora była ona bardzo męcząca. Chcąc ją
przerwać, zapytała – słyszałeś...?
- trudno było nie słyszeć – odparł obojętnym głosem i wzruszył ramionami. Co
malowało się na jego twarzy, dalej nie było wiadome, bo Luiza nadal uparcie
unikała spojrzenia na nią.
- wiesz co… - zaczął na nowo - …zastanawiałem się
dlaczego… dlaczego tak naprawdę podjęłaś TĘ decyzję – zaakcentował, unikając
wstawiania słów: „rozstanie” czy ”zerwanie” – starałem się znaleźć
wytłumaczenie. Szukałam czegoś w swoim zachowaniu, myślałem, że cię zraniłem,
ale niczego takiego nie znalazłem. A naprawdę wolałbym, żeby wina leżała po
mojej stronie, bo wtedy mógłbym cię chociaż błagać o wybaczenie – tłumaczył.
Luiza nie wiedziała do czego chłopak zmierza – ale po tym co się przed chwilą
stało, wszystko zrozumiałem. Zostawiłaś mnie, żebym mógł być z Julią –
podsumował. Potwierdzenie Luizy nie było potrzebne. Najlepszym „przytaknięciem”
było to, że nadal nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Miała nadzieję, ze jeżeli
zakończy ten związek od razu, to uniknie bolesnego rozstania później. Myliła
się. Teraz miała świadomość, że zraniła także Gregora. Przede wszystkim jego.
- kompletnie nie rozumiem dlaczego tak postanowiłaś –
dodał podnosząc się z miejsca – dlaczego postawiłaś szczęście Julii nad swoje…
nad nasze. Ale tak jak prosiłaś, nie będę ci niczego utrudniał – zakończył po
czym zszedł do hallu, zostawiając Luizę jak dziewczynkę z zapałkami na
schodach. Nie pozostało jej nic innego jak pozbierać się i poturlać do swojego
gabinetu. Tam zamknąć się na klucz i nie wychodzić do końca świata.
***
- halo? – odezwał się damski głos w
słuchawce.
- cześć Paula – przywitała się cicho.
- Luiza?! Kochana, nareszcie
dzwonisz! – ucieszyła się przyjaciółka – dodzwonić się do ciebie jest gorzej
niż do prezydenta! – zaśmiała się – co słychać?
- od czego by tu zacząć… - Luiza najbardziej
jak tylko się dało streściła byłej współlokatorce ostatnie wydarzenia.
Przyjaciółka zaniemówiła z wrażenia. Z wrażenia negatywnego, niestety.
- wracaj tutaj. Musisz odpocząć.
Potem podejmiesz decyzję czy wrócić – zaproponowała Paula.
- nie mogę. Muszę odbębnić ten staż.
- ale tam robi się niebezpiecznie.
Nie wiadomo co znowu odbije Christine. Chcesz się narażać? Chcesz, żeby cię
spotkało coś podobnego jak Edith?
- oczywiście, że nie chcę –
zaprzeczyła Luiza – ale nie mam wyjścia.
- właśnie, że masz. W Polsce też są
staże. Skoro zerwałaś z Gregorem, to nie będzie mógł cię bronić. Na dodatek ten
wyskok Julii!
- Julia nie jest niebezpieczna –
starała się uspokoić przyjaciółkę.
- skąd wiesz? Z tego co mi
opowiadasz, wnioskuję, że tam nie wszyscy są normalni.
Luiza
westchnęła. W słuchawce zagościła cisza. Paula miała rację.
- nie martw się. Poradzę sobie –
zapewniła po chwili.
- obyś się nie myliła.
Luiza
spojrzała na zegarek. Była już 15. Mogła iść do domu. O tej porze
fizjoterapeuta nie był już potrzebny. Skoczkowie rzadko mieli po południu
treningi. Poza tym w OESV zagościł Herbert więc Luiza zaczęła powoli zbierać się
do wyjścia. Przeszkodziło jej pukanie do drzwi. Znowu. Kogo znowu licho niesie...
- proszę! – zawołała pakując
kalendarz i komórkę do torby. Drzwi lekko się uchyliły a zza nich wyszła Julia.
Zamknęła wrota i oparła się o nie plecami.
- o nie… - pokiwała przecząco głową
Polka – proszę cię, wyjdź. Nie mam ochoty na kolejną kłótnię – zakomunikowała
po czym podeszła do drzwi chcąc wyprosić nieproszonego gościa.
- Luiza, proszę – zatrzymała ją
blondynka – daj mi dosłownie pięć minut – prosiła.
- jeżeli chcesz mnie znowu nazwać
zdzirą lub poniżyć w inny sposób to proszę, daruj sobie – zapowiedziała
splatając ręce na klatce piersiowej.
- nie, nie! – zaprzeczyła czym
prędzej skruszona rozmówczyni – chciałam cię przeprosić. Nie wiem co mi odbiło…
nie wiedziałam, że zerwaliście z Gregorem.
- aha! Czyli gdybym z nim była, to
byłabym zdzirą, ale skoro z nim zerwałam, to wszystko jest ok., tak?! –
zdenerwowała się Polka, po czym podeszła do swojego biurka i usiadła ze
zgrzytem na fotelu.
- nie! – zaprzeczyła Julia po czym
podbiegła do biurka i oparła się o niego pochylając nad Luizą – absolutnie nie!
Ja cię tak strasznie przepraszam. Błagam, wybacz mi. Nie jesteś zdzirą.
- no dziękuję ci niezmiernie –
oburzyła się Luiza odwracając głowę w drugą stronę. Julia westchnęła i opadła
na krzesło stojące naprzeciwko biurka.
- nie wiem co mam zrobić, żebyś mi
wybaczyła – wydukała skruszona wgapiając się w swoje dłonie. Luiza spojrzała na
nią z zaciśniętymi ustami.
- nic nie musisz robić – przełamała
się odpuszczając nieco – tylko następnym razem nie wyzywaj mnie nie wiadomo od
koga na środku hallu.
- dziękuję! – krzyknęła Julia
klaskając w dłonie – to się już nie powtórzy, przysięgam! – zapewniła, po czym
wyfrunęła z gabinetu niczym poranny skowronek.
Luiza
rozejrzała się nieobecnym wzrokiem po gabinecie, po czym zabrała torbę i wyszła
z budynku. Marzyła już tylko o śnie.
***
- Luiza! Zaczekaj! – zawołała Anna
ze swojego portiernianego stanowiska. Luiza miała nadzieję przemknąć obok niej
niepostrzeżenie, niestety, przed Anną trudno jest uciec. Polka zatrzymała się i
zaciskając zęby wydusiła sztuczny uśmiech. Mogła się jedynie modlić o to, że
recepcjonistka nie chce jej wypytać o wczorajsze przedstawienie.
- o, cześć Anna, nie zauważyłam cię!
– skłamała podchodząc do jej stanowiska.
- witaj – uśmiechnęła się radośnie –
mam dla ciebie wiadomość.
O
tak!
- z Polski, a dokładnie z uczelni –
sprecyzowała z nieco mniej radosną miną.
O
nie!
Luiza
wzięła do ręki dużą kremową kopertę z zielono brązowym logiem AWF. Zmierzyła ją
krytycznym wzrokiem, po czym podziękowała Annie i popędziła do siebie. Usiadła
przed biurkiem i zerwała brzeg koperty. Poczuła jak przyspiesza jej tętno. Nie
wiedziała o co może chodzić, ale domyślała się, że polecona przesyłka od
dziekana, niczego dobrego wróżyć nie może. Wyciągnęła pojedynczą kartkę i
zgrabnym ruchem ją rozłożyła.
„Szanowna Pani Luizo.
W
związku z otrzymaniem niepokojących wieści, dotyczących Pani osoby a związanych
z zatrzymaniem przez policję pod poważnym zarzutem, jestem zmuszona do wezwania
Pani w trybie natychmiastowym do siedziby naszej uczelni. W celu wyjaśnienia
zaistniałej sytuacji, proszę również, aby zjawiła się Pani wraz ze swoim
bezpośrednim przełożonym. Proszę o niezwłoczne ustosunkowanie się do mojej
prośby.
Z poważaniem
Krystyna Wojciechowska.”
Świetnie.
Po prostu zajebiście.
Luiza oparła się o fotel. Jakby miała mało problemów.
Teraz jeszcze to. Cholerna Christine, cholerny staż. Cholerna Austria! A ona
już zaczynała się nią zachwycać. Podziwiać góry i oświetlone nocą uliczki.
Idiotka! Co ona sobie wyobrażała? Że tutaj zostanie? Że może tutaj żyć? Gorzej!
Że to będzie jej dom! Każdego dnia wydarzało się coś złego. Ledwo pozbierała
się po wczorajszej chandrze, to znowu coś musi zepsuć jej humor. Ale była w tym
jedna malutka, dobra wiadomość. Może wreszcie wrócić do domu. Chociaż na kilka
dni. Luiza oparła się o biurko i po chwili namysłu wystukała odpowiedni numer w
telefonie.
- sekretariat, słucham? – odezwał
się przyjaźnie damski głos.
- witaj Martha. Możesz mi
zarezerwować bilet?
______________________________________
Witajcie. Oto następuje kolejna cześć. Bardzo krótka i mam nadzieję, że zachęci Was do lepszej aktywności. Bo dla kogo w końcu piszemy tego bloga? ;)
Jak zawsze zachęcam do komentowania. Pozdro i udanych wakacji! xD
Nitro