czwartek, 27 czerwca 2013

Luiza (13): Świetnie. Po prostu zajebiście.

Tego dnia Luiza obudziła się ze skromną nadzieją, że ten dzień będzie wreszcie spokojny. Marzyła o zwyczajnej nudzie. Jak co dzień obudziła ją poranna kawa, jak co dzień wyszła rankiem do pracy. Jednak jej nie wygórowane marzenia spełzły na niczym. Na schodach leżała ponownie czerwona róża, a do niej tradycyjnie dołączony był liścik. Luiza podniosła kwiatka z zamiarem wyrzucenia go wprost do kosza, lecz zatrzymała się by jednak przeczytać liścik. Napisany był tym samym charakterem pisma, jak zawsze piórem. Przybliżyła karteczkę do twarzy i odczytała:

„Mam nadzieje, że ten dzień będzie tak samo obfity w niezwykłe wydarzenia jak dni poprzednie. I tego Ci właśnie życzę siostrzyczko. Christine.”

Luiza poczuła jak cały świat zaczyna wirować, a ziemia osuwa się jej spod nóg. Złapała się mocno barierki i rozejrzała nerwowo wokoło. Ulica świeciła jednak pustkami. Dziewczyna wpadła powrotem do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi na klucz. Wzięła kilka głębokich oddechów, odliczyła do dziesięciu i chwyciła za słuchawkę telefonu. Wybrała odpowiedni numer i czekała na połączenie. Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się męski głos:
            - halo, halo! Tu radio Thomas! Witamy w porannym wydaniu!
            - Thomas, błagam, przyjedź szybko!
            - co się stało? – skoczek zmienił natychmiast ton głosu.
            - Christine to była, boje się – wyszeptała drżącym głosem przygryzając wargę.
            - zostań w mieszkaniu. Zamknij dobrze drzwi, zaraz będę!
Luiza zrobiła to co polecił jej skoczek, po czym podeszła do okna i zza firanki obserwowała co dzieje się na ulicy. Nie było tam jednak ani nikogo, ani niczego podejrzanego. Polka kurczowo jednak trzymała w ręku komórkę, w razie gdyby trzeba było jej użyć.
Myśli tłukły się w jej głowie. Jak mogła nie wpaść na to, że „Ch.” oznacza Christine? Ale z drugiej strony dlaczego ta miałaby jej wysyłać kwiaty? I skąd wytrzasnęła tę siostrzyczkę?! Luiza przeszła w koło po salonie. Fakt, są do siebie podobne. I to nawet bardzo. Ale czy to możliwe, żeby… nie! Dziewczyna skarciła się za swoje niedorzeczne myśli. Christine nie może być jej siostrą! To niemożliwe!
            - AAA! – krzyknęła, wystraszona stukaniem do drzwi.
            - to ja, Thomas – zawołał męski głos – otwórz.
Luiza podbiegła do drzwi i przekręciła zamek. Otwarła wrota i wpuściła skoczka do środka. Chłopak wpadł do środka jak wystrzelony z procy zamykając za sobą drzwi. Spojrzał na Luizę badawczo.
            - co się stało? – zapytał łapiąc ją za ramię. Dziewczyna wskazała mu palcem różę leżącą na stoliku. Blondyn wziął ją do ręki i z krytyczną miną przeczytał dołączony liścik.
            - dzwoniłaś na policję? – zapytał po odłożeniu kwiatka.
            - nie. Dzwoniłam tylko do ciebie – zaprzeczyła natychmiast.
            - ok., w takim razie ja to zrobię – zakomunikował, po czym wyciągnął telefon i złożył w imieniu Luizy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa (nękanie) swojemu koledze – Tobiasowi. Po oficjalnej części, Thomas dowiedział się jakichś szczegółów od kolegi. Wypowiedział kilka razy: „rozumiem” i „bardzo dobrze”, po czym zwrócił się do Luizy:
            - chłopaki już jej szukają. Dziś rano Kofler też złożył przeciwko Christine zeznania. Jak ją złapią, posiedzi przynajmniej 24 godziny.
            - kara gorsza niż dożywocie – parsknęła po czym opadła na fotel. Thomas usiadł naprzeciwko niej.
            - Lizz, czy to możliwe…? – zapytał nie kończąc zdania.
            - absolutnie nie – zaprotestowała – jestem jedynaczką. Nie mam rodzeństwa, a już tym bardziej siostry. To musi być jakiś koszmarny zbieg okoliczności!
            - może zrobiłabyś testy DNA? Tak na wszelki wypadek. Żeby Christine przestała mieć urojenia – zaproponował.
            - najpierw, to trzeba ją znaleźć.


Thomas uparł się, żeby osobiście odtransportować Luizę do OESV. Ale w  tej sytuacji Polka nawet zbytnio nie protestowała. Pomimo, że do pracy miała kilka minut piechotą, grzecznie wsiadła do samochodu. W automobilu skoczek i jego osobista fizjoterapeutka doszli do wniosku, że pomysł o pokrewieństwie jest kolejnym urojeniem Christine. Kto jak kto, ale Thomas najlepiej się znał na jej zachowaniu. Chociaż Luizie dalej po głowie chodziła obawa, że to wszystko, może się okazać prawdą. Spojrzała na skoczka. Był jeszcze trochę blady, ale oprócz tego jego twarz wyrażała smutek i zaniepokojenie. Mimo wszystko martwił się nadal o Christine. Miłość nie może tak po prostu zniknąć. Przeżyli razem wiele ciężkich chwil, a tego zapomnieć się nie da. Luizie zrobiło się go bardzo żal. Nie było jednak sposobu aby mu pomóc.
Na parkingu Thomas i Luiza spotkali Andreasa. Skoczkowie przywitali się swoimi tradycyjnymi gestami, składającymi się z różnych kombinacji „żółwika” i wskazywaniem na siebie palcami.
            - jak się czuje Edith? – zapytała Polka na pierwszym miejscu.
            - lepiej – uśmiechnął się Kofler – pojechała do domu. Musiała uspokoić rodziców – powiedział kierując się w stronę wejścia do budynku. W hallu jak zawsze kłębiło się kilkanaście osób. Anna i Martha biegały ze stosami dokumentów, a ochroniarze warowali pod drzwiami burcząc coś do krótkofalówek. Skoczkowie i Luiza skierowali się więc w stronę schodów, bo winda, jak na złość, zepsuła się.
            - TY ZDZIRO! – usłyszała cała trójka za swoimi plecami. Wszyscy odwrócili się z zainteresowaniem, żeby zobaczyć co się stało. Piskliwy krzyk zainteresował też resztę osób kłębiących się w hallu. Przystanęli i uwagą śledzili dalszy ciąg wydarzeń. Luiza wychyliła się zza pleców Moriego i przełknęła głośno ślinę. Na samym dole stała rozwścieczona Julia wskazując palcem w stronę Polki.
            - jak mogłaś! – kontynuowała krztusząc się ze wściekłości – myślałaś, że jestem idiotką? Że się nie domyślę, że TO TY!
No szczerze mówiąc Luiza zdziwiła się, że Julia w ogóle się domyśliła, ale mimo to stała jak słup soli. Była tak zdezorientowana, że nie potrafiła wydusić ani słowa. Spojrzała na skoczków stojących obok. Twarz Koflera wyrażała skrajny szok, ale Thomas spoglądał na nią ze współczuciem w oczach. Reszta tłumu zerkała to na Julię, to na Luizę, czekając która pierwsza rzuci się na rywalkę z paznokciami. Ochroniarze wymieniali się porozumiewawczymi spojrzeniami, nie wiedząc czy interweniować.
            - traktowałam cię jak PRZYJACIÓŁKĘ! A ty wywinęłaś mi TAKI NUMER! UWIODŁAŚ MI CHŁOPAKA! MOJEGO CHŁOPAKA! MIELIŚMY SIĘ POBRAĆ!
Świetnie! Po prostu zajebiście! 
Luiza schowała twarz w dłoniach. Spojrzenia gapiów wierciły jej dziury w głowie, a ich szepty uderzały z mocą pocisku w jej uszy. Teraz całe OESV wiedziało, że jest żmiją, rozbijającą cudze związki. To nic, że „para” nie wiedziała się od lat. Ważne, że fizjoterapeutka jest wredną manipulantką i krętaczką, niedoszłą trucicielką i uwodzicielką. Najwyższa pora spalić czarownicę na stosie. Luiza spojrzała powrotem na czerwoną od złości blondynkę, ciskającą w nią gromami. Zastanowiła się chwilę po czym w kompletnej ciszy zeszła kilka schodów. Stanęła z Julią twarzą w twarz i powiedziała:
            - po pierwsze, nie wytykaj mnie palcem. Po drugie, nie szukaj jakiegoś spisku. Chciałam ci powiedzieć prawdę, ale nie dałaś mi dojść do słowa. Po trzecie, nie oskarżaj mnie o rozbicie związku, którego od dawna nie było. Po czwarte – uśmiechnęła się ironicznie – Gregor i ja nie jesteśmy już razem. A po piąte NIGDY WIĘCEJ NIE ATAKUJ MNIE I NIE NAZYWAJ ZDZIRĄ! – krzyknęła z takim impetem, że Julia aż odskoczyła o krok. Luiza wzięła głęboki oddech, po czym odwróciła się na pięcie i z klasą Bree Van De Kamp udała się w górę po schodach, zostawiając za sobą blondynkę i resztę zainteresowanego towarzystwa. Gdy pokonała pierwsze piętro usiadła na schodach i objęła się rękoma, żeby uspokoić roztrzęsione ciało. Takie upokorzenie. Czy ona nie może mieć chociaż jednego spokojnego dnia? Odkąd przyjechała do Innsbrucka, wloką się za nią jakieś niewiarygodne sprawy. Zdążyła już posiedzieć w więzieniu, włamać się, dwa razy się rozstać, zostać siostrą psychopatki… aż strach pomyśleć co miało się jeszcze wydarzyć. Czuła się jak główna bohaterka jakiegoś kiepskiego filmu kryminalnego, albo komedii omyłek. Przywarła nosem do kolan i westchnęła rozdzierająco. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, lub w sen zimowy. Obudzić się dopiero na wiosnę, lub najlepiej pod koniec stażu i wrócić do Polski. Jeszcze niedawno myślała, że wszystko się ułoży. Lecz teraz całe jej nadzieje rozsypały się w drobny mak.
Usłyszała za sobą kroki. Nie odwróciła się jednak. Nie chciała wiedzieć kto jeszcze był świadkiem kłótni. Nie potrafiłaby spojrzeć temu komuś w oczy. Na dodatek w tak marnej pozycji. Kroki ucichły, kiedy postać znalazła się obok dziewczyny. Nieznajomy postał chwilę, po czym usadowił się tuż obok. Zrezygnowana Luiza rozłożyła palce dłoni i spomiędzy nich zerknęła na lico sąsiada. Gregor. A jakże. Jego tu tylko brakowało.
            - jak Edith? – zapytał wyrywając Luizę z zamyślenia.
            - yyy… lepiej – wydukała do swoich kolan. Ponownie nastała cisza. W towarzystwie Gregora była ona bardzo męcząca. Chcąc ją przerwać, zapytała – słyszałeś...?
            - trudno było nie słyszeć – odparł obojętnym głosem i wzruszył ramionami. Co malowało się na jego twarzy, dalej nie było wiadome, bo Luiza nadal uparcie unikała spojrzenia na nią.
            - wiesz co… - zaczął na nowo - …zastanawiałem się dlaczego… dlaczego tak naprawdę podjęłaś TĘ decyzję – zaakcentował, unikając wstawiania słów: „rozstanie” czy ”zerwanie” – starałem się znaleźć wytłumaczenie. Szukałam czegoś w swoim zachowaniu, myślałem, że cię zraniłem, ale niczego takiego nie znalazłem. A naprawdę wolałbym, żeby wina leżała po mojej stronie, bo wtedy mógłbym cię chociaż błagać o wybaczenie – tłumaczył. Luiza nie wiedziała do czego chłopak zmierza – ale po tym co się przed chwilą stało, wszystko zrozumiałem. Zostawiłaś mnie, żebym mógł być z Julią – podsumował. Potwierdzenie Luizy nie było potrzebne. Najlepszym „przytaknięciem” było to, że nadal nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Miała nadzieję, ze jeżeli zakończy ten związek od razu, to uniknie bolesnego rozstania później. Myliła się. Teraz miała świadomość, że zraniła także Gregora. Przede wszystkim jego.
            - kompletnie nie rozumiem dlaczego tak postanowiłaś – dodał podnosząc się z miejsca – dlaczego postawiłaś szczęście Julii nad swoje… nad nasze. Ale tak jak prosiłaś, nie będę ci niczego utrudniał – zakończył po czym zszedł do hallu, zostawiając Luizę jak dziewczynkę z zapałkami na schodach. Nie pozostało jej nic innego jak pozbierać się i poturlać do swojego gabinetu. Tam zamknąć się na klucz i nie wychodzić do końca świata.




***




            - halo? – odezwał się damski głos w słuchawce.
            - cześć Paula – przywitała się cicho.
            - Luiza?! Kochana, nareszcie dzwonisz! – ucieszyła się przyjaciółka – dodzwonić się do ciebie jest gorzej niż do prezydenta! – zaśmiała się – co słychać?
            - od czego by tu zacząć… - Luiza najbardziej jak tylko się dało streściła byłej współlokatorce ostatnie wydarzenia. Przyjaciółka zaniemówiła z wrażenia. Z wrażenia negatywnego, niestety.
            - wracaj tutaj. Musisz odpocząć. Potem podejmiesz decyzję czy wrócić – zaproponowała Paula.
            - nie mogę. Muszę odbębnić ten staż.
            - ale tam robi się niebezpiecznie. Nie wiadomo co znowu odbije Christine. Chcesz się narażać? Chcesz, żeby cię spotkało coś podobnego jak Edith?
            - oczywiście, że nie chcę – zaprzeczyła Luiza – ale nie mam wyjścia.
            - właśnie, że masz. W Polsce też są staże. Skoro zerwałaś z Gregorem, to nie będzie mógł cię bronić. Na dodatek ten wyskok Julii!
            - Julia nie jest niebezpieczna – starała się uspokoić przyjaciółkę.
            - skąd wiesz? Z tego co mi opowiadasz, wnioskuję, że tam nie wszyscy są normalni.
Luiza westchnęła. W słuchawce zagościła cisza. Paula miała rację.
            - nie martw się. Poradzę sobie – zapewniła po chwili.
            - obyś się nie myliła.


Luiza spojrzała na zegarek. Była już 15. Mogła iść do domu. O tej porze fizjoterapeuta nie był już potrzebny. Skoczkowie rzadko mieli po południu treningi. Poza tym w OESV zagościł Herbert więc Luiza zaczęła powoli zbierać się do wyjścia. Przeszkodziło jej pukanie do drzwi. Znowu. Kogo znowu licho niesie...
            - proszę! – zawołała pakując kalendarz i komórkę do torby. Drzwi lekko się uchyliły a zza nich wyszła Julia. Zamknęła wrota i oparła się o nie plecami.
            - o nie… - pokiwała przecząco głową Polka – proszę cię, wyjdź. Nie mam ochoty na kolejną kłótnię – zakomunikowała po czym podeszła do drzwi chcąc wyprosić nieproszonego gościa.
            - Luiza, proszę – zatrzymała ją blondynka – daj mi dosłownie pięć minut – prosiła.
            - jeżeli chcesz mnie znowu nazwać zdzirą lub poniżyć w inny sposób to proszę, daruj sobie – zapowiedziała splatając ręce na klatce piersiowej.
            - nie, nie! – zaprzeczyła czym prędzej skruszona rozmówczyni – chciałam cię przeprosić. Nie wiem co mi odbiło… nie wiedziałam, że zerwaliście z Gregorem.
            - aha! Czyli gdybym z nim była, to byłabym zdzirą, ale skoro z nim zerwałam, to wszystko jest ok., tak?! – zdenerwowała się Polka, po czym podeszła do swojego biurka i usiadła ze zgrzytem na fotelu.
            - nie! – zaprzeczyła Julia po czym podbiegła do biurka i oparła się o niego pochylając nad Luizą – absolutnie nie! Ja cię tak strasznie przepraszam. Błagam, wybacz mi. Nie jesteś zdzirą.
            - no dziękuję ci niezmiernie – oburzyła się Luiza odwracając głowę w drugą stronę. Julia westchnęła i opadła na krzesło stojące naprzeciwko biurka.
            - nie wiem co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła – wydukała skruszona wgapiając się w swoje dłonie. Luiza spojrzała na nią z zaciśniętymi ustami.
            - nic nie musisz robić – przełamała się odpuszczając nieco – tylko następnym razem nie wyzywaj mnie nie wiadomo od koga na środku hallu.
            - dziękuję! – krzyknęła Julia klaskając w dłonie – to się już nie powtórzy, przysięgam! – zapewniła, po czym wyfrunęła z gabinetu niczym poranny skowronek.

Luiza rozejrzała się nieobecnym wzrokiem po gabinecie, po czym zabrała torbę i wyszła z budynku. Marzyła już tylko o śnie.


***



            - Luiza! Zaczekaj! – zawołała Anna ze swojego portiernianego stanowiska. Luiza miała nadzieję przemknąć obok niej niepostrzeżenie, niestety, przed Anną trudno jest uciec. Polka zatrzymała się i zaciskając zęby wydusiła sztuczny uśmiech. Mogła się jedynie modlić o to, że recepcjonistka nie chce jej wypytać o wczorajsze przedstawienie.
            - o, cześć Anna, nie zauważyłam cię! – skłamała podchodząc do jej stanowiska.
            - witaj – uśmiechnęła się radośnie – mam dla ciebie wiadomość.
O tak!
            - z Polski, a dokładnie z uczelni – sprecyzowała z nieco mniej radosną miną.
O nie!
Luiza wzięła do ręki dużą kremową kopertę z zielono brązowym logiem AWF. Zmierzyła ją krytycznym wzrokiem, po czym podziękowała Annie i popędziła do siebie. Usiadła przed biurkiem i zerwała brzeg koperty. Poczuła jak przyspiesza jej tętno. Nie wiedziała o co może chodzić, ale domyślała się, że polecona przesyłka od dziekana, niczego dobrego wróżyć nie może. Wyciągnęła pojedynczą kartkę i zgrabnym ruchem ją rozłożyła.

„Szanowna Pani Luizo.
            W związku z otrzymaniem niepokojących wieści, dotyczących Pani osoby a związanych z zatrzymaniem przez policję pod poważnym zarzutem, jestem zmuszona do wezwania Pani w trybie natychmiastowym do siedziby naszej uczelni. W celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, proszę również, aby zjawiła się Pani wraz ze swoim bezpośrednim przełożonym. Proszę o niezwłoczne ustosunkowanie się do mojej prośby.
Z poważaniem
Krystyna Wojciechowska.”

Świetnie. Po prostu zajebiście. 
Luiza oparła się o fotel. Jakby miała mało problemów. Teraz jeszcze to. Cholerna Christine, cholerny staż. Cholerna Austria! A ona już zaczynała się nią zachwycać. Podziwiać góry i oświetlone nocą uliczki. Idiotka! Co ona sobie wyobrażała? Że tutaj zostanie? Że może tutaj żyć? Gorzej! Że to będzie jej dom! Każdego dnia wydarzało się coś złego. Ledwo pozbierała się po wczorajszej chandrze, to znowu coś musi zepsuć jej humor. Ale była w tym jedna malutka, dobra wiadomość. Może wreszcie wrócić do domu. Chociaż na kilka dni. Luiza oparła się o biurko i po chwili namysłu wystukała odpowiedni numer w telefonie.
            - sekretariat, słucham? – odezwał się przyjaźnie damski głos.
            - witaj Martha. Możesz mi zarezerwować bilet?

______________________________________

Witajcie. Oto następuje kolejna cześć. Bardzo krótka i mam nadzieję, że zachęci Was do lepszej aktywności. Bo dla kogo w końcu piszemy tego bloga? ;) 
Jak zawsze zachęcam do komentowania. Pozdro i udanych wakacji! xD

Nitro