poniedziałek, 6 stycznia 2014

Luiza (15): sierota, trucicielka, włamywaczka, złodziejka, idiotka...

Polska przywitała ich piękną pogodą. Luiza po wyjściu z lotniska stanęła wyciągając twarz w stronę słońca i zaciągnęła się świeżym powietrzem. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie. Tęskniła za tym wszystkim. Za ciepłą jesienią, za słońcem. Przypomniało się jej, jak chodziła wieczorami z Paulą na lotnisko. Zabierały ze sobą koc, kładły się na trawie i obserwowały samoloty. Cieszyły się jak dzieci. Szczęśliwe chwile, bez problemów, bez zmartwień. Przepadły. Nieodwracalnie. Po raz ostatni tak beztrosko czuła się obserwując samoloty na lotnisku w Innsbrucku z…
            -… Liz! Złapałem taxi! – zawołał Thomas – ale nie mogę się dogadać z kierowcą, chodź szybko!
Polka zaśmiała się na widok zdezorientowanej miny Morgiego i podbiegła do samochodu. Podała kierowcy adres i usadowiła się na tylnym siedzeniu wraz ze skoczkiem, który już uruchamiał kamerę. Nie miał zielonego pojęcia co filmuje, ale to mu specjalnie nie przeszkadzało. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła się zastanawiać, co tak właściwie ma powiedzieć dziekan. Bo do niej właśnie jechali. Najlepiej obowiązki załatwić od razu i mieć czas na przyjemności. Miała ze sobą Thomasa, żywy dowód na to, że go jednak nie zabiła. Tylko czy on będzie w stanie do tego wracać? Od pamiętnej rozmowy w szpitalu, nie poruszali już tego tematu. Thomas chodził na terapię z psychologiem, ale o czym tam rozmawiali, to już nie był jej interes. Jak na razie wyglądał jak dziecko z ADHD Turbo, więc istniała nadzieja, że może nie zamknie się nagle w sobie. chociaż ze skoczkami nigdy nic niewiadomo. Oni się rządzili własnymi zasadami. Lub tych zasad brakiem… Hmm.
W tym momencie samochód wpadł w jakaś koleinę. Tego jednego akurat Luizie w Austrii nie brakowało… kamera wypadła Thomasowi z rak i wyskoczyła do góry robiąc efektownego fikołka. Skoczek i jego fizjoterapeutka odprowadzili ją wzrokiem, po czym z opóźnionym zapłonem zorientowali się, że może warto by ją złapać zanim roztrzaska się na kawałki.
            - łap ją! – zawołał Thomas rzucając się w kierunki latającego przedmiotu
            - aaa! – pisnęła Luiza również rzucając się w stronę kamery. Dwie pary rąk jednak niczego nie wskórały, bo zamiast złapać kamerę złapali swoje ręce, a urządzonko spadło na podłogę z głośnym trzaskiem. Zdezorientowany kierowca spojrzał na nich ze zgrozą w oczach, pewnie zastanawiał się czy ma już zdewastowany tył samochodu, czy jego niszczenie jeszcze trwa. Widząc kamerę nieco się uspokoił, obdarowując pasażerów spojrzeniem wyrażającym politowanie. Thomas tym czasem podniósł kamerę z podłogi z delikatnością matki i starał się założyć części, które odpadły. Po dokonaniu operacji uruchomił kamerkę, która o dziwo odpaliła. Uradowany Morgi z radości pogłaskał ustrojstwo i przytulił je do siebie. Luiza spojrzała na niego z miną jakby przytulał co najmniej szczura. Nie wiedziała jak często spotyka się z psychologiem, ale pewne było, że powinien podwoić liczbę godzin. Skoczek spojrzał na Luizę i widząc jej minę natychmiast pośpieszył z wyjaśnieniami.
            - nie patrz tak na mnie – zaśmiał się – jak ją dobrze traktuję to działa – wypowiedział z miną czterolatka starającego się przekonać rodziców, że to nie on stłukł wazon, tylko krasnoludki.

Uczelnia była już niemal pusta. Godzina była popołudniowa więc zostało już niewielu studentów. Luiza i Thomas podeszli pod gabinet pani dziekan w akompaniamencie odgłosów wydawanych przez swoje kroki. Polka niemal słyszała bicie swojego serca. Była zestresowana niczym przed egzaminem na prawo jazdy. „Zameldowała się” u sekretarki, która  po krótkiej konsultacji z szefową otwarła przed Polką drzwi do gabinetu. Luiza wzięła głęboki oddech i starał się uspokoić przyspieszony oddech. Poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
            - Lizz, spokojnie. Tyle wytrwałaś w Austrii a boisz się jakiejś kobiety? – szepnął jej do ucha Thomas, popychając ją lekko w stronę drzwi. Ostatni raz w tym miejscu Luiza była jak otrzymała staż. Wyszła wtedy z gabinetu jak burza, rzucając wokół pioruny i gromiąc wzrokiem każdego, kto choćby na nią spojrzał. Teraz jakże odmieniona. Weszła do środka niczym mokre pisklę jastrzębia, popychane dziobem przez swoja matkę – Thomasa. Nieciekawe porównanie. Wyrocznia (czyt. Pani Dziekan) siedziała przy swoim biurku bazgrząc piórem po jakimś dokumencie. Pewnie ktoś zaraz wyleci ze studiów. Spojrzała na Luizę krytycznym wzrokiem, po czym wskazała jej dłonią fotel naprzeciwko jej biurka. Podobnie postąpiła z Thomasem. Skoczek z tryumfalnym, zupełnie nieadekwatnym wyrazem twarzy usiadł we wskazanym miejscu i ukradkiem posłał oczko do swojej fizjoterapeutki. Otwarł torbę, która ze sobą taszczył i wyciągnął z niej teczkę, na której widniał
Zygzak McQueen i Złomek z filmu Auta. Luizie z wrażania opadła szczęka. Nie wiedziała czy poprosić Thomasa, żeby wyszedł już teraz, czy zaczekać aż jeszcze bardziej się skompromituje. A przy okazji i jej osobę. Miałaby wtedy na usprawiedliwienie fakt, że pracuje z trudną młodzieżą. Pani dziekan spojrzała na niego z zaciekawieniem, po czym zwróciła się do udręczonego ptaszyska:
            - a więc pani Luizo… domyśla się pani w jakim celu panią wezwałam. Chciałabym usłyszeć wyjaśnienia. Zostałam poinformowana, że została pani zatrzymana przez policję pod dosyć poważnym zarzutem – wypowiedziała z naciskiem na „dosyć poważnym zarzutem” po czym wbiła swój wzrok w fizjoterapeutkę. Luiza otworzyła usta aby choć w części się usprawiedliwić, chociaż było to dosyć ciężkie zadanie. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo głos zabrał Thomas, który w tym czasie wyciągnął ze swojej szałowej teczki plik jakiś dokumentów. Luiza zmarszczyła brwi i podniosła się na fotelu, aby zobaczyć co też skoczek położył na biurku dziekan.
            - tutaj wszystko jest wyjaśnione – powiedział nareszcie z powagą blondyn – to dokument dowodzący o niewinności pani podopiecznej – dodał wskazując odpowiedni dokument. Luiza wbiła wzrok w podłogę. Dlaczego sama nie wpadła na to, żeby zabrać te dokumenty? Jechała się tłumaczyć, ale uniewinnienia nie zabrała. No bo po co?!
Pani dziekan wgłębiła się w dokumenty pocierając dłonią brodę, co chwilę zerkając na Luizę i Thomasa i wydając z siebie przeciągłe: „hmmmm”. Kiedy skończyła, odłożyła dokumenty na bok, splotła dłonie i ponownie spojrzała bacznie na swoich gości.
            - a więc to pan był poszkodowany? – zapytała zwracając się do Thomasa
            - tak – odpowiedział – a skoro tu jestem, to najlepszy dowód na to, że Luiza jest niewinna – dodał z lekkim uśmiechem. Dziekan najwidoczniej kamień spadł z serca, bo odwzajemniła uśmiech. Musiała się w duchu ucieszyć, jej szkoła uniknie skandalu.
            - w takim razie bardzo się cieszę, pani Luizo – zwróciła się do dziewczyny, która już zaczynała się zastanawiać, czy w ogóle jest tam potrzebna – mam nadzieję, że już więcej nie dojdzie do podobnych nieporozumień, a pani będzie przynosić chlubę naszej szkole – dodała z uśmiechem, na co nie wiedzieć czemu, Luiza wybuchła rechotem, za który chwilkę później musiała przepraszać. Atmosfera zrobiła się nieco luźniejsza, a pani dziekan odpuszczając z oficjalnego tonu ucięła sobie pogawędkę z… Thomasem. Okazało się, że często przebywa w Austrii, ponieważ kocha tam jeździć na nartach i zatrzymuje się u swojego wuja Helmuta. Ponadto bardzo cieszyła się, że Luiza może przebywać w „tym pięknym kraju” i dodała, że „bardzo chciałaby być na jej miejscu”. No cóż, teraz Luiza bardzo chętnie mogłaby się zamienić.
            - bardzo dziękuję za fatygę – zaćwierkała pani dziekan – ale pozwolą państwo, ze dokumenty sobie zostawię – dodała podnosząc się z miejsca, aby pożegnać swoich gości
            - może zostawić pani teczkę? – zaproponował Thomas – szkoda by było gdyby dokumenty się pomięły – dodał. Luiza schowała twarz w dłoniach. Skoczkowie byli gorsi niż dzieci. Przebywając z nimi kompromitacja była nieunikniona.
            - dziękuję! – zawołała Luiza rzucając się Thomasowi na szyję zaraz po tym jak drzwi gabinetu się za nimi zamknęły.
            - co byś beze mnie zrobiła, co? – zaśmiał się skoczek, teatralnie okręcając się z Polką wokół własnej osi.
            - ale ta teczka… mogłeś już sobie darować – skarciła go łokciem wbitym w bok.
            - a widziałaś jej konsternację jak mi odmawiała? Myślałem, że tam nie wytrzymam – wybuchł śmiechem.
            - jesteś niemożliwy – skwitowała go dziewczyna i pociągnęła za sobą do wyjścia.
Wybiegli z uczelni roześmiani szturchając się wzajemnie. Thomas posłusznie taszczył dwie torby, swoją i Luizy. Szczęśliwa Polka niemal podskakiwała z radości. Miała za sobą spotkanie z dziekanem, dzięki Thomasowi zakończone pomyślnie, a na dodatek była taka piękna pogoda! Dziewczyna wciągnęła powietrze do płuc i delektowała się nim niczym Edith dymem papierosowym. Zaczekała na skoczka taszczącego bagaże i zaprowadziła go do swojego mieszkania, gdzie już czekała na nich Paula.
            - jesteście wreszcie! – zawołała współlokatorka rzucając się Luizie na szyję – tak się za tobą stęskniłam – szepnęła wbijając jej brodę w obojczyk.
            - daj spokój, bo mnie udusisz – zaśmiała się fizjoterapeutka obejmując przyjaciółkę – ja też się za tobą stęskniłam.
            - dobrze wyglądasz – stwierdziła z ulgą, mierząc Luizę wzrokiem, kiedy już uwolniła ją z dusicielskiego uścisku – chyba wszystko się ułożyło? – zapytała aby się upewnić.
            - taak – przytaknęła Luiza po chwili zastanowienia – ostatnio jest jakoś lepiej – uśmiechnęła się szczerze – ale dosyć o mnie! Poznaj Thomasa! – zawołała radośnie. Po wymianie wzajemnych uprzejmości w języku angielskim, cała trójka usiadła do stołu. Paula postanowiła popisać się powitalnymi pierogami. Zapach był tak kuszący, że nawet Thomas, który musi trzymać dietę, zdecydował się na kilka sztuk. Skomplementował nawet Paulę, że są to najlepsze pierogi jakie w życiu jadł. A, że je coś takiego po raz pierwszy, to na pewno nie kłamie.
            - jak to się nazywa? – zapytał Luizę
            - pierogi, tradycyjne polskie danie – uśmiechnęła się dziewczyna
            - piehhogi?
            - nie, pieRogi
            - piehhogi – starał się Thomas wprawiając dziewczyny w paniczny śmiech
            - RRRRRRRRRR, pieRRogi!
            - pieHHHHHHogi!




***




Luizę obudziły promienie słońca, świecące prosto w jej twarz. Odwróciła się delikatnie na drugi bok, aby nie obudzić Thomasa, który spał na podłodze, mając pod sobą jedynie materac. Jak prawdziwy dżentelmen nie zgodził się, żeby Luiza lub Paula spały na podłodze i czym prędzej zajął sobie najlepszy kawałek parkietu. Skoczek był nieprzejednany, więc dziewczyny z wyrzutami sumienia poukładały się do swoich łóżek. Thomas w nocy niemiłosiernie chrapał, lecz Luiza była tak zmęczona, że zasnęła na przekór rozdzierających charkotów sąsiada „z dołu”. Poprzedni dzień był dosyć ciekawy. Po pamiętnych pieHHHogach, cała trójka wybrała się na krajoznawczy spacer. Krajoznawczy dl Thomasa oczywiście. Skoczek z entuzjazmem przedszkolaka, ze swoją ukochaną kamerą pędził przodem i nagrywał wszystko co się da. Pogoda dopisywała, nie wiał zimny wiatr ze śniegiem jak w Austrii, a w krok za nimi nie łaził żaden paparazzi. Thomasowi bardzo spodobał się Kraków i… Paula. Rozmawiał z nią częściej niż z Luizą, wymienili się numerami telefonów i świetnie bawili się w swoim towarzystwie. Luiza ucieszyła się z takiego obrotu sprawy, ale też ją nieco zaniepokoiła. Thomas ostatnio dużo przeszedł przez Christine, a Paula miała przecież chłopaka. Fizjoterapeutka westchnęła ciężko i przewaliła się z gracją samicy słonia na plecy. Usłyszała dochodzące z kuchni jakieś stukoczące odgłosy. Po chwili drzwi do jej sypialni uchyliły się cichutko i pojawiła się w nich Paula. Gestem ręki przywołała Luizę do siebie. Dziewczyna delikatnie, na paluszkach przeszła obok Thomasa niebezpiecznie chwiejąc się nad jego głową. Udało się jej na szczęście złapać równowagę i skoczek uszedł z życiem. W kuchni czekała już świeżo zaparzona kawa. Mocna, taka jaką Luiza zawsze lubiła.
            - mam nadzieję, że cię nie obudziłam – zapytała Paula nalewając parujący napój do kubków – chciałam z tobą porozmawiać, a nie chciałam, żeby Thomas czuł się źle jak będziemy rozmawiać po polsku – uśmiechnęła się w usprawiedliwieniu.
            - Thomas się nie obraża – zaśmiała się Polka. A właściwie to jedna z Polek – o czym chciałaś porozmawiać? – zapytała wbijając wzrok w blat stołu. Fraza: „musimy porozmawiać” wzbudzała w niej niemiłe wspomnienia.
            - przecież wiesz – skarciła ją wzrokiem Paula – może teraz jest dobrze, ale jak wrócisz…
            - …daj spokój – przerwała jej Luiza – przecież wiesz, że jestem twarda. Nie tak łatwo mnie złamać
            - może powinnaś porozmawiać z rodzicami? – zapytała przyjaciółka z troską w głosie. Luiza odłożyła kubek na bok i potarła dłonią czoło.
            - niby dlaczego mam z nimi teraz rozmawiać? – zapytała – mają mnie gdzieś. Nie wiedzą nawet, że nie przebywam teraz w Polsce.
            - nie wiedzą tego, bo im nie powiedziałaś – wytknęła jej współlokatorka.
            - i nie muszą tego wiedzieć. Niech sobie siedzą w tym swoim Luksemburgu. Oni mnie nie potrzebują, więc ja tez sobie beż nich poradzę. Mam ciebie a w Austrii Edith i Thomasa.
            - wiesz, że to nie to samo – starała się ją przekonać Paula.
            - nie, nie to samo. To coś więcej. Wiecie o mnie więcej niż moi rodzice. I proszę, nie chcę już o nich rozmawiać.
            - a Thomas?
            - co Thomas?
            - miałaś tu być z Herbertem. Dlaczego przyjechałaś z Thomasem?
            - Herbert był potrzebny Pointnerowi, a Thomas i tak nie może teraz trenować. Poza tym, on jest jak moje osobiste słońce.
            - ogrzewa ci serce? – zapytała Paula z przekąsem.
            - nie – zaprzeczyła Luiza – po prostu umie dopiec – zaśmiała się.
            - a co z Gregorem? – zapytała Paula po chwili milczenia. Liz wzdrygnęła się na sam dźwięk jego imienia.
            - co ma być… nic nie ma.
            - nic? – zdziwiła się przyjaciółka – tyle masz do powiedzenia? Przecież mówiłaś mi, że to ten jedyny, że to co was łączy, to coś na całe życie – oburzyła się.
            - z Gregorem sprawa już jest zamknięta. Tutaj już naprawdę nie ma o czym mówić – wzruszyła ramionami z zasępiała miną.
            - nie żałujesz? – zapytała Paula z troską w głosie.
            - jasne, że tak – przyznała nareszcie Luiza – ale nie mogłam trwać w tej sytuacji, przez wzgląd na to co było z Nickiem, zranił mnie i będę chyba mieć tę bliznę w sercu na zawsze. Ale dajmy już spokój, dosyć o mnie. Lepiej powiedz co u ciebie – wyprostowała się i zachęciła współlokatorkę uśmiechem do mówienia – co u Jacka?
            - no cóż - westchnęła Paula – z Jackiem sprawa już tez zamknięta.
            - jak to?! – zerwała się Luiza – dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
            - miałaś tyle problemów – tłumaczyła – nie chciałam ci dokładać kolejnych zmartwień.
            - przestań! Nigdy więcej tak nie rób! Przecież zawsze możesz do mnie zadzwonić, w każdej chwili możesz przyjechać. Wystarczy słowo a ja tez przyjadę! Jak to się stało?
            - przecież wiesz jakim był cholernym maminsynkiem – warknęła Paula – tego się już nie dało znieść. Powiedziałam mu, żeby zadzwonił jak się wyprowadzi od rodziców.
Luiza uśmiechnęła się lekko do przyjaciółki i złapała ją za rękę. Właściwie to nie wiedziała co ma jej powiedzieć. W świetle ostatnich wydarzeń nie była najodpowiedniejszą osobą do udzielania porad. Jednakże szczerze współczuła współlokatorce, bo wiedziała ile znaczył dla niej Jacek. Chyba. W tym momencie drzwi od pokoju Luizy cichutko się otwarły a w nich ukazał się niedźwiedź polarny, wybudzony ze swego snu. Uśmiechną się do dziewczyn i przywitał przeciągłym „czeeeeść” po czym klapną obok Luizy na krzesła i oparł się o drewniany stół łokciami.
            - kawki bym się napił – zamruczał pocierając się dłonią po brodzie – i śniadanko bym jakieś zjadł – dodał z szerokim uśmiechem.
            - pff- prychnęła Luiza po czym wskazała palcem przed siebie – lodówka jest tam.


Kilka godzin później Luiza i Thomas siedzieli w milczeniu w samolocie. Czas w Polsce minął jak z bicza strzelił, a były to właściwie nie całe dwa dni. Teraz trzeba było wrócić do pracy i obowiązków. W Austrii na Thomasa czekały wzmożone treningi i zajęcia z fizjoterapii, testowanie sprzętu i ostatnie szlify w przygotowaniach do sezonu. Na Luizę czekała praca, praca i hmmm… praca. Ale z doładowanymi akumulatorami wracało się jej o wiele lżej. Miała nadzieję, że teraz wszystko się ułoży. Sprawa ze stażem była wyjaśniona. Teraz trzeba było tylko pogadać z Herbertem i będzie ją można ostatecznie zamknąć. Chociaż to będzie z głowy. Bo o ile w sprawach zawodowych względny spokój, to w sferze prywatnej wręcz przeciwnie. Ale nie czas na zamartwianie. Luiza wyprostowała się na fotelu i spojrzała przez okno. Chciała zerknąć na odległą ziemię, ale niestety, wszelkie widoki zasłaniała gruba warstwa chmur. Czyżby już Austria?
            - Liz, muszę ci cos powiedzieć… - wypowiedział nagle Thomas głosem alergika zmuszonego do pracy przy ulach. Luiza spojrzała na niego z rozbawieniem – przed naszym wyjazdem zgodziłem się na zaproszenie… znajomej
            - jakie zaproszenie? – zapytała Luiza z uśmiechem
            - na kolację. Ty, ja, ona i jeszcze jeden chłopak. Uparła się, naprawdę, nie miałem już argumentów żeby jej odmówić! – bronił się skoczek, czego Luiza kompletnie nie rozumiała.
            - ok. – zaśmiała się – nie ma sprawy, pójdę z tobą – poklepała go po ramieniu – nie wiem tylko dlaczego tak się tłumaczysz. Przecież nawet ich nie znam, są tacy straszni? – zażartowała nie przestając się uśmiechać.
            - tak właściwie… to ich znasz – wycedził skoczek pociągając nosem i bacznie spoglądając na swą sąsiadkę w locie.
            - Ok… - parsknęła unosząc jedną brew dziewczyna – więc kto to jest?
            - Grgggooooor i Jillllla…
            - kto?
            - no Griiiigr i Juuuuia
            - Thomas, zlituj się i mów wyraźnie!
            - to Gregor i Julia – rzucił szybko po czym lekko odsunął się od Polki, jakby chciał uciec od jej ewentualnego ataku szału. Luiza tym czasem zastygła, wpatrując się w Thomasa z rozdziawionymi ustami. Nie zwróciła nawet uwagi na stewardessę, która proponowała coś do picia. Wpatrywała się w Luizę z nieukrywanym zaniepokojeniem i odeszła dopiero gdy skoczek dwukrotnie zapewnił, że nie chcą niczego do picia. Nie, pytanie pasażerów przez głośniki: „czy na pokładzie znajduje się lekarz” też nie było konieczne.
            - Liz, proszę, nie denerwuj się… - poprosił skoczek po odprowadzeniu stewardessy wzrokiem – naprawdę nie miałem wyjścia…
            - Tom… jak ty to sobie wyobrażasz? Mam iść na kolację z moim byłym chłopakiem i jego… - urwała.
            - oni nie są razem! – pośpieszył skoczek z wyjaśnieniami.
            - czy to wiele zmienia? – zawyła – mam patrzeć jak jakaś blondyna mizdrzy się do chłopaka, którego… - znowu urwała. Co za idiotyczna sytuacja. Czuła się jak striptizerka ukryta w torcie, która zamiast wyłonić się na wieczorze kawalerskim trafia na przyjęcie urodzinowe dziesięciolatka.
            - dobra, to był jednak zły pomysł – ukorzył się Thomas – wymagałem od Ciebie zbyt wiele. Postaram się to jakoś odkręcić. Przepraszam – spojrzał na Liz wzrokiem kota ze „Shreka” po czym wyciągnął telefon i zaczął wystukiwać na nim wiadomość. Polka zerkała na wyświetlacz z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony nie miała najmniejszej ochoty oglądać Julii i Gregora razem, ale może terapia szokowa byłaby dla niej najodpowiedniejsza? Poza tym nie chciała wystawiać Thomasa, po tym co zrobił dla niej na uczelni. Dobra, najwyraźniej nafaszeruje się jakimiś lekami i pójdzie na kolację z otumanionymi zmysłami.
            - zostaw – zakomunikowała łapiąc skoczka za rękę – nie odkręcaj niczego. Pójdę tam.
            - jesteś pewna? – zapytał niepewnym głosem – nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeżeli to dla ciebie za dużo, to rozumiem.
            - dam radę – pokiwała głową – będę miała ciebie, to mi pomoże – uśmiechnęła się lekko i puściła skoczkowi oczko. Thomas uśmiechnął się promiennie, złapał Polkę za rękę i ucałował w policzek.
            - dzięki, jesteś wielka!



Luiza przekręciła klucz i pchnęła drzwi. Weszła do mieszkania, w którym panowały egipskie ciemności. Nacisnęła włącznik i oświetliła cały apartament za jednym zamachem. Przeszła kilka kroków i rzuciła torbę obok swojej nogi, niemal słysząc echo wydane przed jej upadek. Ściągnęła płaszcz i odwiesiła go na wysokim, drewnianym wieszaku. Ściągnęła buty i drapiąc się po głowie przeszła do kuchni. Z szafki na talarze, szklanki i inne szkło wyciągnęła duży kieliszek na wysokiej nóżce po czym przyglądnęła się wyposażeniu regaliku z winami, które zostały tutaj jeszcze po poprzednim właścicielu. Notabene, po Christine. Przeciągnęła palcem po kilku korkach po czym wylosowała kilkudziesięcioletnie, czerwone wino. Z niemałym wysiłkiem odkorkowała butelkę i nalała sobie trunku. Wzięła kieliszek i poczłapała z nim do salonu. Włączyła telewizor i spojrzała na reklamę jakiś ciasteczek, w której występował… Kofler. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym podniosła kieliszek do góry.
            - Andreas, Edith, wasze zdrowie. I zdrowie ciasteczek! – zaśmiała się i upiła łyk alkoholu. No, no, no. Trzeba przyznać, że jej „siostrzyczka” miała dobry gust. Polka odwróciła się na pięcie i przeszła obok regału na książki jadąc palcem po drewnianych półkach. Jej wzrok zatrzymał się na zdjęciu. Była na nim z Gregorem, nad rzeką Inn. Chłopak na tle świateł odbijających się od tafli wody, całuje Luizę w policzek. Kiedy to było…
            - twoje zdrowie Gregor – szepnęła gładząc dłonią zdjęcie. Zamyśliła się nad nim chwilę po czym odłożyła ramkę w taki sposób, aby nie było widać tego, co się w niej mieści. Wolnym krokiem wróciła do sofy i opadła na nią, uważając jednak, żeby nie rozlać wina. Zakręciła kieliszkiem, a jego zawartość zakołysała się i zamigotała odbijając przyciemnione światła salonu.

            - a teraz twoje zdrowie Luizo – wypowiedziała cicho – zdrowie Polki w Innsbrucku, sieroty, niedoszłej trucicielki, włamywaczki, złodziejki, siostry psychopatki, idiotki rzucającej świetnego chłopaka… gratulacje Luizo, rozmawiasz sama ze sobą. Robi się coraz ciekawiej – zaśmiała się gorzko po czym dopiła zawartość swojego kieliszka.  

_________________________________________________________________

W międzyczasie zapraszam na mojego nowego bloga: http://cosmic-mess.blogspot.com.
Pozdrawiam serdecznie

Nitro