poniedziałek, 11 listopada 2013

Luiza (14): Ja i Gregor... nie wiadomo.

Po rozmowie z Edith, Luiza czuła się trochę lepiej. Nie miały dla siebie ostatnio zbyt dużo czasu, ale ich rozmowy zawsze napawały Polkę lepszym nastrojem. A taki impuls był jej potrzebny. Zwłaszcza w tym czasie. Teraz dziewczyna pędziła do swojego gabinetu, było już po 14. Miała więc zajęcia z Thomasem. Wbiegła zatem czym prędzej do swojego gabinetu, ale Thomasa w nim nie było. Były za to dwie inne osoby. Kobieta i mężczyzna na widok dziewczyny rozpromienili się, jak na widok pierwszych przebłysków słońca wiosną. Luiza patrzyła na nich tępo, uśmiechając się z uprzejmości, chociaż widziała ich pierwszy raz w życiu.
            - państwo kogoś szukają? – zapytała – może Herberta?
            - nie, nie – zaprzeczyła kobieta – my do ciebie słonko – uśmiechnęła się promiennie zrywając się z miejsca. Podobnie zrobił mężczyzna. Stanęli przed dziewczyną jak na zbiórce i ze szczerymi uśmiechami przedstawili się jako rodzice Gregora, obwieszczając uroczyście, że są przyszłymi teściami i niezmiernie cieszą się, że ich syn nareszcie znalazł sobie dziewczynę. Luiza jak stanęła z tępym uśmiechem na ustach, tak została. Stała w bezruchu i namiętnie myślała, jakby się tu wyplątać z tej żenującej sytuacji. Ojciec Gregora zaczął się jej przyglądać z niepokojem. Ale to nic. Może pomyślą, że jest psychopatką i uciekną? Płonne nadzieje. „Teściowie” rozsiedli się na nowo w fotelach i z wyczekującymi minami czekali na jakiś gest ze strony „synowej”. Lecz jedyną aktywnością, na jaką mogła się teraz zdobyć, była ucieczka. Dlaczego Gregor nic nie powiedział jej, że powinna się spodziewać TAKICH gości? Miała ochotę pójść do niego i przypierając go do ściany wydusić od niego wyjaśnienia.
            - Gregor nie wspominał, że mają państwo nas odwiedzić – powiedziała starając się przybrać najnormalniejszy na świecie ton głosu, wieńcząc efekt misternie utkanym uśmiechem.
            - ah! – machnęła ręką matka – Gregor o niczym nie wie! – zaśmiała się.
            - gdyby wiedział, na pewno odradziłby nam przyjazd. Powiedziałby, że nie ma czasu i że sam nas odwiedzi – dodał ojciec, a kobieta pokiwała głową, zgadzając się z jego słowami.
            - yhmmm… - burknęła Luiza patrząc na parę z rosnącym przerażeniem. Podeszła do swojego fotela intensywnie myśląc, co począć.
            - a więc jak wam się układa? – walnął jak gromem z jasnego nieba ojciec Gregora. Luizie chwyciło oddech. Rozdziawiła lekko usta starając się sklecić jakąś wymijającą wypowiedź. Mogła im powiedzieć, że tak właściwie to już ze sobą zerwali. A konkretniej to ich nawiedzona niedoszła synowa, powiedziała ich ukochanemu synowi papa, aby mógł ułożyć sobie życie z kimś, z kim nie chce. Ale ta osoba chce. Więc może sprawić, że i Gregor zechce. Echem. Po co sobie ułatwiać?
W tym momencie do gabinetu Luizy wszedł Thomas. Jak posłaniec niebios. W każdym innym wypadku Luiza za spóźnienie zrównałaby go z ziemią, ale w tej konkretnej chwili najchętniej padłaby mu do stóp i zaczęła czyścić buty.
            - Lizz, przepraszam za spóźnienie, ale trener mnie zatrzymał – wyrzucił z siebie jednym tchem – o! – stanął zaskoczony zobaczywszy gości – witam państwa Schlierenzauerów! – zawołał uśmiechając się od ucha do ucha, jednocześnie zerkając na Luizę.
            - Thomas, witaj! – zawołali niemal jednym głosem, podnosząc się energicznie z miejsc.
            - jak się czujesz chłopcze? – zapytał Pan Schlierenzauer – słyszeliśmy co się stało.
            - na szczęście wszystko dobrze się skończyło – uśmiechnął się.
            - oh, to dobrze – odetchnęła pani Schlierenzauer, głaskając lico posłańca matczynym gestem – dobrze wyglądasz. To znaczy jesteś jeszcze trochę blady, ale widać, że wracasz do formy.
            - a to wszystko dzięki Luizie – komplementował Polkę uśmiechając się do niej szeroko. Natychmiast zmienił minę, gdy spojrzał w jej stronę – echem – odchrząknął – to może ja zawołam Gregora?
            - bylibyśmy ci bardzo wdzięczni – zakomunikowali rodzice odprowadzając wzrokiem chłopaka. Thomas wyszedł spokojnie z gabinetu, lecz gdy tylko drzwi się za nim zamknęły wszyscy usłyszeli szybkie tupnięcia. Biegł. Luiza w tym czasie, chcąc maksymalnie odwlec rozmowę, zaproponowała nieoczekiwanym gościom coś do picia. Nie chcieli. Jak pech to pech. Nalała więc szklankę wody tylko dla siebie i wypiła ją duszkiem, chociaż miała ochotę chlusnąć nią sobie prosto w twarz. Zagryzając wargi usiadła na swoim miejscu i rzuciła kolejny sztuczny uśmiech. Gregor powinien być o tej porze na siłowni, dwa piętra pod gabinetem Luizy. Przyjście nie powinno mu zatem zając wiele czasu. Pomimo tego minuty dłużyły się niemiłosiernie.
            - a więc jak długo jesteście razem? – walnęła tym razem pani żona.
O kurwa. Lepszym pytaniem byłoby raczej: jak długo NIE jesteście razem? Łatwiej policzyć.
            - eeeeeeem, nie długo – wydukała kiwając głową. Rodzice spojrzeli na siebie z niewyraźnym wyrazem twarzy. Spodziewali się, że ich synowa będzie bardziej rozgarnięta. I rozmowna. Może się do niej zniechęcą i uciekną? Nie? Cholera.
            - ale wybieraliście się do nas, prawda? – zapytał ojciec – nie chcieliście chyba ukrywać WASZEGO ZWIĄZKU? – zaśmiał się.
Luiza tez się zaśmiała, chociaż tak właściwie to nieświadomie. Świadomość szwankowała, nie wiedziała co robić. Patrzyła na ojca Gregora, któremu powoli rzedła mina, aż ocknęła się, że zadał jej pytanie i mogłaby w sumie odpowiedzieć.
            - wybieraliśmy się! – rzuciła – tak, ooo! Jak my się wybieraliśmy… - dodała przyciszając głos i zdając sobie sprawę, że przesadza. Spojrzała w blat stołu i podrapała się po głowie. Gregor! gdzie jesteś?
            - to dobrze kochana – powiedziała pani mama bez przekonania – już mówiłam Gregorowi, że powinniście zamieszkać u nas! – wbiła kolejny cios – nasz dom jest za duży dla naszej dwójki. Odkąd Gloria wyjechała na studia, jesteśmy tam tylko my!
No tego już było za wiele. Jedyne co pozostało Polce, to urodzić im wnuki. Luiza siedziała jak wryta wbijając w biurko niewidzące spojrzenie. Miała ochotę walnąć głową w blat i nie ruszać się do samego wieczora. Może wtedy by uciekli? Też nie?
Na korytarzu rozległy się odgłosy zwalniających kroków i niewyraźne resztki nerwowych zdań wygłaszanych półgłosem. Po chwili drzwi do gabinetu się otwarły i do środka wszedł Gregor i Thomas.
            - mamo, tato, co tutaj robicie? – zapytał zerkając na Luizę wystraszonym wzrokiem.
            - synu, nie cieszysz się, że przyjechaliśmy? – zapytał ojciec obejmując Gregora
            - tak się za tobą stęskniliśmy! – dodała matka
            - ależ oczywiście, ze się cieszę – przerwał im chłopak – tylko dlaczego mnie nie uprzedziliście? – zapytał wyswobadzając się z objęć
            - chcieliśmy poznać twoją narzeczoną! – zawołali jakby była to najnormalniejsza na świecie rzecz. Szkopuł w tym, że to już nieaktualne.
Gregor przełknął głośno ślinę i znowu spojrzał na Luizę. Ona jednak nadal w letargu siedziała niewzruszona niczym Kleopatra na tronie.
Thomas próbując ratować sytuacje zerknął na zegarek i z przepraszającą miną rzekł do szczęśliwej dwójki:
            - przepraszam, ale musze porwać Luizę. Mamy już po ślizg w zajęciach – wytłumaczył. Luiza zerwała się z fotela niczym pająk na zaplataną w sieci muchę i chciała wbiec do drugiego pomieszczenia taranując wszystko po drodze. Niestety. Ojciec Gregora zatrzymał ją delikatnie uśmiechając się do Thomasa
            - chłopcze, czy miałbyś coś przeciwko, jakbyśmy porwali Luizę na godzinkę? Możecie raz przesunąć zajęcia? – zapytał
Thomasowi zrzedła mina. Spojrzał na Polkę, która niemymi znakami błagała, żeby się nie zgadzał.
            - no nie wiem… - wydukał chłopak
            - na pewno nic się nie stanie, prawda Luizo? – skierowała się do niej mama Gregora. Polka otworzyła usta z zamiarem wyjaśnienia, że zajęcia muszą się absolutnie odbyć. I to TERAZ.
            - świetnie! – ucieszyła się mama nie pozwalając „synowej” dojść do głosu po czym pociągnęła ją za sobą nakazując Gregorowi wskazanie najlepszej restauracji. Luiza spojrzała zrozpaczonym spojrzeniem na Thomasa, który z gestem bezradności pokiwał jaj na pożegnanie.



Kilkanaście minut później cała czwórka siedziała już w restauracji. Luiza została oczywiście usadzona koło Gregora, w bliskości, która drastycznie wkraczała w jej przestrzeń osobistą. W drodze do przybytku smaku musiała wysłuchać, jakim to rozkosznym dzieckiem był niegdyś Gregor, kiedy zaczął chodzić, kiedy po raz pierwszy powiedział „mama” i kiedy zaczął skakać. Jej reakcje ograniczały się więc do wymuszonych zachwytów. Teraz niestety dwie pary oczu wpatrywały się na nią wyczekująco. Nie było wyjścia, trzeba było powiedzieć prawdę. Luiza spojrzała porozumiewawczo na Gregora, lecz on najwyraźniej nie myślał podobnie do niej. Korzystając z tego, że do stolika akurat podszedł kelner, szepnęła swojemu byłemu do ucha:
            - mówimy im!
            - nie – odpowiedział krótko
            - jak to nie? – bąknęła podirytowana
            - nie widzisz jak się cieszą? – zapytał – chcesz im prosto w twarz powiedzieć, że nic tu po nich, bo nie jesteśmy już razem?
            - to twoja wina! – zamruczała groźnie – po co im od razu mówiłeś?
            - nic im nie powiedziałem! – warknął – nie pamiętasz już zdjęć w gazecie?
Przeklęty szmatławiec.  
            - siedź cicho i udawaj, że się dobrze bawisz – nakazał po czym jak gdyby nigdy nic zajrzał do karty.
Luizie z wkurzenia uchodziła już chyba para z uszu. No ale przyznać rację Gregorowi musiała. Jego rodzice wyglądali na naprawdę bardzo szczęśliwych. Nie chciała ich ranić informacją o rozstaniu.
            - dobra – szepnęła Gregorowi uderzając go wcześniej w bok – ale masz im później powiedzieć prawdę!
Kelner z zapisanym notesem, posłusznie podreptał w stronę kuchni. Luiza wzięła głęboki oddech, spodziewając się serii pytań. Nie myliła się. Pierwsze pytanie zadała pani niedoszła teściowa.
            - Luizo, siedzisz tak cicho, a my bardzo chcielibyśmy się czegoś o tobie dowiedzieć. Wiemy tylko, że jesteś tutaj na stażu i że pochodzisz z Polski, ale nie wiemy nic o twoim życiu prywatnym.
A no wiecie, nic ciekawego. Mieszkałam z koleżanką, przyjechałam tutaj, siedziałam w pierdlu, rzuciłam waszego syna, teraz psychopatka podaje się za jej siostrę… o czym zapomniałam?
            - a co chcieliby państwo wiedzieć? – zapytała uprzejmie uśmiechając się.
            - powiedz nam coś o sobie. Skąd pochodzisz, jaka jest twoja rodzina?
Auć. Tylko nie rodzina. Wszystko, tylko nie to.
            - a więc jak już państwo wiedzą, jestem studentką fizjoterapii w Polsce, tutaj odbywam staż. Pochodzę z Krakowa. Piękne miasto. Znam tam każdy kąt.
            - a jak ci się podoba Austria? – zapytał tato
O fu. Jest okropna. To znaczy jeszcze dwa dni temu była cudowna, ale gusta się zmieniają. Zima jest paskudna. Źle, to jest jesień. Zima dopiero pokaże co potrafi. Poza tym wszędzie SA góry. Paskudne, wysokie góry.
            - ah jest piękna! – klasnęła w dłonie – jesień troszkę zimniejsza niż w Polsce, ale da się wytrzymać – łgała dalej – a te góry! Coś wspaniałego. Wyglądają przepięknie, kiedy są ośnieżone.
Rodzice uśmiechnęli się do siebie.
            - musisz koniecznie przyjechać do nas z Gregorem. U nas jest jeszcze wyżej i jeszcze piękniej – Luiza pokiwała głową z niedowierzania, że może być jeszcze gorzej.
            - a twoi rodzice? Masz rodzeństwo? – nie ustępowali. Szkoda, że nie kazali jej zeznawać pod przysięgą.
            - echem – odchrząknęła. Chciała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziała się z rodzicami. Dwa? Trzy lata temu? Coś koło tego. Rozmowa jak zawsze skończyła się jedną wielką kłótnią – jestem jedynaczką – zaczęła powoli – a z rodzicami nie utrzymuję zbyt bliskich kontaktów. A właściwie, to nie utrzymujemy prawie żadnych kontaktów. Mieszkają w Luksemburgu – dodała bez emocji.
Rodzice Gregora zmienili wyraz twarzy na nieco zaniepokojony, a chłopak popatrzył na nią zszokowany. Nic nie wiedział. Właściwie, to Luiza nie miała kiedy mu powiedzieć.
            - ale jak to? – zapytał ojciec skoczka – nie interesujesz się c się z nimi dzieje?
            - raczej to oni nie interesują się, co się dzieje ze mną – sprecyzowała – tata zawsze starał się mnie zrozumieć, ale mama… nie lubiła nawet kiedy tak do niej mówiłam. Wolała żebym zwracała się do niej po imieniu…
Cała trójka wpatrywała się w Luizę jak w jakąś bajkopisarkę prezentującą najnowszą powieść. No cóż, nie wszystkie relacje rodzinne wyglądają tak jak u Schlierenzauerów. 
            - kiedy miałam 16 lat – kontynuowała – rodzice podjęli decyzję o wyjeździe za granicę. Wtedy jeszcze do Niemiec. Dla ojca było jasne, że jadę z nimi, lecz mama, przepraszam Wiktoria, specjalnie mnie nie namawiała. Podjęłam więc decyzję, że zostaję. Rodzice wysyłali pieniądze, a ja sobie sama żyłam. Skończyłam liceum, zdałam maturę, rozpoczęłam studia. A teraz jestem tutaj.
            - biedactwo – zmartwiła się mama – jak sobie radziłaś?
            - na początku było ciężko. Ale czas zrobił swoje – dodała smutno.
Gregor siedział oparty o stół nie wiedząc co zrobić. Zważywszy jednak na dziwne spojrzenia rodziców objął Luizę ramieniem. Kiedy rodzice przestali się im przyglądać, zabrał natychmiast rękę, żeby dziewczyna nie musiała zrobić tego siłą. Niestety podczas kolacji musieli wykrzesać z siebie kilka podobnych, teatralnych gestów.
Reszta wieczoru upłynęła na szczęście w wesołej atmosferze. Z biegiem czasu, Polka odkryła, że tak naprawdę rodzice Gregora to bardzo sympatyczni ludzie. Mogli być świetnymi teściami. Mogli…
            - dziękuję – wypowiedział Gregor otwierając Luizie drzwi, kiedy wysiadała z samochodu – wiem, że było ci trudno
Tak. Ale na własne życzenie.



***



Luizę obudził piskliwy dźwięk telefonu. Otworzyła oczy zdezorientowana i podnosząc się szybko z łóżka, chwiejnym krokiem pobiegła do aparatu.
            - halo – wydusiła z chrypa w głosie
            - cześć Luiza, tu Martha. Wczoraj cię szukałam w OSV, ale nie znalazłam. Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale chciałam ci powiedzieć, że lot do Polski masz dziś. O 14 – wypowiedziała tonem telemarketerki
            - yyy – próbował ocknąć się Luiza – dzięki wielkie – wycedziła trawiąc słowa sekretarki
            - nie ma problemu – ćwierknęła – miłego lotu i do zobaczenia po powrocie – dodała miłym głosem po czym się rozłączyła.
Luiza odłożyła słuchawkę i potarła oczy zaciśniętymi pięściami. Czekał ją ciężki dzień. Najpierw dwugodzinne zajęcia z Thomasem, nadrabiające chociaż w części jej nieobecność a potem podróż. Aha i musiała jeszcze porozmawiać z Pointnerem. Ktoś przecież będzie musiał z nią pojechać. Sama myśl o spotkaniu z bossem napawała ją obrzydzeniem.

Dzień w OSV rozpoczął się jak co dzień. W hallu Martha i Anna z niezmiennym uśmiechem i pośpiechem krzątały się taszcząc papierzyska i kierując rozmaitych dostawców, kurierów i agentów do odpowiednich pomieszczeń i gabinetów. Skoczkowie powoli gromadzili się w oczekiwaniu na codzienny trening, a ochrona obserwowała wszystkich „spod byka”. Luiza poczłapała prosto do Pointnera. Po pierwsze miała mało czasu, a po drugie wolała mieć tę wizytę jak najszybciej za sobą. W portierni nie było Anny, więc Luiza do jaskini smoka musiała wejść samotnie. Zapukała więc, ale dla pewności odsunęła się nieco od drzwi. Gdyby trener jednak zionął ogniem, wolała nie znajdować się w polu rażenia.
            - proszę! – zawołał
nie było już odwrotu. Polka pchnęła drzwi i weszła do środka. Pointner podniósł wzrok znad okularów i spojrzał z kwaśną miną na dziewczynę. Miło.
            - dzień dobry trenerze – przywitał się oficjalnie po czym weszła do środka nie patrząc Potworowi w oczy.
            - witam – wycedził bez emocji – co panią do mnie sprowadza? – zapytał tym samym tonem. Luiza wyciągnęła „wezwanie” i podała je bossowi. Ten spojrzał na świstek, po czym w swej łaskawości nakazał Luizie usiąść. Poprawił okulary na nosie i spojrzał na kartkę.
            - myślałem, że już nie będziemy mieć z panią problemów – zakomunikował złośliwie nadal wpatrując się w pismo – ale jak widać myliłem się – dodał. Luiza zacisnęła usta i odwróciła głowę w druga stronę.
            - Herberta do Polski nie wyślę – zakomunikował poważnie odkładając kartkę i opierając się łokciami o blat biurka – jest mi potrzebny – wytłumaczył. Co prawda to on jest pani głównym przełożonym, ale niestety. Udzielimy w takim razie pełnomocnictwa komuś niższemu rangą – uśmiechnął się. Luiza wytrzeszczyła oczy na widok jego grymasu.
            - Marc nie jest w temacie. Musimy więc wysłać jakiegoś skoczka – powiedział drapiąc się w brodę. Luiza przełknęła głośno ślinę. Błagam, tylko nie Gregor! Zniesie nawet Koflera zarażonego chorobą wściekłych lisów, tylko nie Gregor! Wpatrywała się a twarz Pointnera czekając na jego decyzję jak na wyrok.
            - Loitzl odpada – kontynuował – musimy popracować nad tą jego łydką. Andreas musi trenować, ma problemy z dynamiką na progu. Musimy to jak najszybciej wyeliminować. Gregor… hmmm – zamyślił się na chwilę wprawiając Luizę w kołatanie serca – nie, Gregor nie – pokiwał po chwili przecząco głową, a Luiza zaczęła normalnie oddychać – mamy wiele nadziei związanych z nim na nadchodzący sezon, musi trenować systematycznie. Thomas z panią pojedzie. I tak nie może teraz w pełni trenować, więc kilka dni nie zrobi mu różnicy. Poza tym będzie pod pani okiem, więc Mozę pani tam czasem z nim popracować. No i oczywiście – uśmiechnął się cynicznie – będzie dowodem, że jednak pani plan się nie powiódł.
            - Panie Pointner – zaczęła Luiza spokojnie – bardzo proszę nie tracić energii na dręczenie mnie. Lepiej niech pan się zajmie sprzętem. Martin stłukł sobie ostatnio kolano, bo narta mu się nie wypięła po upadku. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Tym razem. Następnym razem już może nie mieć tyle szczęścia – zripostowała z przekąsem strącając ironiczny uśmieszek szefa. Pointner zmierzył ją pogardliwym wzrokiem i nabazgrolił coś na kremowej kartce. Podał ją Luizie i nakazał iść do Anny po pieczątkę. Dziewczyna pożegnała się z bossem starając się pozbyć złości z tonu głosu i poczłapała w wyznaczone miejsce. Potem popędziła prosto na zebranie kadry.



Zadowolony Thomas siedział już w samolocie z kamerą, kiedy zdyszana Luiza opadła na siedzeniu obok niego. Spojrzała w jego stronę przepraszającym spojrzeniem zasłaniając dłonią obiektyw, żeby skoczek nie miał możliwości nagrania jej twarzy w tym beznadziejnym stanie.
            - myślałem, że już nie zdążysz – wypowiedział witając się z Polką cmoknięciem w policzek.
            - najwyraźniej nie zniechęciło by cię to do wyjazdu – zaśmiała się dziewczyna, widząc jak Thomas przybliża właśnie w obiektywie silniki samolotu.
            - nie, bez ciebie to nie byłoby to samo – uśmiechnął się po czym wyłączył kamerę – co cię zatrzymało tak długo? – zapytał.
            - rozmawiałam z Edith. Po scysji z Walterem zamknęła się w ubikacji
            - świetne miejsce – skrzywił się skoczek – jak się czuje?
            - trochę jej przeszło ale jest jeszcze roztrzęsiona. Martwię się o nią. Dużo się u niej dzieje, może sobie z tym nie poradzić. Muszę z nią spędzać więcej czasu – odpowiedziała.
Z głośników rozległa się prośba o zapięcie pasów. Luiza posłusznie wykonała polecenie, po czym zamknęła oczy i złapała się mocno podłokietników. Latania się nie bała, nie cierpiała tylko startować i lądować. Thomas odrywając się na chwilę od kamery, którą znowu uruchomił, złapał Luizę mocno za rękę.
            - już po wszystkim – szepnął, kiedy byli już w chmurach, a siła odśrodkowa przestała ich wciskać w siedzenia. Polka wzięła głęboki oddech i otwarła oczy, dziękując Thomasowi za wsparcie i wysuwając delikatnie swoją dłoń z jego uścisku. Rozpięła pas i spojrzała przez okno. Nie było nic widać. Chmury gęsto zasłaniały ziemię. Austria. Norma. A w rodzinnej miejscowości Gregora jest jeszcze „piękniej”. Pomimo tego, że wmawiała sobie jak bardzo nie lubi już Austrii i jak bardzo doskwiera jej zima, to oddałaby wiele, aby móc się teraz znaleźć właśnie tam, właśnie z nim.
            - tęsknisz za nim? – zapytał Thomas. Dopiero teraz Luiza zauważyła, że chłopak bacznie się jej przygląda. Czytał w jej myślach? Nie miała zamiaru zadawać głupiego pytania: „za kim?”. Ale jaka była prawda? Taka, że usychała bez Gregora jak trawa podczas suszy, ale nie mogła absolutnie dopuścić do uświadomienia sobie swojego stanu. Nie mogłaby iść do pracy, nie mogłaby normalnie odbywać stażu, nie mogłaby normalnie funkcjonować.
            - wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać – odpowiedziała wgapiając się w okno.
            - Lizz, nie katuj się tak. Gregor świata poza tobą nie widzi, to widać na odległość – argumentował skoczek
            - to nie jest takie proste – chciała się bronić, ale blondyn przerwał jej w połowie zdania
            - to jest proste. Jeżeli się kochacie, to powinniście być razem!
            - ale… - wtrąciła się Polka
            - …nie ma żadnego ale! – przerwał jej ponownie – dlaczego nie walczycie o swoje szczęście?!
            - bo nie możemy być szczęśliwi jeżeli jest nas trójka! – niemal krzyknęła, wzbudzając zainteresowanie jakiejś pary siedzącej obok. Przeprosiła ich gestem reki po czym zwróciła się z powrotem do Thomasa – jesteś z nim w jakiejś spółce?
            - nie, nie jestem z nim w spółce. Po prostu widzę co się dzieje. Jaka trójka? O kim ty mówisz? – zainteresował się
            - o Julii – wycedziła przez zęby
            - o Julii?! – spojrzał na Luizę z wytrzeszczonymi oczami – a co ona ma do tego?
            - wróciła i chce odzyskać Gregora – oznajmiła z chłodem
            - ale jak odzyskać? – zapytał nadal zdezorientowany skoczek – jak można odzyskać kogoś, kogo straciło się kilka lat wcześniej?
            - a nie słyszałeś o powiedzeniu: „dla chcącego nic trudnego”? – zapytała
            - wiesz jak to w ogóle z nią było? – zapytał. Luiza pokiwała przecząco głową – no to posłuchaj – zarządził i rozsiadł się wygodnie – Julię znamy wszyscy od czasów gdy chodziliśmy do gimnazjum. Jest siostrą naszego kolegi, który chciał również zostać skoczkiem, ale kontuzja mu to uniemożliwiła. Chodziła więc za nim na treningi. Kiedy byliśmy już starsi, wpadł jej w oko Gregor. Lecz on nadal traktował ją jak siostrę kumpla. Sytuacja zmieniła się na rok przed jej wyjazdem. Zaczęli się spotykać, ale ich związek był dość… burzliwy. Julia nie potrafiła być wierna. Za plecami Gregora flirtowała z innymi chłopakami. Gregor na szczęście szybko się zorientował, że taki związek nie ma sensu. Julia jednak nie pozwoliła mu odejść. Wyjechała do Australii i myślała, że Gregor będzie na nią czekał, a ona wróci jak skończy się bawić. Teraz wróciła i myśli, że czas stanął w miejscu. Ale tak nie jest.
            - ale nikt nie zakończył oficjalnie ich związku – wtrąciła się Polka – i to jest problem
            - Liz, do Julii nie docierały żadne argumenty – podjął Thomas na nowo – nie traktowała Gregora poważnie. Każda rozmowa kończyła się tym samym. Mówiła, żeby Gregor przestał żartować.
            - może go kocha? – zapytała Luiza
            - dziewczyno, wymyślasz – wtrącił się skoczek
            - dlaczego nie pozwalasz mi skończyć? – oburzyła się
            - bredni się nie kończy, brednie się przerywa. A ty właśnie bredzisz – pogroził jej palcem – bierz przykład z Edith i Andreasa. Oni nie kłócą się o głupoty – dodał z poważną miną.

            - to całkiem inna sytuacja – westchnęła Luiza – oni są sobie pisani. Ja i Gregor… nie wiadomo.