Po rozmowie z Edith, Luiza czuła się
trochę lepiej. Nie miały dla siebie ostatnio zbyt dużo czasu, ale ich rozmowy
zawsze napawały Polkę lepszym nastrojem. A taki impuls był jej potrzebny.
Zwłaszcza w tym czasie. Teraz dziewczyna pędziła do swojego gabinetu, było już
po 14. Miała więc zajęcia z Thomasem. Wbiegła zatem czym prędzej do swojego
gabinetu, ale Thomasa w nim nie było. Były za to dwie inne osoby. Kobieta i
mężczyzna na widok dziewczyny rozpromienili się, jak na widok pierwszych
przebłysków słońca wiosną. Luiza patrzyła na nich tępo, uśmiechając się z uprzejmości,
chociaż widziała ich pierwszy raz w życiu.
-
państwo kogoś szukają? – zapytała – może Herberta?
-
nie, nie – zaprzeczyła kobieta – my do ciebie słonko – uśmiechnęła się
promiennie zrywając się z miejsca. Podobnie zrobił mężczyzna. Stanęli przed dziewczyną
jak na zbiórce i ze szczerymi uśmiechami przedstawili się jako rodzice Gregora,
obwieszczając uroczyście, że są przyszłymi teściami i niezmiernie cieszą się,
że ich syn nareszcie znalazł sobie dziewczynę. Luiza jak stanęła z tępym
uśmiechem na ustach, tak została. Stała w bezruchu i namiętnie myślała, jakby
się tu wyplątać z tej żenującej sytuacji. Ojciec Gregora zaczął się jej
przyglądać z niepokojem. Ale to nic. Może pomyślą, że jest psychopatką i
uciekną? Płonne nadzieje. „Teściowie” rozsiedli się na nowo w fotelach i z
wyczekującymi minami czekali na jakiś gest ze strony „synowej”. Lecz jedyną
aktywnością, na jaką mogła się teraz zdobyć, była ucieczka. Dlaczego Gregor nic
nie powiedział jej, że powinna się spodziewać TAKICH gości? Miała ochotę pójść
do niego i przypierając go do ściany wydusić od niego wyjaśnienia.
-
Gregor nie wspominał, że mają państwo nas odwiedzić – powiedziała starając się
przybrać najnormalniejszy na świecie ton głosu, wieńcząc efekt misternie
utkanym uśmiechem.
-
ah! – machnęła ręką matka – Gregor o niczym nie wie! – zaśmiała się.
-
gdyby wiedział, na pewno odradziłby nam przyjazd. Powiedziałby, że nie ma czasu
i że sam nas odwiedzi – dodał ojciec, a kobieta pokiwała głową, zgadzając się z
jego słowami.
-
yhmmm… - burknęła Luiza patrząc na parę z rosnącym przerażeniem. Podeszła do
swojego fotela intensywnie myśląc, co począć.
-
a więc jak wam się układa? – walnął jak gromem z jasnego nieba ojciec Gregora.
Luizie chwyciło oddech. Rozdziawiła lekko usta starając się sklecić jakąś
wymijającą wypowiedź. Mogła im powiedzieć, że tak właściwie to już ze sobą
zerwali. A konkretniej to ich nawiedzona niedoszła synowa, powiedziała ich
ukochanemu synowi papa, aby mógł ułożyć sobie życie z kimś, z kim nie chce. Ale
ta osoba chce. Więc może sprawić, że i Gregor zechce. Echem. Po co sobie
ułatwiać?
W tym momencie do gabinetu Luizy
wszedł Thomas. Jak posłaniec niebios. W każdym innym wypadku Luiza za
spóźnienie zrównałaby go z ziemią, ale w tej konkretnej chwili najchętniej
padłaby mu do stóp i zaczęła czyścić buty.
-
Lizz, przepraszam za spóźnienie, ale trener mnie zatrzymał – wyrzucił z siebie
jednym tchem – o! – stanął zaskoczony zobaczywszy gości – witam państwa
Schlierenzauerów! – zawołał uśmiechając się od ucha do ucha, jednocześnie
zerkając na Luizę.
-
Thomas, witaj! – zawołali niemal jednym głosem, podnosząc się energicznie z
miejsc.
-
jak się czujesz chłopcze? – zapytał Pan Schlierenzauer – słyszeliśmy co się
stało.
-
na szczęście wszystko dobrze się skończyło – uśmiechnął się.
-
oh, to dobrze – odetchnęła pani Schlierenzauer, głaskając lico posłańca
matczynym gestem – dobrze wyglądasz. To znaczy jesteś jeszcze trochę blady, ale
widać, że wracasz do formy.
-
a to wszystko dzięki Luizie – komplementował Polkę uśmiechając się do niej
szeroko. Natychmiast zmienił minę, gdy spojrzał w jej stronę – echem –
odchrząknął – to może ja zawołam Gregora?
-
bylibyśmy ci bardzo wdzięczni – zakomunikowali rodzice odprowadzając wzrokiem
chłopaka. Thomas wyszedł spokojnie z gabinetu, lecz gdy tylko drzwi się za nim
zamknęły wszyscy usłyszeli szybkie tupnięcia. Biegł. Luiza w tym czasie, chcąc
maksymalnie odwlec rozmowę, zaproponowała nieoczekiwanym gościom coś do picia.
Nie chcieli. Jak pech to pech. Nalała więc szklankę wody tylko dla siebie i
wypiła ją duszkiem, chociaż miała ochotę chlusnąć nią sobie prosto w twarz.
Zagryzając wargi usiadła na swoim miejscu i rzuciła kolejny sztuczny uśmiech.
Gregor powinien być o tej porze na siłowni, dwa piętra pod gabinetem Luizy.
Przyjście nie powinno mu zatem zając wiele czasu. Pomimo tego minuty dłużyły
się niemiłosiernie.
-
a więc jak długo jesteście razem? – walnęła tym razem pani żona.
O kurwa. Lepszym pytaniem byłoby
raczej: jak długo NIE jesteście razem? Łatwiej policzyć.
-
eeeeeeem, nie długo – wydukała kiwając głową. Rodzice spojrzeli na siebie z
niewyraźnym wyrazem twarzy. Spodziewali się, że ich synowa będzie bardziej
rozgarnięta. I rozmowna. Może się do niej zniechęcą i uciekną? Nie? Cholera.
-
ale wybieraliście się do nas, prawda? – zapytał ojciec – nie chcieliście chyba
ukrywać WASZEGO ZWIĄZKU? – zaśmiał się.
Luiza tez się zaśmiała, chociaż tak
właściwie to nieświadomie. Świadomość szwankowała, nie wiedziała co robić.
Patrzyła na ojca Gregora, któremu powoli rzedła mina, aż ocknęła się, że zadał
jej pytanie i mogłaby w sumie odpowiedzieć.
-
wybieraliśmy się! – rzuciła – tak, ooo! Jak my się wybieraliśmy… - dodała
przyciszając głos i zdając sobie sprawę, że przesadza. Spojrzała w blat stołu i
podrapała się po głowie. Gregor! gdzie jesteś?
-
to dobrze kochana – powiedziała pani mama bez przekonania – już mówiłam
Gregorowi, że powinniście zamieszkać u nas! – wbiła kolejny cios – nasz dom
jest za duży dla naszej dwójki. Odkąd Gloria wyjechała na studia, jesteśmy tam
tylko my!
No tego już było za wiele. Jedyne co
pozostało Polce, to urodzić im wnuki. Luiza siedziała jak wryta wbijając w
biurko niewidzące spojrzenie. Miała ochotę walnąć głową w blat i nie ruszać się
do samego wieczora. Może wtedy by uciekli? Też nie?
Na korytarzu rozległy się odgłosy
zwalniających kroków i niewyraźne resztki nerwowych zdań wygłaszanych
półgłosem. Po chwili drzwi do gabinetu się otwarły i do środka wszedł Gregor i
Thomas.
-
mamo, tato, co tutaj robicie? – zapytał zerkając na Luizę wystraszonym wzrokiem.
-
synu, nie cieszysz się, że przyjechaliśmy? – zapytał ojciec obejmując Gregora
-
tak się za tobą stęskniliśmy! – dodała matka
-
ależ oczywiście, ze się cieszę – przerwał im chłopak – tylko dlaczego mnie nie
uprzedziliście? – zapytał wyswobadzając się z objęć
-
chcieliśmy poznać twoją narzeczoną! – zawołali jakby była to najnormalniejsza
na świecie rzecz. Szkopuł w tym, że to już nieaktualne.
Gregor przełknął głośno ślinę i
znowu spojrzał na Luizę. Ona jednak nadal w letargu siedziała niewzruszona niczym
Kleopatra na tronie.
Thomas próbując ratować sytuacje
zerknął na zegarek i z przepraszającą miną rzekł do szczęśliwej dwójki:
-
przepraszam, ale musze porwać Luizę. Mamy już po ślizg w zajęciach –
wytłumaczył. Luiza zerwała się z fotela niczym pająk na zaplataną w sieci muchę
i chciała wbiec do drugiego pomieszczenia taranując wszystko po drodze.
Niestety. Ojciec Gregora zatrzymał ją delikatnie uśmiechając się do Thomasa
-
chłopcze, czy miałbyś coś przeciwko, jakbyśmy porwali Luizę na godzinkę? Możecie
raz przesunąć zajęcia? – zapytał
Thomasowi zrzedła mina. Spojrzał na
Polkę, która niemymi znakami błagała, żeby się nie zgadzał.
-
no nie wiem… - wydukał chłopak
-
na pewno nic się nie stanie, prawda Luizo? – skierowała się do niej mama
Gregora. Polka otworzyła usta z zamiarem wyjaśnienia, że zajęcia muszą się
absolutnie odbyć. I to TERAZ.
-
świetnie! – ucieszyła się mama nie pozwalając „synowej” dojść do głosu po czym
pociągnęła ją za sobą nakazując Gregorowi wskazanie najlepszej restauracji. Luiza
spojrzała zrozpaczonym spojrzeniem na Thomasa, który z gestem bezradności
pokiwał jaj na pożegnanie.
Kilkanaście minut później cała
czwórka siedziała już w restauracji. Luiza została oczywiście usadzona koło
Gregora, w bliskości, która drastycznie wkraczała w jej przestrzeń osobistą. W
drodze do przybytku smaku musiała wysłuchać, jakim to rozkosznym dzieckiem był
niegdyś Gregor, kiedy zaczął chodzić, kiedy po raz pierwszy powiedział „mama” i
kiedy zaczął skakać. Jej reakcje ograniczały się więc do wymuszonych zachwytów.
Teraz niestety dwie pary oczu wpatrywały się na nią wyczekująco. Nie było
wyjścia, trzeba było powiedzieć prawdę. Luiza spojrzała porozumiewawczo na
Gregora, lecz on najwyraźniej nie myślał podobnie do niej. Korzystając z tego,
że do stolika akurat podszedł kelner, szepnęła swojemu byłemu do ucha:
-
mówimy im!
-
nie – odpowiedział krótko
-
jak to nie? – bąknęła podirytowana
-
nie widzisz jak się cieszą? – zapytał – chcesz im prosto w twarz powiedzieć, że
nic tu po nich, bo nie jesteśmy już razem?
-
to twoja wina! – zamruczała groźnie – po co im od razu mówiłeś?
-
nic im nie powiedziałem! – warknął – nie pamiętasz już zdjęć w gazecie?
Przeklęty szmatławiec.
-
siedź cicho i udawaj, że się dobrze bawisz – nakazał po czym jak gdyby nigdy
nic zajrzał do karty.
Luizie z wkurzenia uchodziła już
chyba para z uszu. No ale przyznać rację Gregorowi musiała. Jego rodzice
wyglądali na naprawdę bardzo szczęśliwych. Nie chciała ich ranić informacją o
rozstaniu.
-
dobra – szepnęła Gregorowi uderzając go wcześniej w bok – ale masz im później
powiedzieć prawdę!
Kelner z zapisanym notesem,
posłusznie podreptał w stronę kuchni. Luiza wzięła głęboki oddech, spodziewając
się serii pytań. Nie myliła się. Pierwsze pytanie zadała pani niedoszła
teściowa.
-
Luizo, siedzisz tak cicho, a my bardzo chcielibyśmy się czegoś o tobie
dowiedzieć. Wiemy tylko, że jesteś tutaj na stażu i że pochodzisz z Polski, ale
nie wiemy nic o twoim życiu prywatnym.
A no wiecie, nic ciekawego.
Mieszkałam z koleżanką, przyjechałam tutaj, siedziałam w pierdlu, rzuciłam
waszego syna, teraz psychopatka podaje się za jej siostrę… o czym zapomniałam?
-
a co chcieliby państwo wiedzieć? – zapytała uprzejmie uśmiechając się.
-
powiedz nam coś o sobie. Skąd pochodzisz, jaka jest twoja rodzina?
Auć. Tylko nie rodzina. Wszystko,
tylko nie to.
-
a więc jak już państwo wiedzą, jestem studentką fizjoterapii w Polsce, tutaj
odbywam staż. Pochodzę z Krakowa. Piękne miasto. Znam tam każdy kąt.
-
a jak ci się podoba Austria? – zapytał tato
O fu. Jest okropna. To znaczy
jeszcze dwa dni temu była cudowna, ale gusta się zmieniają. Zima jest paskudna.
Źle, to jest jesień. Zima dopiero pokaże co potrafi. Poza tym wszędzie SA góry.
Paskudne, wysokie góry.
-
ah jest piękna! – klasnęła w dłonie – jesień troszkę zimniejsza niż w Polsce,
ale da się wytrzymać – łgała dalej – a te góry! Coś wspaniałego. Wyglądają
przepięknie, kiedy są ośnieżone.
Rodzice uśmiechnęli się do siebie.
-
musisz koniecznie przyjechać do nas z Gregorem. U nas jest jeszcze wyżej i
jeszcze piękniej – Luiza pokiwała głową z niedowierzania, że może być jeszcze
gorzej.
-
a twoi rodzice? Masz rodzeństwo? – nie ustępowali. Szkoda, że nie kazali jej
zeznawać pod przysięgą.
-
echem – odchrząknęła. Chciała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziała się
z rodzicami. Dwa? Trzy lata temu? Coś koło tego. Rozmowa jak zawsze skończyła
się jedną wielką kłótnią – jestem jedynaczką – zaczęła powoli – a z rodzicami
nie utrzymuję zbyt bliskich kontaktów. A właściwie, to nie utrzymujemy prawie żadnych
kontaktów. Mieszkają w Luksemburgu – dodała bez emocji.
Rodzice Gregora zmienili wyraz
twarzy na nieco zaniepokojony, a chłopak popatrzył na nią zszokowany. Nic nie
wiedział. Właściwie, to Luiza nie miała kiedy mu powiedzieć.
-
ale jak to? – zapytał ojciec skoczka – nie interesujesz się c się z nimi
dzieje?
-
raczej to oni nie interesują się, co się dzieje ze mną – sprecyzowała – tata
zawsze starał się mnie zrozumieć, ale mama… nie lubiła nawet kiedy tak do niej
mówiłam. Wolała żebym zwracała się do niej po imieniu…
Cała trójka wpatrywała się w Luizę
jak w jakąś bajkopisarkę prezentującą najnowszą powieść. No cóż, nie wszystkie
relacje rodzinne wyglądają tak jak u Schlierenzauerów.
-
kiedy miałam 16 lat – kontynuowała – rodzice podjęli decyzję o wyjeździe za
granicę. Wtedy jeszcze do Niemiec. Dla ojca było jasne, że jadę z nimi, lecz
mama, przepraszam Wiktoria, specjalnie mnie nie namawiała. Podjęłam więc
decyzję, że zostaję. Rodzice wysyłali pieniądze, a ja sobie sama żyłam.
Skończyłam liceum, zdałam maturę, rozpoczęłam studia. A teraz jestem tutaj.
-
biedactwo – zmartwiła się mama – jak sobie radziłaś?
-
na początku było ciężko. Ale czas zrobił swoje – dodała smutno.
Gregor siedział oparty o stół nie
wiedząc co zrobić. Zważywszy jednak na dziwne spojrzenia rodziców objął Luizę
ramieniem. Kiedy rodzice przestali się im przyglądać, zabrał natychmiast rękę,
żeby dziewczyna nie musiała zrobić tego siłą. Niestety podczas kolacji musieli
wykrzesać z siebie kilka podobnych, teatralnych gestów.
Reszta wieczoru upłynęła na
szczęście w wesołej atmosferze. Z biegiem czasu, Polka odkryła, że tak naprawdę
rodzice Gregora to bardzo sympatyczni ludzie. Mogli być świetnymi teściami. Mogli…
-
dziękuję – wypowiedział Gregor otwierając Luizie drzwi, kiedy wysiadała z
samochodu – wiem, że było ci trudno
Tak. Ale na własne życzenie.
***
Luizę obudził piskliwy dźwięk
telefonu. Otworzyła oczy zdezorientowana i podnosząc się szybko z łóżka,
chwiejnym krokiem pobiegła do aparatu.
-
halo – wydusiła z chrypa w głosie
-
cześć Luiza, tu Martha. Wczoraj cię szukałam w OSV, ale nie znalazłam.
Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale chciałam ci powiedzieć, że lot do
Polski masz dziś. O 14 – wypowiedziała tonem telemarketerki
-
yyy – próbował ocknąć się Luiza – dzięki wielkie – wycedziła trawiąc słowa
sekretarki
-
nie ma problemu – ćwierknęła – miłego lotu i do zobaczenia po powrocie – dodała
miłym głosem po czym się rozłączyła.
Luiza odłożyła słuchawkę i potarła
oczy zaciśniętymi pięściami. Czekał ją ciężki dzień. Najpierw dwugodzinne
zajęcia z Thomasem, nadrabiające chociaż w części jej nieobecność a potem
podróż. Aha i musiała jeszcze porozmawiać z Pointnerem. Ktoś przecież będzie
musiał z nią pojechać. Sama myśl o spotkaniu z bossem napawała ją obrzydzeniem.
Dzień w OSV rozpoczął się jak co
dzień. W hallu Martha i Anna z niezmiennym uśmiechem i pośpiechem krzątały się
taszcząc papierzyska i kierując rozmaitych dostawców, kurierów i agentów do
odpowiednich pomieszczeń i gabinetów. Skoczkowie powoli gromadzili się w
oczekiwaniu na codzienny trening, a ochrona obserwowała wszystkich „spod byka”.
Luiza poczłapała prosto do Pointnera. Po pierwsze miała mało czasu, a po drugie
wolała mieć tę wizytę jak najszybciej za sobą. W portierni nie było Anny, więc
Luiza do jaskini smoka musiała wejść samotnie. Zapukała więc, ale dla pewności
odsunęła się nieco od drzwi. Gdyby trener jednak zionął ogniem, wolała nie
znajdować się w polu rażenia.
-
proszę! – zawołał
nie było już odwrotu. Polka pchnęła
drzwi i weszła do środka. Pointner podniósł wzrok znad okularów i spojrzał z
kwaśną miną na dziewczynę. Miło.
-
dzień dobry trenerze – przywitał się oficjalnie po czym weszła do środka nie
patrząc Potworowi w oczy.
-
witam – wycedził bez emocji – co panią do mnie sprowadza? – zapytał tym samym
tonem. Luiza wyciągnęła „wezwanie” i podała je bossowi. Ten spojrzał na
świstek, po czym w swej łaskawości nakazał Luizie usiąść. Poprawił okulary na
nosie i spojrzał na kartkę.
-
myślałem, że już nie będziemy mieć z panią problemów – zakomunikował złośliwie
nadal wpatrując się w pismo – ale jak widać myliłem się – dodał. Luiza
zacisnęła usta i odwróciła głowę w druga stronę.
-
Herberta do Polski nie wyślę – zakomunikował poważnie odkładając kartkę i
opierając się łokciami o blat biurka – jest mi potrzebny – wytłumaczył. Co
prawda to on jest pani głównym przełożonym, ale niestety. Udzielimy w takim
razie pełnomocnictwa komuś niższemu rangą – uśmiechnął się. Luiza wytrzeszczyła
oczy na widok jego grymasu.
-
Marc nie jest w temacie. Musimy więc wysłać jakiegoś skoczka – powiedział
drapiąc się w brodę. Luiza przełknęła głośno ślinę. Błagam, tylko nie Gregor!
Zniesie nawet Koflera zarażonego chorobą wściekłych lisów, tylko nie Gregor!
Wpatrywała się a twarz Pointnera czekając na jego decyzję jak na wyrok.
-
Loitzl odpada – kontynuował – musimy popracować nad tą jego łydką. Andreas musi
trenować, ma problemy z dynamiką na progu. Musimy to jak najszybciej
wyeliminować. Gregor… hmmm – zamyślił się na chwilę wprawiając Luizę w
kołatanie serca – nie, Gregor nie – pokiwał po chwili przecząco głową, a Luiza
zaczęła normalnie oddychać – mamy wiele nadziei związanych z nim na nadchodzący
sezon, musi trenować systematycznie. Thomas z panią pojedzie. I tak nie może
teraz w pełni trenować, więc kilka dni nie zrobi mu różnicy. Poza tym będzie
pod pani okiem, więc Mozę pani tam czasem z nim popracować. No i oczywiście –
uśmiechnął się cynicznie – będzie dowodem, że jednak pani plan się nie powiódł.
-
Panie Pointner – zaczęła Luiza spokojnie – bardzo proszę nie tracić energii na
dręczenie mnie. Lepiej niech pan się zajmie sprzętem. Martin stłukł sobie
ostatnio kolano, bo narta mu się nie wypięła po upadku. Na szczęście nic
poważnego mu się nie stało. Tym razem. Następnym razem już może nie mieć tyle
szczęścia – zripostowała z przekąsem strącając ironiczny uśmieszek szefa.
Pointner zmierzył ją pogardliwym wzrokiem i nabazgrolił coś na kremowej kartce.
Podał ją Luizie i nakazał iść do Anny po pieczątkę. Dziewczyna pożegnała się z
bossem starając się pozbyć złości z tonu głosu i poczłapała w wyznaczone
miejsce. Potem popędziła prosto na zebranie kadry.
Zadowolony Thomas siedział już w
samolocie z kamerą, kiedy zdyszana Luiza opadła na siedzeniu obok niego.
Spojrzała w jego stronę przepraszającym spojrzeniem zasłaniając dłonią
obiektyw, żeby skoczek nie miał możliwości nagrania jej twarzy w tym
beznadziejnym stanie.
-
myślałem, że już nie zdążysz – wypowiedział witając się z Polką cmoknięciem w
policzek.
-
najwyraźniej nie zniechęciło by cię to do wyjazdu – zaśmiała się dziewczyna,
widząc jak Thomas przybliża właśnie w obiektywie silniki samolotu.
-
nie, bez ciebie to nie byłoby to samo – uśmiechnął się po czym wyłączył kamerę
– co cię zatrzymało tak długo? – zapytał.
-
rozmawiałam z Edith. Po scysji z Walterem zamknęła się w ubikacji
-
świetne miejsce – skrzywił się skoczek – jak się czuje?
-
trochę jej przeszło ale jest jeszcze roztrzęsiona. Martwię się o nią. Dużo się
u niej dzieje, może sobie z tym nie poradzić. Muszę z nią spędzać więcej czasu
– odpowiedziała.
Z głośników rozległa się prośba o
zapięcie pasów. Luiza posłusznie wykonała polecenie, po czym zamknęła oczy i
złapała się mocno podłokietników. Latania się nie bała, nie cierpiała tylko
startować i lądować. Thomas odrywając się na chwilę od kamery, którą znowu
uruchomił, złapał Luizę mocno za rękę.
-
już po wszystkim – szepnął, kiedy byli już w chmurach, a siła odśrodkowa
przestała ich wciskać w siedzenia. Polka wzięła głęboki oddech i otwarła oczy,
dziękując Thomasowi za wsparcie i wysuwając delikatnie swoją dłoń z jego
uścisku. Rozpięła pas i spojrzała przez okno. Nie było nic widać. Chmury gęsto
zasłaniały ziemię. Austria. Norma. A w rodzinnej miejscowości Gregora jest
jeszcze „piękniej”. Pomimo tego, że wmawiała sobie jak bardzo nie lubi już
Austrii i jak bardzo doskwiera jej zima, to oddałaby wiele, aby móc się teraz
znaleźć właśnie tam, właśnie z nim.
-
tęsknisz za nim? – zapytał Thomas. Dopiero teraz Luiza zauważyła, że chłopak
bacznie się jej przygląda. Czytał w jej myślach? Nie miała zamiaru zadawać
głupiego pytania: „za kim?”. Ale jaka była prawda? Taka, że usychała bez
Gregora jak trawa podczas suszy, ale nie mogła absolutnie dopuścić do
uświadomienia sobie swojego stanu. Nie mogłaby iść do pracy, nie mogłaby
normalnie odbywać stażu, nie mogłaby normalnie funkcjonować.
-
wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać – odpowiedziała wgapiając się w okno.
-
Lizz, nie katuj się tak. Gregor świata poza tobą nie widzi, to widać na
odległość – argumentował skoczek
-
to nie jest takie proste – chciała się bronić, ale blondyn przerwał jej w
połowie zdania
-
to jest proste. Jeżeli się kochacie, to powinniście być razem!
-
ale… - wtrąciła się Polka
-
…nie ma żadnego ale! – przerwał jej ponownie – dlaczego nie walczycie o swoje
szczęście?!
-
bo nie możemy być szczęśliwi jeżeli jest nas trójka! – niemal krzyknęła,
wzbudzając zainteresowanie jakiejś pary siedzącej obok. Przeprosiła ich gestem
reki po czym zwróciła się z powrotem do Thomasa – jesteś z nim w jakiejś
spółce?
-
nie, nie jestem z nim w spółce. Po prostu widzę co się dzieje. Jaka trójka? O
kim ty mówisz? – zainteresował się
-
o Julii – wycedziła przez zęby
-
o Julii?! – spojrzał na Luizę z wytrzeszczonymi oczami – a co ona ma do tego?
-
wróciła i chce odzyskać Gregora – oznajmiła z chłodem
-
ale jak odzyskać? – zapytał nadal zdezorientowany skoczek – jak można odzyskać
kogoś, kogo straciło się kilka lat wcześniej?
-
a nie słyszałeś o powiedzeniu: „dla chcącego nic trudnego”? – zapytała
-
wiesz jak to w ogóle z nią było? – zapytał. Luiza pokiwała przecząco głową – no
to posłuchaj – zarządził i rozsiadł się wygodnie – Julię znamy wszyscy od
czasów gdy chodziliśmy do gimnazjum. Jest siostrą naszego kolegi, który chciał również
zostać skoczkiem, ale kontuzja mu to uniemożliwiła. Chodziła więc za nim na
treningi. Kiedy byliśmy już starsi, wpadł jej w oko Gregor. Lecz on nadal
traktował ją jak siostrę kumpla. Sytuacja zmieniła się na rok przed jej
wyjazdem. Zaczęli się spotykać, ale ich związek był dość… burzliwy. Julia nie
potrafiła być wierna. Za plecami Gregora flirtowała z innymi chłopakami. Gregor
na szczęście szybko się zorientował, że taki związek nie ma sensu. Julia jednak
nie pozwoliła mu odejść. Wyjechała do Australii i myślała, że Gregor będzie na
nią czekał, a ona wróci jak skończy się bawić. Teraz wróciła i myśli, że czas
stanął w miejscu. Ale tak nie jest.
-
ale nikt nie zakończył oficjalnie ich związku – wtrąciła się Polka – i to jest
problem
-
Liz, do Julii nie docierały żadne argumenty – podjął Thomas na nowo – nie traktowała
Gregora poważnie. Każda rozmowa kończyła się tym samym. Mówiła, żeby Gregor
przestał żartować.
-
może go kocha? – zapytała Luiza
-
dziewczyno, wymyślasz – wtrącił się skoczek
-
dlaczego nie pozwalasz mi skończyć? – oburzyła się
-
bredni się nie kończy, brednie się przerywa. A ty właśnie bredzisz – pogroził
jej palcem – bierz przykład z Edith i Andreasa. Oni nie kłócą się o głupoty –
dodał z poważną miną.
-
to całkiem inna sytuacja – westchnęła Luiza – oni są sobie pisani. Ja i Gregor…
nie wiadomo.
Och,taka niespodzianka. Wszyscy kochają takie niespodzianki, doprawdy.
OdpowiedzUsuńW sumie szkoda, że Liz nie uświadomiła przyszłych-nie-teściów co do sytuacji między nią a ich synem, bo wtedy zaskoczeni byliby wszyscy - ona ich przyjazdem, oni bezcelowością tej wizyty. I dopiero wtedy można by mówić o jako takiej sprawiedliwości.
Pozdrawiam.
[piec-sekund]