Polska przywitała ich piękną pogodą.
Luiza po wyjściu z lotniska stanęła wyciągając twarz w stronę słońca i
zaciągnęła się świeżym powietrzem. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie.
Tęskniła za tym wszystkim. Za ciepłą jesienią, za słońcem. Przypomniało się
jej, jak chodziła wieczorami z Paulą na lotnisko. Zabierały ze sobą koc, kładły
się na trawie i obserwowały samoloty. Cieszyły się jak dzieci. Szczęśliwe
chwile, bez problemów, bez zmartwień. Przepadły. Nieodwracalnie. Po raz ostatni
tak beztrosko czuła się obserwując samoloty na lotnisku w Innsbrucku z…
-…
Liz! Złapałem taxi! – zawołał Thomas – ale nie mogę się dogadać z kierowcą,
chodź szybko!
Polka zaśmiała się na widok
zdezorientowanej miny Morgiego i podbiegła do samochodu. Podała kierowcy adres
i usadowiła się na tylnym siedzeniu wraz ze skoczkiem, który już uruchamiał
kamerę. Nie miał zielonego pojęcia co filmuje, ale to mu specjalnie nie
przeszkadzało. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła się zastanawiać,
co tak właściwie ma powiedzieć dziekan. Bo do niej właśnie jechali. Najlepiej
obowiązki załatwić od razu i mieć czas na przyjemności. Miała ze sobą Thomasa,
żywy dowód na to, że go jednak nie zabiła. Tylko czy on będzie w stanie do tego
wracać? Od pamiętnej rozmowy w szpitalu, nie poruszali już tego tematu. Thomas
chodził na terapię z psychologiem, ale o czym tam rozmawiali, to już nie był
jej interes. Jak na razie wyglądał jak dziecko z ADHD Turbo, więc istniała
nadzieja, że może nie zamknie się nagle w sobie. chociaż ze skoczkami nigdy nic
niewiadomo. Oni się rządzili własnymi zasadami. Lub tych zasad brakiem… Hmm.
W tym momencie samochód wpadł w
jakaś koleinę. Tego jednego akurat Luizie w Austrii nie brakowało… kamera
wypadła Thomasowi z rak i wyskoczyła do góry robiąc efektownego fikołka.
Skoczek i jego fizjoterapeutka odprowadzili ją wzrokiem, po czym z opóźnionym
zapłonem zorientowali się, że może warto by ją złapać zanim roztrzaska się na
kawałki.
-
łap ją! – zawołał Thomas rzucając się w kierunki latającego przedmiotu
-
aaa! – pisnęła Luiza również rzucając się w stronę kamery. Dwie pary rąk jednak
niczego nie wskórały, bo zamiast złapać kamerę złapali swoje ręce, a urządzonko
spadło na podłogę z głośnym trzaskiem. Zdezorientowany kierowca spojrzał na
nich ze zgrozą w oczach, pewnie zastanawiał się czy ma już zdewastowany tył
samochodu, czy jego niszczenie jeszcze trwa. Widząc kamerę nieco się uspokoił,
obdarowując pasażerów spojrzeniem wyrażającym politowanie. Thomas tym czasem
podniósł kamerę z podłogi z delikatnością matki i starał się założyć części,
które odpadły. Po dokonaniu operacji uruchomił kamerkę, która o dziwo odpaliła.
Uradowany Morgi z radości pogłaskał ustrojstwo i przytulił je do siebie. Luiza
spojrzała na niego z miną jakby przytulał co najmniej szczura. Nie wiedziała
jak często spotyka się z psychologiem, ale pewne było, że powinien podwoić
liczbę godzin. Skoczek spojrzał na Luizę i widząc jej minę natychmiast
pośpieszył z wyjaśnieniami.
-
nie patrz tak na mnie – zaśmiał się – jak ją dobrze traktuję to działa –
wypowiedział z miną czterolatka starającego się przekonać rodziców, że to nie
on stłukł wazon, tylko krasnoludki.
Uczelnia była już niemal pusta.
Godzina była popołudniowa więc zostało już niewielu studentów. Luiza i Thomas
podeszli pod gabinet pani dziekan w akompaniamencie odgłosów wydawanych przez
swoje kroki. Polka niemal słyszała bicie swojego serca. Była zestresowana
niczym przed egzaminem na prawo jazdy. „Zameldowała się” u sekretarki,
która po krótkiej konsultacji z szefową
otwarła przed Polką drzwi do gabinetu. Luiza wzięła głęboki oddech i starał się
uspokoić przyspieszony oddech. Poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
-
Lizz, spokojnie. Tyle wytrwałaś w Austrii a boisz się jakiejś kobiety? –
szepnął jej do ucha Thomas, popychając ją lekko w stronę drzwi. Ostatni raz w
tym miejscu Luiza była jak otrzymała staż. Wyszła wtedy z gabinetu jak burza,
rzucając wokół pioruny i gromiąc wzrokiem każdego, kto choćby na nią spojrzał.
Teraz jakże odmieniona. Weszła do środka niczym mokre pisklę jastrzębia,
popychane dziobem przez swoja matkę – Thomasa. Nieciekawe porównanie. Wyrocznia
(czyt. Pani Dziekan) siedziała przy swoim biurku bazgrząc piórem po jakimś
dokumencie. Pewnie ktoś zaraz wyleci ze studiów. Spojrzała na Luizę krytycznym
wzrokiem, po czym wskazała jej dłonią fotel naprzeciwko jej biurka. Podobnie
postąpiła z Thomasem. Skoczek z tryumfalnym, zupełnie nieadekwatnym wyrazem
twarzy usiadł we wskazanym miejscu i ukradkiem posłał oczko do swojej
fizjoterapeutki. Otwarł torbę, która ze sobą taszczył i wyciągnął z niej
teczkę, na której widniał
Zygzak McQueen i Złomek z filmu Auta. Luizie z wrażania opadła szczęka. Nie wiedziała czy poprosić Thomasa, żeby wyszedł już teraz, czy zaczekać aż jeszcze bardziej się skompromituje. A przy okazji i jej osobę. Miałaby wtedy na usprawiedliwienie fakt, że pracuje z trudną młodzieżą. Pani dziekan spojrzała na niego z zaciekawieniem, po czym zwróciła się do udręczonego ptaszyska:
Zygzak McQueen i Złomek z filmu Auta. Luizie z wrażania opadła szczęka. Nie wiedziała czy poprosić Thomasa, żeby wyszedł już teraz, czy zaczekać aż jeszcze bardziej się skompromituje. A przy okazji i jej osobę. Miałaby wtedy na usprawiedliwienie fakt, że pracuje z trudną młodzieżą. Pani dziekan spojrzała na niego z zaciekawieniem, po czym zwróciła się do udręczonego ptaszyska:
- a
więc pani Luizo… domyśla się pani w jakim celu panią wezwałam. Chciałabym
usłyszeć wyjaśnienia. Zostałam poinformowana, że została pani zatrzymana przez
policję pod dosyć poważnym zarzutem – wypowiedziała z naciskiem na „dosyć
poważnym zarzutem” po czym wbiła swój wzrok w fizjoterapeutkę. Luiza otworzyła
usta aby choć w części się usprawiedliwić, chociaż było to dosyć ciężkie
zadanie. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo głos zabrał Thomas, który w tym
czasie wyciągnął ze swojej szałowej teczki plik jakiś dokumentów. Luiza
zmarszczyła brwi i podniosła się na fotelu, aby zobaczyć co też skoczek położył
na biurku dziekan.
-
tutaj wszystko jest wyjaśnione – powiedział nareszcie z powagą blondyn – to
dokument dowodzący o niewinności pani podopiecznej – dodał wskazując odpowiedni
dokument. Luiza wbiła wzrok w podłogę. Dlaczego sama nie wpadła na to, żeby
zabrać te dokumenty? Jechała się tłumaczyć, ale uniewinnienia nie zabrała. No
bo po co?!
Pani dziekan wgłębiła się w dokumenty pocierając
dłonią brodę, co chwilę zerkając na Luizę i Thomasa i wydając z siebie
przeciągłe: „hmmmm”. Kiedy skończyła, odłożyła dokumenty na bok, splotła dłonie
i ponownie spojrzała bacznie na swoich gości.
- a
więc to pan był poszkodowany? – zapytała zwracając się do Thomasa
-
tak – odpowiedział – a skoro tu jestem, to najlepszy dowód na to, że Luiza jest
niewinna – dodał z lekkim uśmiechem. Dziekan najwidoczniej kamień spadł z
serca, bo odwzajemniła uśmiech. Musiała się w duchu ucieszyć, jej szkoła
uniknie skandalu.
- w
takim razie bardzo się cieszę, pani Luizo – zwróciła się do dziewczyny, która już
zaczynała się zastanawiać, czy w ogóle jest tam potrzebna – mam nadzieję, że
już więcej nie dojdzie do podobnych nieporozumień, a pani będzie przynosić
chlubę naszej szkole – dodała z uśmiechem, na co nie wiedzieć czemu, Luiza
wybuchła rechotem, za który chwilkę później musiała przepraszać. Atmosfera
zrobiła się nieco luźniejsza, a pani dziekan odpuszczając z oficjalnego tonu
ucięła sobie pogawędkę z… Thomasem. Okazało się, że często przebywa w Austrii,
ponieważ kocha tam jeździć na nartach i zatrzymuje się u swojego wuja Helmuta.
Ponadto bardzo cieszyła się, że Luiza może przebywać w „tym pięknym kraju” i
dodała, że „bardzo chciałaby być na jej miejscu”. No cóż, teraz Luiza bardzo
chętnie mogłaby się zamienić.
-
bardzo dziękuję za fatygę – zaćwierkała pani dziekan – ale pozwolą państwo, ze
dokumenty sobie zostawię – dodała podnosząc się z miejsca, aby pożegnać swoich
gości
-
może zostawić pani teczkę? – zaproponował Thomas – szkoda by było gdyby
dokumenty się pomięły – dodał. Luiza schowała twarz w dłoniach. Skoczkowie byli
gorsi niż dzieci. Przebywając z nimi kompromitacja była nieunikniona.
-
dziękuję! – zawołała Luiza rzucając się Thomasowi na szyję zaraz po tym jak
drzwi gabinetu się za nimi zamknęły.
-
co byś beze mnie zrobiła, co? – zaśmiał się skoczek, teatralnie okręcając się z
Polką wokół własnej osi.
-
ale ta teczka… mogłeś już sobie darować – skarciła go łokciem wbitym w bok.
- a
widziałaś jej konsternację jak mi odmawiała? Myślałem, że tam nie wytrzymam –
wybuchł śmiechem.
- jesteś niemożliwy –
skwitowała go dziewczyna i pociągnęła za sobą do wyjścia.
Wybiegli z uczelni roześmiani szturchając się wzajemnie. Thomas
posłusznie taszczył dwie torby, swoją i Luizy. Szczęśliwa Polka niemal
podskakiwała z radości. Miała za sobą spotkanie z dziekanem, dzięki Thomasowi
zakończone pomyślnie, a na dodatek była taka piękna pogoda! Dziewczyna
wciągnęła powietrze do płuc i delektowała się nim niczym Edith dymem
papierosowym. Zaczekała na skoczka taszczącego bagaże i zaprowadziła go do
swojego mieszkania, gdzie już czekała na nich Paula.
- jesteście wreszcie! –
zawołała współlokatorka rzucając się Luizie na szyję – tak się za tobą
stęskniłam – szepnęła wbijając jej brodę w obojczyk.
- daj spokój, bo mnie
udusisz – zaśmiała się fizjoterapeutka obejmując przyjaciółkę – ja też się za
tobą stęskniłam.
- dobrze wyglądasz –
stwierdziła z ulgą, mierząc Luizę wzrokiem, kiedy już uwolniła ją z
dusicielskiego uścisku – chyba wszystko się ułożyło? – zapytała aby się
upewnić.
- taak – przytaknęła
Luiza po chwili zastanowienia – ostatnio jest jakoś lepiej – uśmiechnęła się
szczerze – ale dosyć o mnie! Poznaj Thomasa! – zawołała radośnie. Po wymianie
wzajemnych uprzejmości w języku angielskim, cała trójka usiadła do stołu. Paula
postanowiła popisać się powitalnymi pierogami. Zapach był tak kuszący, że nawet
Thomas, który musi trzymać dietę, zdecydował się na kilka sztuk. Skomplementował
nawet Paulę, że są to najlepsze pierogi jakie w życiu jadł. A, że je coś
takiego po raz pierwszy, to na pewno nie kłamie.
- jak to się nazywa? –
zapytał Luizę
- pierogi, tradycyjne
polskie danie – uśmiechnęła się dziewczyna
- piehhogi?
- nie, pieRogi
- piehhogi – starał się
Thomas wprawiając dziewczyny w paniczny śmiech
- RRRRRRRRRR, pieRRogi!
- pieHHHHHHogi!
***
Luizę obudziły promienie słońca, świecące prosto w jej twarz. Odwróciła
się delikatnie na drugi bok, aby nie obudzić Thomasa, który spał na podłodze,
mając pod sobą jedynie materac. Jak prawdziwy dżentelmen nie zgodził się, żeby
Luiza lub Paula spały na podłodze i czym prędzej zajął sobie najlepszy kawałek
parkietu. Skoczek był nieprzejednany, więc dziewczyny z wyrzutami sumienia
poukładały się do swoich łóżek. Thomas w nocy niemiłosiernie chrapał, lecz
Luiza była tak zmęczona, że zasnęła na przekór rozdzierających charkotów
sąsiada „z dołu”. Poprzedni dzień był dosyć ciekawy. Po pamiętnych pieHHHogach,
cała trójka wybrała się na krajoznawczy spacer. Krajoznawczy dl Thomasa
oczywiście. Skoczek z entuzjazmem przedszkolaka, ze swoją ukochaną kamerą
pędził przodem i nagrywał wszystko co się da. Pogoda dopisywała, nie wiał zimny
wiatr ze śniegiem jak w Austrii, a w krok za nimi nie łaził żaden paparazzi.
Thomasowi bardzo spodobał się Kraków i… Paula. Rozmawiał z nią częściej niż z
Luizą, wymienili się numerami telefonów i świetnie bawili się w swoim
towarzystwie. Luiza ucieszyła się z takiego obrotu sprawy, ale też ją nieco
zaniepokoiła. Thomas ostatnio dużo przeszedł przez Christine, a Paula miała
przecież chłopaka. Fizjoterapeutka westchnęła ciężko i przewaliła się z gracją
samicy słonia na plecy. Usłyszała dochodzące z kuchni jakieś stukoczące
odgłosy. Po chwili drzwi do jej sypialni uchyliły się cichutko i pojawiła się w
nich Paula. Gestem ręki przywołała Luizę do siebie. Dziewczyna delikatnie, na
paluszkach przeszła obok Thomasa niebezpiecznie chwiejąc się nad jego głową.
Udało się jej na szczęście złapać równowagę i skoczek uszedł z życiem. W kuchni
czekała już świeżo zaparzona kawa. Mocna, taka jaką Luiza zawsze lubiła.
- mam nadzieję, że cię
nie obudziłam – zapytała Paula nalewając parujący napój do kubków – chciałam z
tobą porozmawiać, a nie chciałam, żeby Thomas czuł się źle jak będziemy
rozmawiać po polsku – uśmiechnęła się w usprawiedliwieniu.
- Thomas się nie obraża
– zaśmiała się Polka. A właściwie to jedna z Polek – o czym chciałaś
porozmawiać? – zapytała wbijając wzrok w blat stołu. Fraza: „musimy
porozmawiać” wzbudzała w niej niemiłe wspomnienia.
- przecież wiesz –
skarciła ją wzrokiem Paula – może teraz jest dobrze, ale jak wrócisz…
- …daj spokój –
przerwała jej Luiza – przecież wiesz, że jestem twarda. Nie tak łatwo mnie
złamać
- może powinnaś
porozmawiać z rodzicami? – zapytała przyjaciółka z troską w głosie. Luiza
odłożyła kubek na bok i potarła dłonią czoło.
- niby dlaczego mam z
nimi teraz rozmawiać? – zapytała – mają mnie gdzieś. Nie wiedzą nawet, że nie
przebywam teraz w Polsce.
- nie wiedzą tego, bo im
nie powiedziałaś – wytknęła jej współlokatorka.
- i nie muszą tego
wiedzieć. Niech sobie siedzą w tym swoim Luksemburgu. Oni mnie nie potrzebują,
więc ja tez sobie beż nich poradzę. Mam ciebie a w Austrii Edith i Thomasa.
- wiesz, że to nie to
samo – starała się ją przekonać Paula.
- nie, nie to samo. To
coś więcej. Wiecie o mnie więcej niż moi rodzice. I proszę, nie chcę już o nich
rozmawiać.
- a Thomas?
- co Thomas?
- miałaś tu być z
Herbertem. Dlaczego przyjechałaś z Thomasem?
- Herbert był potrzebny
Pointnerowi, a Thomas i tak nie może teraz trenować. Poza tym, on jest jak moje
osobiste słońce.
- ogrzewa ci serce? –
zapytała Paula z przekąsem.
- nie – zaprzeczyła
Luiza – po prostu umie dopiec – zaśmiała się.
- a co z Gregorem? –
zapytała Paula po chwili milczenia. Liz wzdrygnęła się na sam dźwięk jego
imienia.
- co ma być… nic nie ma.
- nic? – zdziwiła się
przyjaciółka – tyle masz do powiedzenia? Przecież mówiłaś mi, że to ten jedyny,
że to co was łączy, to coś na całe życie – oburzyła się.
- z Gregorem sprawa już
jest zamknięta. Tutaj już naprawdę nie ma o czym mówić – wzruszyła ramionami z
zasępiała miną.
- nie żałujesz? –
zapytała Paula z troską w głosie.
- jasne, że tak –
przyznała nareszcie Luiza – ale nie mogłam trwać w tej sytuacji, przez wzgląd
na to co było z Nickiem, zranił mnie i będę chyba mieć tę bliznę w sercu na
zawsze. Ale dajmy już spokój, dosyć o mnie. Lepiej powiedz co u ciebie –
wyprostowała się i zachęciła współlokatorkę uśmiechem do mówienia – co u Jacka?
- no cóż - westchnęła
Paula – z Jackiem sprawa już tez zamknięta.
- jak to?! – zerwała się
Luiza – dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- miałaś tyle problemów
– tłumaczyła – nie chciałam ci dokładać kolejnych zmartwień.
- przestań! Nigdy więcej
tak nie rób! Przecież zawsze możesz do mnie zadzwonić, w każdej chwili możesz
przyjechać. Wystarczy słowo a ja tez przyjadę! Jak to się stało?
- przecież wiesz jakim
był cholernym maminsynkiem – warknęła Paula – tego się już nie dało znieść.
Powiedziałam mu, żeby zadzwonił jak się wyprowadzi od rodziców.
Luiza uśmiechnęła się lekko do przyjaciółki i złapała ją za rękę.
Właściwie to nie wiedziała co ma jej powiedzieć. W świetle ostatnich wydarzeń
nie była najodpowiedniejszą osobą do udzielania porad. Jednakże szczerze
współczuła współlokatorce, bo wiedziała ile znaczył dla niej Jacek. Chyba. W
tym momencie drzwi od pokoju Luizy cichutko się otwarły a w nich ukazał się
niedźwiedź polarny, wybudzony ze swego snu. Uśmiechną się do dziewczyn i
przywitał przeciągłym „czeeeeść” po czym klapną obok Luizy na krzesła i oparł
się o drewniany stół łokciami.
- kawki bym się napił – zamruczał
pocierając się dłonią po brodzie – i śniadanko bym jakieś zjadł – dodał z
szerokim uśmiechem.
- pff- prychnęła Luiza
po czym wskazała palcem przed siebie – lodówka jest tam.
Kilka godzin później Luiza i Thomas siedzieli w milczeniu w samolocie. Czas
w Polsce minął jak z bicza strzelił, a były to właściwie nie całe dwa dni. Teraz
trzeba było wrócić do pracy i obowiązków. W Austrii na Thomasa czekały wzmożone
treningi i zajęcia z fizjoterapii, testowanie sprzętu i ostatnie szlify w
przygotowaniach do sezonu. Na Luizę czekała praca, praca i hmmm… praca. Ale z
doładowanymi akumulatorami wracało się jej o wiele lżej. Miała nadzieję, że
teraz wszystko się ułoży. Sprawa ze stażem była wyjaśniona. Teraz trzeba było
tylko pogadać z Herbertem i będzie ją można ostatecznie zamknąć. Chociaż to będzie
z głowy. Bo o ile w sprawach zawodowych względny spokój, to w sferze prywatnej
wręcz przeciwnie. Ale nie czas na zamartwianie. Luiza wyprostowała się na
fotelu i spojrzała przez okno. Chciała zerknąć na odległą ziemię, ale niestety,
wszelkie widoki zasłaniała gruba warstwa chmur. Czyżby już Austria?
- Liz, muszę ci cos
powiedzieć… - wypowiedział nagle Thomas głosem alergika zmuszonego do pracy
przy ulach. Luiza spojrzała na niego z rozbawieniem – przed naszym wyjazdem
zgodziłem się na zaproszenie… znajomej
- jakie zaproszenie? –
zapytała Luiza z uśmiechem
- na kolację. Ty, ja,
ona i jeszcze jeden chłopak. Uparła się, naprawdę, nie miałem już argumentów
żeby jej odmówić! – bronił się skoczek, czego Luiza kompletnie nie rozumiała.
- ok. – zaśmiała się –
nie ma sprawy, pójdę z tobą – poklepała go po ramieniu – nie wiem tylko
dlaczego tak się tłumaczysz. Przecież nawet ich nie znam, są tacy straszni? –
zażartowała nie przestając się uśmiechać.
- tak właściwie… to ich
znasz – wycedził skoczek pociągając nosem i bacznie spoglądając na swą sąsiadkę
w locie.
- Ok… - parsknęła
unosząc jedną brew dziewczyna – więc kto to jest?
- Grgggooooor i
Jillllla…
- kto?
- no Griiiigr i Juuuuia
- Thomas, zlituj się i
mów wyraźnie!
- to Gregor i Julia –
rzucił szybko po czym lekko odsunął się od Polki, jakby chciał uciec od jej
ewentualnego ataku szału. Luiza tym czasem zastygła, wpatrując się w Thomasa z
rozdziawionymi ustami. Nie zwróciła nawet uwagi na stewardessę, która
proponowała coś do picia. Wpatrywała się w Luizę z nieukrywanym zaniepokojeniem
i odeszła dopiero gdy skoczek dwukrotnie zapewnił, że nie chcą niczego do
picia. Nie, pytanie pasażerów przez głośniki: „czy na pokładzie znajduje się
lekarz” też nie było konieczne.
- Liz, proszę, nie
denerwuj się… - poprosił skoczek po odprowadzeniu stewardessy wzrokiem –
naprawdę nie miałem wyjścia…
- Tom… jak ty to sobie
wyobrażasz? Mam iść na kolację z moim byłym chłopakiem i jego… - urwała.
- oni nie są razem! –
pośpieszył skoczek z wyjaśnieniami.
- czy to wiele zmienia? –
zawyła – mam patrzeć jak jakaś blondyna mizdrzy się do chłopaka, którego… -
znowu urwała. Co za idiotyczna sytuacja. Czuła się jak striptizerka ukryta w
torcie, która zamiast wyłonić się na wieczorze kawalerskim trafia na przyjęcie
urodzinowe dziesięciolatka.
- dobra, to był jednak
zły pomysł – ukorzył się Thomas – wymagałem od Ciebie zbyt wiele. Postaram się
to jakoś odkręcić. Przepraszam – spojrzał na Liz wzrokiem kota ze „Shreka” po
czym wyciągnął telefon i zaczął wystukiwać na nim wiadomość. Polka zerkała na
wyświetlacz z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony nie miała najmniejszej
ochoty oglądać Julii i Gregora razem, ale może terapia szokowa byłaby dla niej
najodpowiedniejsza? Poza tym nie chciała wystawiać Thomasa, po tym co zrobił dla
niej na uczelni. Dobra, najwyraźniej nafaszeruje się jakimiś lekami i pójdzie
na kolację z otumanionymi zmysłami.
- zostaw –
zakomunikowała łapiąc skoczka za rękę – nie odkręcaj niczego. Pójdę tam.
- jesteś pewna? –
zapytał niepewnym głosem – nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeżeli to dla
ciebie za dużo, to rozumiem.
- dam radę – pokiwała
głową – będę miała ciebie, to mi pomoże – uśmiechnęła się lekko i puściła
skoczkowi oczko. Thomas uśmiechnął się promiennie, złapał Polkę za rękę i
ucałował w policzek.
- dzięki, jesteś wielka!
Luiza przekręciła klucz i pchnęła drzwi. Weszła do mieszkania, w którym
panowały egipskie ciemności. Nacisnęła włącznik i oświetliła cały apartament za
jednym zamachem. Przeszła kilka kroków i rzuciła torbę obok swojej nogi, niemal
słysząc echo wydane przed jej upadek. Ściągnęła płaszcz i odwiesiła go na
wysokim, drewnianym wieszaku. Ściągnęła buty i drapiąc się po głowie przeszła
do kuchni. Z szafki na talarze, szklanki i inne szkło wyciągnęła duży kieliszek
na wysokiej nóżce po czym przyglądnęła się wyposażeniu regaliku z winami, które
zostały tutaj jeszcze po poprzednim właścicielu. Notabene, po Christine.
Przeciągnęła palcem po kilku korkach po czym wylosowała kilkudziesięcioletnie,
czerwone wino. Z niemałym wysiłkiem odkorkowała butelkę i nalała sobie trunku.
Wzięła kieliszek i poczłapała z nim do salonu. Włączyła telewizor i spojrzała
na reklamę jakiś ciasteczek, w której występował… Kofler. Uśmiechnęła się pod
nosem, po czym podniosła kieliszek do góry.
- Andreas, Edith, wasze
zdrowie. I zdrowie ciasteczek! – zaśmiała się i upiła łyk alkoholu. No, no, no.
Trzeba przyznać, że jej „siostrzyczka” miała dobry gust. Polka odwróciła się na
pięcie i przeszła obok regału na książki jadąc palcem po drewnianych półkach.
Jej wzrok zatrzymał się na zdjęciu. Była na nim z Gregorem, nad rzeką Inn. Chłopak
na tle świateł odbijających się od tafli wody, całuje Luizę w policzek. Kiedy
to było…
- twoje zdrowie Gregor –
szepnęła gładząc dłonią zdjęcie. Zamyśliła się nad nim chwilę po czym odłożyła
ramkę w taki sposób, aby nie było widać tego, co się w niej mieści. Wolnym
krokiem wróciła do sofy i opadła na nią, uważając jednak, żeby nie rozlać wina.
Zakręciła kieliszkiem, a jego zawartość zakołysała się i zamigotała odbijając
przyciemnione światła salonu.
- a teraz twoje zdrowie
Luizo – wypowiedziała cicho – zdrowie Polki w Innsbrucku, sieroty, niedoszłej
trucicielki, włamywaczki, złodziejki, siostry psychopatki, idiotki rzucającej
świetnego chłopaka… gratulacje Luizo, rozmawiasz sama ze sobą. Robi się coraz
ciekawiej – zaśmiała się gorzko po czym dopiła zawartość swojego kieliszka.
_________________________________________________________________
W międzyczasie zapraszam na mojego nowego bloga: http://cosmic-mess.blogspot.com.
Pozdrawiam serdecznie
Nitro
_________________________________________________________________
W międzyczasie zapraszam na mojego nowego bloga: http://cosmic-mess.blogspot.com.
Pozdrawiam serdecznie
Nitro