niedziela, 30 grudnia 2012

Luiza (11): Igraszki losu


Luiza maszerowała ulicą w strugach deszczu ze śniegiem w stronę OESV. Wiar szarpał niemiłosiernie jej szalikiem i rozwiewał włosy. Z minuty na minutę przybierał na swej sile. Paskudny dzień. Choć Luiza już dawno nie tęskniła za Polską, to złotej jesieni było jej bardzo brak. I Gregora było jej brak. Tfu! Nie pomyślała tego! Wcale nie było jej go brak! To co się stało, nie powinno było się stać. I nie ma żadnego „ale”. Chociaż w sumie jedno „ale” by się znalazło. Była nim cisza. Od pamiętnego wieczora, którego nie można było przytaczać nawet w najskrytszych myślach, żadna ze „stron” nie pofatygowała się aby zadzwonić. A co dopiero porozmawiać. Blee, znowu poważna rozmowa. Czego jak czego, ale poważnych rozmów Luiza miała już dosyć.
            - cześć Anna! – zawołała niemalże z progu widząc sekretarkę na końcu hallu obładowaną papierami – zaczekaj! – dodała pospiesznie, po czym pobiegła aby dogonić dziewczynę.
            - o, cześć Luiza – przywitała ją ze szczerym uśmiechem. Uśmiech i tempo z jakim się przemieszczała były jej znakami firmowymi. Zboczeniami zawodowymi wytworzonymi w tej fabryce sukcesu – co tam słychać?
            - a dzięki, wszystko w porządku. Tylko tutejsza jesień mi trochę doskwiera – odpowiedziała naciskając odpowiedni guzik w windzie – a tobie jak leci?
            - po staremu. Jak zawsze mnóstwo pracy – skrzywiła usta i spojrzała ze skwaszoną miną na stos papierów pod pachą – na dodatek szykuje się zastępstwo za Pointnera. Ciekawe jaki reżim zapanuje tym razem.
            - ale jak to zastępstwo? A gdzie Pointner? – zapytała zaskoczona Polka.
            - nic nie słyszałaś? – zdziwiła się Anna – podobno trener miał jakiś wypadek. Chodzą słuchy, że go pobili. Podobno wyglądał jak siedem nieszczęść.
To jakoś inaczej? A TFU!
            - co ty gadasz?! – Luiza wytrzeszczyła oczy. Przed obliczem stanęła jej scena kiedy wypomniała trenerowi powiązania z Louisem. A jeżeli to jego sprawka? – a co z Edith?
            - wzięła dziś wolny dzień – stwierdziła Anna w akompaniamencie otwierających się drzwi windy – będzie jutro. Twierdzi, że nie była z Pointnerem.
            - to dobrze – jęknęła Luiza, myśląc jednocześnie: „jasne, nie była z nim” – dzięki za info Anna, do zobaczenia!
Polka pobiegła czym prędzej do swojego gabinetu. Na szczęście był pusty. Zemknęła drzwi i bez ściągania płaszcza rzuciła się do telefonu. Wybrała numer Edith i czekała na połączenie. Niestety, nie doczekała się.  Telefon uparcie milczał, a w Luizie coraz mocniej biło serce. To była jej wina! Jej i tylko jej! Po jaką cholerę mówiła Pointnerowi o Louisie? Ale swoją drogą… po cholerę Pointner o tym komukolwiek powiedział? I czy w ogóle powiedział?
Yhhhhhhhhh. Luiza warknęła pod nosem i opadła na krzesło. Zrezygnowanym wzrokiem zerknęła na obładowane papierami biurko. Świetnie. Perspektywa podniesienia swych kwalifikacji jako księgowej jeszcze bardziej podniosła ją na duchu. Dlaczego Herbert nie może zapisywać sam kogo masuje, po co i czego do tego używa? O wilku mowa… Do gabinetu wszedł Leitner i zmierzył wzrokiem Polkę, która z miną męczennicy siedziała opatulona w płaszcz z rozwalonym szalikiem i potarganymi włosami. Żałosny widok. No porę sobie wybrał idealną, nie ma co.
            - witaj – przywitał się niepewnie – co, ciężka noc? – zapytał lekko się uśmiechając.
            - nie, ciężki poranek – odparła Luiza – i zapowiada się ciężkie popołudnie z tymi papierzyskami.
            - poradzisz sobie – „dodał jej otuchy” szef po czym bez zbędnych ceregieli przeszedł do sedna sprawy – słyszałem, że Thomas wskazał cię na swojego głównego fizjoterapeutę.
Luiza poczuła jak robi się jej gorąco. Po raz kolejny zamarzyła o pancerzu.
            - taak… - odpowiedziała wahając się czy potwierdzić tę informację, czy posądzić Thomasa o amnezję.
            - to duże wyzwanie – zakomunikował jej szef. No jakby nie wiedziała. Usadowił się po przeciwnej stronie jej biurka, podparł łokciami o blat i bacznie wpatrywał się w Luizę w postaci Marzanny.
            - wiem panie Leitner, ale będę się bardzo starać – obiecała starając się opanować drżący głos.
            - tego jestem pewien – uśmiechnął się mężczyzna – ze szkoły otrzymałaś znakomite referencje, dlatego wybraliśmy właśnie ciebie.
            - dziękuję… - uśmiechnęła się delikatnie  przyjmując z ulgą spokojną reakcję przełożonego.
            - i pamiętaj, też, że będziemy cię obserwować – gestem ręki zatrzymał Luizę, która koniecznie chciała coś powiedzieć – spokojnie, będziemy obserwować, bo musimy wystawić ci później opinię – uspokoił Polkę po raz kolejny – i jeszcze jedno, jeżeli będziesz miała jakiekolwiek wątpliwości, zawsze możesz się do mnie zwrócić z prośbą o pomoc.
Luiza uśmiechnęła się i po raz kolejny podziękowała Herbertowi. Jak to możliwe, że był tak inny od reszty sztabu? Nie wkurzył się, że jeden z jego czołowych skoczków woli „oddać się w obce ręce” i jeszcze zaproponował pomoc. A więc możliwe, że w OESV pracują tez normalni ludzie, którzy nie czyhają tylko aby zadać komuś cios w plecy. Takie rodzynki w zakalcu.


***


            - cześć, jak się masz? – zawołała Luiza z promiennym uśmiechem wchodząc do sali Thomasa, który siedział z podpartą o rękę głową i czytał wiadomości sportowe w gazecie codziennej.
            - hej! – rozpromienił się skoczek odkładając gazetę i poprawiając się na łóżku – fajnie, że jesteś - Luiza odpowiedziała ponownie uśmiechem.
            - jak się dziś czujesz? Po twoim humorze widać, że lepiej?
            - o niebo lepiej – odpowiedział wskazując ręką Luizie krzesło po czym zajrzał do koszyka, który przyniosła mu Polka i wyciągnął ze środka soczyste jabłko – lekarze mówią, że niedługo mnie wypuszczą, ale nie chcą podawać konkretnej daty. Już nie mogę się doczekać!
Rzeczywiście, Thomas wyglądał dziś bardzo dobrze. Po sińcach pod oczami nie było prawie śladu, a i jego twarz nabrała zdrowych kolorów. Nie leżał też oszczędzając siły jak jeszcze wczoraj. Nabierał sił w oczach. Widok ten bardzo cieszył Luizę. Pomimo, że znała go najkrócej ze wszystkich, z oczywistych względów, to polubiła go jak resztę teamu.
            - cieszę się, naprawdę – zapewniła skoczka.
            - nie rób tego! Jak wyjdę to dam ci popalić! Nie jestem łatwym pacjentem.
            - ach, to dla tego Herbert nie wkurzył się jak się dowiedział, że mam z tobą pracować, ulżyło mu! ale nie myśl sobie, że mnie złamiesz!
            - nie wiesz na co się porywasz! – rozwalił się na łóżku w pozie greckiego boga i zrobił minę rodem z antycznego posągu.
Luiza wstała i zrobiła pozę niczym modliszka szykująca się do ataku. Thomas spojrzał na nią bystro. Dziewczyna obeszła łóżko dookoła i w momencie gdy chłopak myślał, że dziewczyna chce go tyko postraszyć, rzuciła się na niego i zaczęła go łaskotać po brzuchu. Skoczek podskoczył niczym rażony prądem i bezskutecznie próbował złapać ją za ręce. Wił się niczym wąż, robił uniki, ale wszystko na próżno. Po chwili zostało mu jedynie kapitulować i z łzami śmiechu prosić dziewczynę o litość.
            - mówiłam, że nie da się mnie złamać – zakomunikowała z udawaną wyższością i teatralnie zadarła brodę. To był błąd, bo nie zauważyła, że Thomas w tym czasie wyciągnął spod głowy poduszkę i z całym impetem rzucił nią w Luizę. Dziewczyna pod wpływem uderzenia zgięła się w pół i z trudem zachowała równowagę. Spojrzała na Thomasa z żądzą zemsty w oczach i nie zastanawiając się zbyt długo chwyciła poduszkę, która wylądowała u jej nóg i cisnęła nią w Thomasa. Wtedy niegrzeczna poduszka zrobiła coś, czego robić nie powinna. Rozerwała się i zasypała skoczka piórami. Luiza nie wytrzymała i wybuchła gromkim śmiechem. Thomas po chwili dezorientacji zrobił to samo, w między czasie obrzucając Polkę garścią piór.
            - ok., rozejm – podniosła ręce do góry Luiza i usiadła na łóżku skoczka. Starła z policzka łzę i wyciągnęła z włosów kilka piór – już nie mam siły.
            - dobra, myliłem się, nie dasz się złamać – zaśmiał się Thomas zrzucając z pościeli rozsypany puch, który tylko wzbijał się jeszcze bardziej w powietrze, ponownie wbijając się w ich ubrania.
            - o nie! Co tu się stało! – zawołała od progu przerażona pielęgniarka, która weszła do sali bezszelestnie. Luiza i Thomas spojrzeli na cały bałagan, który zrobili, ale jedyną reakcją, która byli zdolni z siebie wykrzesać był ponowny atak śmiechu. Kobieta wyszła z sali, by po chwili wrócić ze zmiotką i szufelką w ręce. Położyła je pod ścianą z miną wodza wojennego i nakazała: „jak wrócę, ma tutaj być posprzątane”.
            - ach, byłabym zapomniała! – klepnęła się w czoło Luiza gdy się już uspokoiła – masz pozdrowienia od Julii.
            - od małej Julii? Naprawdę? Przyjechała? – ożywił się Thomas.
            - tak. Ponoć z Australii. Rozmawiałam z nią, bardzo miła dziewczyna.
            - niesamowite, tak dawno jej nie widziałem – pokiwał głową z niedowierzaniem.
            - a… - zawahała się dziewczyna – a możesz mi powiedzieć kim ona właściwie jest?
            - Julia? – uśmiechną się Thomas – znamy się praktycznie od dziecka. Kiedy trenowaliśmy przychodziła na nas popatrzeć. Potem dorośliśmy i zostaliśmy przyjaciółmi – Morgi uśmiechną się mimowolnie przypominając sobie czasy dzieciństwa – w swoim czasie była tez dziewczyną Gregora.



***



Gregor miał dziewczynę. Świetnie. Luiza schowała twarz w rękach. A czego ona się spodziewała? Przecież to normalne, że miał dziewczynę! Jest skoczkiem, nie księdzem! Yhhhh. Włożyła klucz do zamka i przekręciła go. Pchnęła drzwi i weszła do mieszkania. Nadal robiło na niej wrażenie. Podeszła do stolika i naciskając odpowiedni guzik pilota zasunęła rolety w oknach. Ściągnęła płaszcz i poczłapała do kuchni. Padała z nóg. Po posprzątaniu sali Thomasa wróciła jeszcze do OESV uporać się z papierami. Wyszła z budynku niemal ostatnia. Marzyła a gorącej kąpieli i śnie.
Od Thomasa dowiedziała się, że Julia była dziewczyną Gregora. Poczuła wtedy dziwne ukłucie… ale przecież nie była o niego zazdrosna. Nie mogła być o niego zazdrosna! Mimo to, to dziwne uczucie towarzyszyło jej nadal. Ale dlaczego? Przecież Gregor ma swoje życie, może mieć nawet harem i Luizie nic do tego! A jeżeli Julia przyjechała po to, aby go odzyskać? Może odwiedziny Thomasa były tylko pretekstem? Nawet jeśli tak, to przecież nie zabroni Gregorowi spotykać się z Julią! DO CHOLERY JASNEJ! JESTEM PROFESJONALISTKĄ! Walnęła pięścią w blat, aż podskoczył na nim telefon. Chwyciła go do ręki i wybrała numer.
            - halo?
            - cześć Edith. Tu Luiza, mam nadzieję, że nie dzwonię za późno?

 (pełna rozmowa jest w części Edith :))


***


Trening skończył się z kilkunastominutowym poślizgiem. Luizie i Edith nie było dane porozmawiać, bo zastępca Pointnera wysłał ją z jakimś świstkiem do ksera. A co do Edith… widać, że między nią a Koflerem coś zakwita. Na treningu co chwila do niej machał. Gdy na nią patrzył w jego oczach błyskały bliżej nieokreślone iskierki. Nie to co Gregor, który odwracał wzrok za każdym razem gdy Luiza spojrzała w jego stronę. Po treningu wypruł też prosto do samochodu.
            - wszystko w porządku? – zaskoczył Luizę Wolfgang.
            - yyy… tak, tak! – odpowiedziała wyrywając się z zamyślenia – dlaczego pytasz?
            - a bo stoisz taka… niewyraźna – uśmiechną się promiennie – ale jeśli wszystko ok. to się cieszę. Jadę do Thomasa, jedziesz ze mną?
            - nie, dzięki, lepiej żebym się nie pokazywała tamtejszym pielęgniarkom – zaśmiała się na wspomnienie wczorajszej poduszkowej bitwy.
            - ok., w takim razie do jutra – uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie.
Po zakończeniu treningu Luiza również miała wolne. Postanowiła więc złożyć komuś wizytę… pozbierała swoje rzeczy i pomaszerowała na parking. Stanęła przed samochodem należącym do OESV, z którego mogła korzystać kadra oraz sztab i nacisnęła guzik w pilocie. Wgramoliła się do środka i pomknęła czarnym Citroenem w zamierzonym kierunku.


***


Zaparkowała na podjeździe blokując samochód Gregora. Przynajmniej jej nie ucieknie. Chyba, że ma w domu radioaktywne pająki lub inne dziwne robactwo, które dodają mu nadprzyrodzonych zdolności. „Piknęła” alarmem i podeszła do drzwi. Nacisnęła dzwonek. Nastąpiła chwila oczekiwania, która przeciągała się w nieskończoność. Stanie na schodach do najprzyjemniejszych czynności absolutnie nie należało, zwłaszcza w porywach przeraźliwie zimnego wiatru, przed którym nie chronił szczelny płaszcz i maksymalnie gruby szalik. Po kilkudziesięciu sekundach drzwi zazgrzytały i uchyliły się ukazując Gregora. Miał na sobie spodnie dresowe i T-shirt, a przez ramię przewieszony miał ręcznik.
            - cześć! – zawołał rozpromieniając się, po zneutralizowaniu zaskoczonej miny. Luiza uniosła jedną brew. Reakcja skoczka nieco ją zaskoczyła. Przygotowywała się raczej na poważną rozmowę (bleee), a nie na przyjacielska pogawędkę – miałem do ciebie dziś jechać, więc dobrze, że wpadłaś – dodał otwierając szeroko drzwi i zapraszając Luizę do środka gestem ręki.
            - mam nadzieje, że nie przeszkadzam? – zapytała przestępując próg i ściągając szalik.
            - ty? Nigdy! – zaprzeczył serwując jej swój sztandarowy uśmiech. Odebrał od dziewczyny płaszcz i odwiesił go na wieszak – wybacz na chwilę, ale pójdę się przebrać, właśnie trenowałem. Rozgość się! – zawołał zanim zniknął w sąsiednim pomieszczeniu. Luiza odprowadziła go wzrokiem po czym rozglądnęła się po mieszkaniu. Było bardzo nowoczesne, podobne do jej apartamentu przydzielonego przez OESV. Ściany i wyposażenie było utrzymane w brązowym kolorze i jego licznych odcieniach. Unosił się w nim zapach wanilii, zupełnie jakby ktoś piekł właśnie coś smakowitego w kuchni. Sprawiało wrażenie bardzo przytulnego. Aż dziwne, że mieszkała w nim tylko jedna osoba. O ile Luiza dobrze się orientowała, rodzina Gregora mieszkała w jego rodzinnej miejscowości kilka kilometrów pod Innsbruckiem. Przeszła kilka kroków do przodu i rozejrzała się po obszernym salonie. Jedna ściana była całkowicie zabudowana czymś w rodzaju regału z asymetrycznymi pólkami. Na nich poukładane były ogromne ilości płyt, kilkanaście książek oraz puchary. Niektóre z nich sięgały niemal do sufitu. W centrum regału stała pokaźnych rozmiarów wieża stereo. Luiza z przerażeniem stwierdziła, że mają z Gregorem podobny gust muzyczny. Na przeciwległej ścianie wisiało kilka czarno- białych zdjęć autorstwa Szanownie Panującemu Nam Władcy Domu i kilka gablotek z koszulkami startowymi, między innymi z Vancouver. Na środku pomieszczenia stał niewielki szklany stoliczek, sofa oraz dwa fotele z jasno brązowej skóry.
            - czego się napijesz? – zapytał Gregor, który tymczasem zdążył się przebrać w jeansy i granatową bluzę z kapturem.
            - wszystko jedno – odpowiedziała Luiza sadowiąc się na fotelu. Po kilku minutach Gregor podał jej kubek z parującym jak szalonym wnętrzem. Z ponownym przerażeniem odkryła, że w środku znajdowała się kawa z mlekiem i łyżeczką cukru. Taka jaką lubiła… Gregor usadowił się naprzeciwko z cwaniacko – triumfalnym wyrazem twarzy.
            - kochanieńki, nie ciesz się tak. Musimy porozmawiać. I to poważnie – starała się na próżno przygasić skoczka. Czuł się jednak tak pewnie, że nic sobie z tych słów nie zrobił. Rozwalił się na sofie i wpatrywał się w Luizę z irytującym uśmiechem.
            - o czym chcesz porozmawiać? – zapytał wreszcie nie odrywając wzroku od twarzy Polki.
            - o tym co się ostatnio stało - wycedziła szybko, zanim strach ścisnąłby jej gardło. 
            - a co się ostatnio stało? – zapytał z miną niewiniątka. Dziewczyna spojrzała na niego ze wzrokiem, jakby chciała go zapytać: „naprawdę jesteś takim idiotą, czy tylko udajesz?”. Chciała unieść jedną brew aby uwydatnić przekaz. Uniosły się obie.
            - chciałabym ci uroczyście przypomnieć, że mnie pocałowałeś – na słowie „pocałowałeś” zadrżał jej głos. Wpatrywała się bacznie w skoczka. Jego mina jednak nawet na chwilę się nie zmieniła. Nie przebiegł przez nią żaden grymas, dosłownie nic.
            - o nie, moja droga – odezwał się wreszcie, przerywając na chwilę aby upić łyk swojego napoju – to ty mnie pocałowałaś – ogłosił strzelając kolejny uśmiech. Luiza otworzyła usta z szoku. Siedziała jak wryta i nie była w stanie się odezwać. Miała ochotę rzucić się na Gregora i powybijać mu te śliczne ząbki.
            - ty sobie chyba kpisz – rzuciła z goryczą w głosie.
            - ależ skąd – zaśmiał się skoczek – mówię jak było. Pocałowałaś mnie. Chciałem wyjść, ale mnie zatrzymałaś. I muszę powiedzieć… nieźle ci to wyszło – dodał z przekąsem.
Luiza pokiwała głową z niedowierzaniem. Jawna kpina. „Powinnaś ostentacyjnie wstać i wyjść” podpowiadał rozum, „daj spokój” – bagatelizowało go serce – „nie udawaj, że nie widzisz, że w tej bluzie wygląda niezwykle seksownie”. Skąd już znała te słowa? Tym razem Luiza postanowiła posłuchać rozumu. Niesamowite, prawda?
            - ta rozmowa nie ma sensu – wypowiedziała zrezygnowana zrywając się z miejsca.
            - zaczekaj! – podskoczył Gregor i złapał ją za rękę. Nie odwróciła się w jego stronę, ale czuła jego obecność tuż za swoimi plecami. Czuła jak sznureczki od jego bluzy łaskoczą ja po karku, a jego ciepły oddech ogrzewa jej szyję. Czuła zapach jego wody toaletowej. Po plecach przeszły jej ciarki – nie uciekaj mi – zamruczał jej tuż obok ucha. Jego stwierdzenie przyprawiło Luizę o łomot serca. Szalone waliło tak mocno jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. W idealnej ciszy było doskonale słyszalne. Super, niech Gregor sobie jeszcze COŚ pomyśli! Jeżeli jeszcze tego nie zrobił… Powoli odwróciła się w jego stronę. Błysk, który zobaczyła w jego oczach sprawił, że chciała uciec. Ale jej ciało miało całkiem inne plany i nie chciało jej słuchać. Gregor odsunął niesforny kosmyk włosów z jej czoła. Stał naprawdę bardzo, bardzo blisko. Była to ostatnia chwila, podczas której mieli nad sobą jakakolwiek kontrolę. Skoczek złapał Luizę za biodra i przycisnął do siebie. Zbliżył swoją twarz i  pocałował dziewczynę w usta. Od tej chwili wszystko inne przestało istnieć.  


***



Luiza obudziła się z twarzą w poduszce. Gdy poczuła, że poszewka szczelnie przylega do jej policzków i zaczyna jej brakować powietrza, a poduszka najzwyczajniej ją dusi, z gracją samicy dinozaura przewaliła się na bok. Poczuła przyjemny aromat świeżo zaparzonej kawy. Mmmmmm… Naciągnęła się i powoli otwarła oczy. Zobaczyła Gregora w jeansach i bez koszuli krzątającego się w kuchni. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się w duchu. Piękny sen. Przytuliła się powrotem do kołdry aby dalej móc trwać w tym stanie. Przerwał jej znowu aromat kawy, tym razem nieco mocniejszy. Zaraz? Czy to możliwe że podczas snu, czuje się zapachy? Ponownie podniosła powieki. Gregor nadal krzątał się po kuchni. Spojrzała na niego, po czym powrotem zamknęła oczy. Przypomniała sobie o uszczypnięciu. Żeby upewnić się, że coś nie dzieje się na niby ludzi się szczypią. Uszczypnęła się zatem w ramię, odrobinę za mocno. Teraz już na pewno się obudziła. Otworzyła oczy z nadzieją, że nie zobaczy już Gregora. Niestety, nadal tam był. Jego obecność jeszcze nie była najgorsza. Gorsze było to, że zmierzał w jej kierunku. Cholera. Luiza znowu zamknęła oczy. Uszczypnęła się ponownie. Co on robi w jej mieszkaniu? Zaraz… otwarła jedno oko. Zmierzyła nim tyle przestrzeni ile zdołała. Świetnie. To nie Gregor był u niej. To ona była u Gregora. Schowała twarz w dłoniach.
            - cześć – szepnął skoczek z czułością w głosie – jak się spało?
Nie odpowiedziała. Rozchyliła dwa palce i zerknęła przez nie na chłopaka, po czym ponownie szczelnie je zamknęła.
            - co ty robisz? – zapytał brunet mrużąc brwi i bacznie przyglądając się dziewczynie.
            - ciebie tu nie ma – zakomunikowała tonem głosu wypranym z jakichkolwiek emocji.
            - nie bądź niemądra – zaśmiał się Gregor – przecież jestem.
            - nieeeeeeeeee, nie gadaj głupot – poprosiła dalej trzymając dłonie na twarzy.
            - Liz, nie wygłupiaj się – powiedział głosem, jakim rodzice uspokajają niesforne dziecko, po czym odsunął ręce z jej twarzy.
            - AAAAAAAAAAA!
            - AAAAAAAAAAA!
            - dlaczego krzyczysz?
            - a dlaczego ty krzyczysz?
            - bo ty krzyczysz!
            - ale ty krzyknęłaś wcześniej – Gregor spojrzał na Luizę ze zmartwiona miną i usiadł obok niej na łóżku. Czyżby postradała zmysły? Luiza spojrzała na niego z wytrzeszczonymi oczami.
            - Gregor, my razem pracujemy – niemal wyszeptała, głos jej drżał, tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
            - a jakie to ma znaczenie? – zapytał. Jego twarz była taka… szczera? Patrzył na Luizę z nadzieją w oczach. Miał nadzieję, że wyrzuci swoje wszystkie wątpliwości i rzuci mu się na szyję z wyznaniem: „kocham cię!”. Nie żeby nie miała na to ochoty…
            - Gregor, my nie możemy…
            - …ciiiii!  - przerwał przytykając jej palec do ust – pozwól, że to my będziemy decydować o tym co nam wolno, a czego nie.
            - a jeżeli ktoś się dowie? – pytała nadal z rozpaczą w głosie.
            - niech się dowie! Niech się wszyscy dowiedzą! – uśmiechną się od ucha do ucha – nie mam zamiaru niczego ukrywać. Niech wszyscy wiedzą, że… - urwał i odwrócił wzrok.
            - …że? – ponagliła go Luiza. Gregor spojrzała na nią powrotem. Pogładził ją wewnętrzną dłonią po policzku i zajrzał głęboko w jej źrenice.
            - że chyba się w tobie zakochałem… - wypowiedział to powoli i wyraźnie. Nie było mowy o przesłyszeniu. Luiza poczuła jak napełnia ja fala radości, fala euforii. Rzuciła się skoczkowi na szyję i przytuliła się do niego z całej siły.



***



Luiza była tego dnia w wyśmienitym humorze. Nic dziwnego. Rano usłyszała najprawdopodobniej najpiękniejsze zdanie w swoim życiu. Oczywiście słyszała wyznania miłości z ust Nicka, ale jak później czas pokazał były one całkowicie bez pokrycia. Teraz miała w pamięci iskierki w oczach Gregora, wpatrującego się w nią z tak zaciętym wyrazem twarzy...
Siedziała w gabinecie z zamkniętymi oczami i rękami założonymi za głową. Tak, siedziała w gabinecie pomimo, że miała dzień wolny. Ale tego dnia miała tyle energii, że nie mogła usiedzieć w domu. I trzeba dodać, że nie w swoim domu… Przyjechała prosto do OESV z Gregorem, który musiał się grzecznie stawić na trening. Przygotowania do sezonu szły pełną parą i nie było litości. Polka zaszyła się w gabinecie. Ukazywanie się Pointnerowi nie byłoby najlepszym pomysłem. Znając go, najpewniej pozbawiłby Luizę wolnych weekendów, skoro i tak ma za dużo wolnego czasu. Chociaż z powodu zawodów i tak weekendów wolnych mieć nie będzie. Mimo to, słowo trenera jest święte i zawsze trzeba się z nim zgadzać. Jeżeli ma się wątpliwości co do poprzedniego stwierdzenia, to należy do niego ponownie wrócić. Luiza obróciła się na fotelu i wyjrzała przez okno. Była piękna pogoda. Niebo było bezchmurne a promienie słońca oświetlały wszystko dookoła. Zwłaszcza ośnieżone szczyty gór, które odbijały światło tak mocno, że nie dało się na nie patrzeć. Okulary słoneczne były dziś niezbędnym dodatkiem. Jednak nie można było pozwolić sobie na złudzenie złotej jesieni. Powietrze było przeraźliwie zimne. Jednak nie przeszkadzało już ono Luizie tak bardzo jak kiedyś.  Coraz bardziej przekonywała się do Austrii. Prawdopodobnie jej przyszłego domu.
            - Luiza? Ileż można pukać? – zapytał męski głos z nieukrywaną radością. Luiza podskoczyła i odwróciła się w stronę drzwi.
            - Thomas?! – zawołała szeroko otwierając oczy – co ty tutaj robisz? – zapytała piskliwym głosem i nie zastanawiając się długo podbiegła w jego stronę i rzuciła mu się na szyję.
            - wypisali mnie, więc wpadłem na trening – zaśmiał się obejmując dziewczynę jedną ręką i jednocześnie zmykając drzwi – Gregor powiedział mi, że tutaj jesteś.
            - dlaczego nie powiedziałeś, że wychodzisz? Przyjechalibyśmy po ciebie z chłopakami – zagroziła mu palcem Polka, udając właśnie strzelającego się focha.
            - bez urazy, ale pracownicy szpitala mają was już trochę dosyć – zaśmiał  się blondyn dając Luizie pstryczka w nos w po czym rozsiadł się wygodnie na fotelu. Luiza pocierając koniec nosa zrobiła to samo – wpadłem bo musimy ustalić naszą współpracę – obwieścił z szerokim uśmiecham. Luizie już zbytnio do śmiechu nie było. Oczywiście czuła się niemal zaszczycona tym, że będzie osobistym fizjoterapeutą samego Morgensterna, ale perspektywa tego co ją czeka napawała ją przerażeniem.
            - lekarz zalecił dwie godziny ćwiczeń dziennie – kontynuował skoczek – kiedy masz czas?
            - mam czas cały czas – zaśmiała się nieco zaskoczona jego pytaniem – ja bym proponowała godzinkę przed południem i godzinkę po. Żeby wysiłek rozłożyć w czasie. Będziesz miał więcej sił a i efekty będą szybciej widoczne – zakomunikowała głosem profesjonalisty po czym otwarła opasły kalendarz – hmmm… - podrapała się po brodzie zagłębiając w własne notatki – o 10 i o 15. Może być?
            - tak jest pani doktor! – zawołał ochoczo Thomas salutując dziewczynie na pokaz, po czym pochylił się nad biurkiem jakby chciał przekazać Luizie najbardziej tajną informacje na świecie – wiesz, że Edith i Kofler coś tam ten?
            - cos tam ten? – zapytała Polka unosząc jedną brew.
            - była dziś u mnie, potem przyszedł Andreas. Widać, że ich do siebie ciągnie – sprecyzował.
            - ah, o to chodzi! – zaśmiała się dziewczyna – tak, tak – uśmiechnęła się kiwając głową – pasują do siebie, chciałabym, żeby im się udało.
            - taak – potwierdził skoczek – Andreas zbyt długo był sam. Wreszcie ma inne zajęcie oprócz treningów i policji. Jest na tyle zajęty, że nie ma go dziś na treningu. Chociaż to po trochu moja wina, wysłałem ich na randkę. Ale co złego to nie ja! – uniósł ręce po czym roześmiał się na cały gabinet – a propos „coś tam ten” – pochylił się znowu – słyszałem, o tobie i Gregorze.
            - eh, plotkarze – pokiwała z dezaprobatą „pani doktor” – nic się przed wami nie uchowa
            - przecież wiesz, że my jak jedna wielka rodzina!
Na szczęście nagłe wtargnięcie Noelke do gabinetu uchroniło Luizę od odpowiedzi na pytania Thomasa. Chociaż czy wejście trenera można nazwać szczęściem?
            - pani Luizo, jak dobrze, że pani jest! – zawołał od progu. Na te słowa Luiza pożałowała, że za plecami Noelke nie stoi Edith z kamerą. Jej mina byłaby godna uwieńczenia.
            - coś się stało? – poderwała się z miejsca gdy do gabinetu kuśtykając wszedł Loitzl asekurowany przez Kocha i Gregora.
            - Wolfganga na treningu złapał skurcz, a Herberta oczywiście nie ma jak jest potrzebny, mogłaby pani…?
            - tak, oczywiście! Proszę – odpowiedziała wskazując ręką drugie pomieszczenie. Poszkodowany na znak przeskoczył na jednej nodze próg, czego od razu pożałował słysząc ryk trenera.
            - LOITZL! DO CHOLERY JASNEJ! NIE SKACZ NA JEDNEJ NODZE! OD CZEGO MASZ KUMPLI! PRZESILISZ TĘ NOGĘ I ZNOWU BĘDZIESZ MIAŁ PROBLEM Z ODBICIEM! NA KOZETKĘ MARSZ!
Biedny Loitzl pomaszerował na wspomnianą kozetkę, a skoczkowie czym prędzej wyszli z gabinetu żeby nie narażać się jeszcze bardziej.

                   ***

            - skończyłaś? – zapytał Gregor zaglądając do gabinetu w momencie kiedy Luiza myła ręce.
            - tak – odpowiedziała z uśmiechem swojemu chłopakowi – na szczęście uraz Wolfganga to nic poważnego. Zwykły skurcz. Już może normalnie trenować.
            - to świetnie – odpowiedział brunet zamykając za sobą drzwi po czym podszedł do dziewczyny, złapał ją w biodrach i pocałował w kark a potem w policzek – jak dobrze znasz Innsbruck? – zapytał
            - słucham? – zapytała Luiza z nieukrywanym zdziwieniem.
            - no, jak dobrze znasz Innsbruck? – powtórzył.
            - przecież słyszę!
            - to po co pytasz?
            - po co ty pytasz?
            - ale o co?
            - jak to o co? Sam nie wiesz o co mnie pytasz?
Gregor wydał z siebie przeciągłe: „yyyyyyy” po czym złapał dziewczyną za rękę i pociągnął za sobą w stronę wyjścia – znasz czy nie, nie ważne. Pokaże ci miejsca w których na pewno nie byłaś.

____________________________________________________________
Cześć :) 
Oto i kolejna część. Coś tam ten... się dzieje xD Thomas wychodzi ze szpitala i na dobre zagości w opowiadaniu. Jak zawsze zachęcam do czytania i komentowania :) 
Mamy koniec roku. Naszemu blogowi stuknęła kilka dni temu rocznica. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziecie go czytać z równą wytrwałością. 
Mam też nadzieję, że dobrze spędziliście święta. Nie przejedliście się i wciśniecie się w sylwestrowe kreacje :) Chciałybyśmy Wam wraz z Kaśką N. życzyć szalonej zabawy (i litościwego kaca :)) a w Nowym Roku wszystkiego co najlepsze. Samych sukcesów i spełnienia najskrytszych marzeń. A nam wszystkim weny ;)
Happy New Year! ;)




Nitro

7 komentarzy:

  1. Pogadać to sobie oni nie pogadali, ale przynajmniej było miło;D I już chyba raz na zawsze skończy się wypominanie kto kogo pierwszy pocałował, bo stracą rachubę;D
    Nie ma co, Schlierenzauer znalazł doskonałą metodę na wyłączenie Lu i teraz tylko czekać, aż ona to odkryje i zacznie się buntować. Chociaż nie wiem czy w tej sytuacji, z oczywistych względów i korzyści, nie lepiej byłoby udawać głupią i dać się uwodzić ile wlezie;D
    Pozdrawiam.
    [bkurek]

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rivendale Hospital to placówka dla młodzieży między szesnastym, a dwudziestym pierwszym rokiem życia, która zmaga się z wieloma problemami. Anoreksja, schizofrenia, depresja czy próba samobójcza to jedne z wielu przeszkód jakie stają im na drodze. Czy ktoś będzie w stanie pomóc tym zagubionym nastolatkom? A może zdecydują się na inne środki pomocy? Jak w nowym miejscu poradzi sobie siedemnastoletnia Elle? I czy przez to wszystko pomoże jej przejść stała mieszkanka szpitala - Fleur? Oczywiście jak w każdej historii pojawi się wątek miłosny, który zapewne jeszcze bardziej namiesza w życiu bohaterów." zapraszam na mojego nowego bloga, mam nadzieję, że cię on zainteresuje http://sick-mad-sad.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czwórka na: http://algo-que-entretiene.blogspot.com/. Zapraszam ;)).

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak pomiędzy postami zapraszam na http://ask.fm/chicafuerte, można zadać tak jakieś pytanko, jeśli ktoś miałby ochotę xp
    pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na nowy rozdział
    karuzela--marzen.blogspot.com
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. [SPAM]
    Joanne Susanne Valence dostaje drugą szansę. W wieku dwudziestu dwóch lat może ponownie wrócić na ziemię i zacząć nowe życie. Jak można się domyślić, musi zacząć pracować, by zarobić na życie. W swojej zwyczajnej z pozoru, lecz dającej wielkie szczęście pracy, spotka mężczyznę, który krok po kroku zaczyna zmieniać jej egzystencję w życie pełne radości, niezapomnianych wrażeń, szaleństwa i miłości, która okaże się dla niej zgubą. Do tego wszystkiego w jej poukładane życie próbuje wcisnąć się James Leeroy, mieszkający z nią w jednym bloku.
    Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak potoczą się losy Joanne, kim okaże się mężczyzna, którego spotka w pracy, jaki związek ma z tym wszystkim James i jak zareaguje na wybryki Joanne Stwórca, zapraszam Cię na mojego bloga : [zburzyc-monotonie.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na 13 rozdział
    www.karuzela--marzen.blogspot.com
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń