Luiza maszerowała ulicą w strugach deszczu ze śniegiem w stronę
OESV. Wiar szarpał niemiłosiernie jej szalikiem i rozwiewał włosy. Z minuty na
minutę przybierał na swej sile. Paskudny dzień. Choć Luiza już dawno nie
tęskniła za Polską, to złotej jesieni było jej bardzo brak. I Gregora było jej
brak. Tfu! Nie pomyślała tego! Wcale nie było jej go brak! To co się stało, nie
powinno było się stać. I nie ma żadnego „ale”. Chociaż w sumie jedno „ale” by
się znalazło. Była nim cisza. Od pamiętnego wieczora, którego nie można było
przytaczać nawet w najskrytszych myślach, żadna ze „stron” nie pofatygowała się
aby zadzwonić. A co dopiero porozmawiać. Blee, znowu poważna rozmowa. Czego jak
czego, ale poważnych rozmów Luiza miała już dosyć.
- cześć
Anna! – zawołała niemalże z progu widząc sekretarkę na końcu hallu obładowaną
papierami – zaczekaj! – dodała pospiesznie, po czym pobiegła aby dogonić
dziewczynę.
- o, cześć
Luiza – przywitała ją ze szczerym uśmiechem. Uśmiech i tempo z jakim się
przemieszczała były jej znakami firmowymi. Zboczeniami zawodowymi wytworzonymi
w tej fabryce sukcesu – co tam słychać?
- a dzięki,
wszystko w porządku. Tylko tutejsza jesień mi trochę doskwiera – odpowiedziała
naciskając odpowiedni guzik w windzie – a tobie jak leci?
- po
staremu. Jak zawsze mnóstwo pracy – skrzywiła usta i spojrzała ze skwaszoną
miną na stos papierów pod pachą – na dodatek szykuje się zastępstwo za Pointnera.
Ciekawe jaki reżim zapanuje tym razem.
- ale jak
to zastępstwo? A gdzie Pointner? – zapytała zaskoczona Polka.
- nic nie
słyszałaś? – zdziwiła się Anna – podobno trener miał jakiś wypadek. Chodzą
słuchy, że go pobili. Podobno wyglądał jak siedem nieszczęść.
To jakoś inaczej? A TFU!
- co ty
gadasz?! – Luiza wytrzeszczyła oczy. Przed obliczem stanęła jej scena kiedy
wypomniała trenerowi powiązania z Louisem. A jeżeli to jego sprawka? – a co z Edith?
- wzięła
dziś wolny dzień – stwierdziła Anna w akompaniamencie otwierających się drzwi
windy – będzie jutro. Twierdzi, że nie była z Pointnerem.
- to dobrze
– jęknęła Luiza, myśląc jednocześnie: „jasne, nie była z nim” – dzięki za info
Anna, do zobaczenia!
Polka pobiegła czym prędzej do swojego gabinetu. Na
szczęście był pusty. Zemknęła drzwi i bez ściągania płaszcza rzuciła się do
telefonu. Wybrała numer Edith i czekała na połączenie. Niestety, nie doczekała
się. Telefon uparcie milczał, a w Luizie
coraz mocniej biło serce. To była jej wina! Jej i tylko jej! Po jaką cholerę
mówiła Pointnerowi o Louisie? Ale swoją drogą… po cholerę Pointner o tym
komukolwiek powiedział? I czy w ogóle powiedział?
Yhhhhhhhhh. Luiza warknęła pod nosem i opadła na krzesło.
Zrezygnowanym wzrokiem zerknęła na obładowane papierami biurko. Świetnie.
Perspektywa podniesienia swych kwalifikacji jako księgowej jeszcze bardziej
podniosła ją na duchu. Dlaczego Herbert nie może zapisywać sam kogo masuje, po
co i czego do tego używa? O wilku mowa… Do gabinetu wszedł Leitner i zmierzył
wzrokiem Polkę, która z miną męczennicy siedziała opatulona w płaszcz z
rozwalonym szalikiem i potarganymi włosami. Żałosny widok. No porę sobie wybrał
idealną, nie ma co.
- witaj –
przywitał się niepewnie – co, ciężka noc? – zapytał lekko się uśmiechając.
- nie,
ciężki poranek – odparła Luiza – i zapowiada się ciężkie popołudnie z tymi
papierzyskami.
- poradzisz
sobie – „dodał jej otuchy” szef po czym bez zbędnych ceregieli przeszedł do
sedna sprawy – słyszałem, że Thomas wskazał cię na swojego głównego
fizjoterapeutę.
Luiza poczuła jak robi się jej gorąco. Po raz kolejny
zamarzyła o pancerzu.
- taak… -
odpowiedziała wahając się czy potwierdzić tę informację, czy posądzić Thomasa o
amnezję.
- to duże
wyzwanie – zakomunikował jej szef. No jakby nie wiedziała. Usadowił się po
przeciwnej stronie jej biurka, podparł łokciami o blat i bacznie wpatrywał się
w Luizę w postaci Marzanny.
- wiem
panie Leitner, ale będę się bardzo starać – obiecała starając się opanować
drżący głos.
- tego
jestem pewien – uśmiechnął się mężczyzna – ze szkoły otrzymałaś znakomite
referencje, dlatego wybraliśmy właśnie ciebie.
- dziękuję…
- uśmiechnęła się delikatnie przyjmując z ulgą spokojną reakcję
przełożonego.
- i
pamiętaj, też, że będziemy cię obserwować – gestem ręki zatrzymał Luizę, która
koniecznie chciała coś powiedzieć – spokojnie, będziemy obserwować, bo musimy
wystawić ci później opinię – uspokoił Polkę po raz kolejny – i jeszcze jedno,
jeżeli będziesz miała jakiekolwiek wątpliwości, zawsze możesz się do mnie
zwrócić z prośbą o pomoc.
Luiza uśmiechnęła się i po raz kolejny podziękowała
Herbertowi. Jak to możliwe, że był tak inny od reszty sztabu? Nie wkurzył się,
że jeden z jego czołowych skoczków woli „oddać się w obce ręce” i jeszcze
zaproponował pomoc. A więc możliwe, że w OESV pracują tez normalni ludzie,
którzy nie czyhają tylko aby zadać komuś cios w plecy. Takie rodzynki w
zakalcu.
***
- cześć,
jak się masz? – zawołała Luiza z promiennym uśmiechem wchodząc do sali Thomasa,
który siedział z podpartą o rękę głową i czytał wiadomości sportowe w gazecie
codziennej.
- hej! –
rozpromienił się skoczek odkładając gazetę i poprawiając się na łóżku – fajnie,
że jesteś - Luiza odpowiedziała ponownie uśmiechem.
- jak się
dziś czujesz? Po twoim humorze widać, że lepiej?
- o niebo
lepiej – odpowiedział wskazując ręką Luizie krzesło po czym zajrzał do koszyka,
który przyniosła mu Polka i wyciągnął ze środka soczyste jabłko – lekarze
mówią, że niedługo mnie wypuszczą, ale nie chcą podawać konkretnej daty. Już
nie mogę się doczekać!
Rzeczywiście, Thomas wyglądał dziś bardzo dobrze. Po sińcach
pod oczami nie było prawie śladu, a i jego twarz nabrała zdrowych kolorów. Nie
leżał też oszczędzając siły jak jeszcze wczoraj. Nabierał sił w oczach. Widok
ten bardzo cieszył Luizę. Pomimo, że znała go najkrócej ze wszystkich, z
oczywistych względów, to polubiła go jak resztę teamu.
- cieszę
się, naprawdę – zapewniła skoczka.
- nie rób
tego! Jak wyjdę to dam ci popalić! Nie jestem łatwym pacjentem.
- ach, to
dla tego Herbert nie wkurzył się jak się dowiedział, że mam z tobą pracować,
ulżyło mu! ale nie myśl sobie, że mnie złamiesz!
- nie wiesz
na co się porywasz! – rozwalił się na łóżku w pozie greckiego boga i zrobił
minę rodem z antycznego posągu.
Luiza wstała i zrobiła pozę niczym modliszka szykująca się
do ataku. Thomas spojrzał na nią bystro. Dziewczyna obeszła łóżko dookoła i w
momencie gdy chłopak myślał, że dziewczyna chce go tyko postraszyć, rzuciła się
na niego i zaczęła go łaskotać po brzuchu. Skoczek podskoczył niczym rażony
prądem i bezskutecznie próbował złapać ją za ręce. Wił się niczym wąż, robił
uniki, ale wszystko na próżno. Po chwili zostało mu jedynie kapitulować i z
łzami śmiechu prosić dziewczynę o litość.
- mówiłam,
że nie da się mnie złamać – zakomunikowała z udawaną wyższością i teatralnie
zadarła brodę. To był błąd, bo nie zauważyła, że Thomas w tym czasie wyciągnął
spod głowy poduszkę i z całym impetem rzucił nią w Luizę. Dziewczyna pod
wpływem uderzenia zgięła się w pół i z trudem zachowała równowagę. Spojrzała na
Thomasa z żądzą zemsty w oczach i nie zastanawiając się zbyt długo chwyciła
poduszkę, która wylądowała u jej nóg i cisnęła nią w Thomasa. Wtedy niegrzeczna
poduszka zrobiła coś, czego robić nie powinna. Rozerwała się i zasypała skoczka
piórami. Luiza nie wytrzymała i wybuchła gromkim śmiechem. Thomas po chwili
dezorientacji zrobił to samo, w między czasie obrzucając Polkę garścią piór.
- ok.,
rozejm – podniosła ręce do góry Luiza i usiadła na łóżku skoczka. Starła z
policzka łzę i wyciągnęła z włosów kilka piór – już nie mam siły.
- dobra,
myliłem się, nie dasz się złamać – zaśmiał się Thomas zrzucając z pościeli rozsypany
puch, który tylko wzbijał się jeszcze bardziej w powietrze, ponownie wbijając
się w ich ubrania.
- o nie! Co
tu się stało! – zawołała od progu przerażona pielęgniarka, która weszła do sali
bezszelestnie. Luiza i Thomas spojrzeli na cały bałagan, który zrobili, ale
jedyną reakcją, która byli zdolni z siebie wykrzesać był ponowny atak śmiechu.
Kobieta wyszła z sali, by po chwili wrócić ze zmiotką i szufelką w ręce.
Położyła je pod ścianą z miną wodza wojennego i nakazała: „jak wrócę, ma
tutaj być posprzątane”.
- ach,
byłabym zapomniała! – klepnęła się w czoło Luiza gdy się już uspokoiła – masz
pozdrowienia od Julii.
- od małej
Julii? Naprawdę? Przyjechała? – ożywił się Thomas.
- tak. Ponoć z Australii. Rozmawiałam z nią, bardzo miła dziewczyna.
-
niesamowite, tak dawno jej nie widziałem – pokiwał głową z niedowierzaniem.
- a… -
zawahała się dziewczyna – a możesz mi powiedzieć kim ona właściwie jest?
- Julia? –
uśmiechną się Thomas – znamy się praktycznie od dziecka. Kiedy trenowaliśmy
przychodziła na nas popatrzeć. Potem dorośliśmy i zostaliśmy przyjaciółmi –
Morgi uśmiechną się mimowolnie przypominając sobie czasy dzieciństwa – w swoim
czasie była tez dziewczyną Gregora.
***
Gregor miał dziewczynę. Świetnie. Luiza schowała twarz w
rękach. A czego ona się spodziewała? Przecież to normalne, że miał dziewczynę!
Jest skoczkiem, nie księdzem! Yhhhh. Włożyła klucz do zamka i przekręciła go.
Pchnęła drzwi i weszła do mieszkania. Nadal robiło na niej wrażenie. Podeszła
do stolika i naciskając odpowiedni guzik pilota zasunęła rolety w oknach.
Ściągnęła płaszcz i poczłapała do kuchni. Padała z nóg. Po posprzątaniu sali
Thomasa wróciła jeszcze do OESV uporać się z papierami. Wyszła z budynku niemal
ostatnia. Marzyła a gorącej kąpieli i śnie.
Od Thomasa dowiedziała się, że Julia była dziewczyną
Gregora. Poczuła wtedy dziwne ukłucie… ale przecież nie była o niego zazdrosna.
Nie mogła być o niego zazdrosna! Mimo to, to dziwne uczucie towarzyszyło jej
nadal. Ale dlaczego? Przecież Gregor ma swoje życie, może mieć nawet harem i
Luizie nic do tego! A jeżeli Julia przyjechała po to, aby go odzyskać? Może
odwiedziny Thomasa były tylko pretekstem? Nawet jeśli tak, to przecież nie
zabroni Gregorowi spotykać się z Julią! DO CHOLERY JASNEJ! JESTEM
PROFESJONALISTKĄ! Walnęła pięścią w blat, aż podskoczył na nim telefon.
Chwyciła go do ręki i wybrała numer.
- halo?
- cześć
Edith. Tu Luiza, mam nadzieję, że nie dzwonię za późno?
***
Trening skończył się z kilkunastominutowym poślizgiem.
Luizie i Edith nie było dane porozmawiać, bo zastępca Pointnera wysłał ją z
jakimś świstkiem do ksera. A co do Edith… widać, że między nią a Koflerem coś
zakwita. Na treningu co chwila do niej machał. Gdy na nią patrzył w jego oczach
błyskały bliżej nieokreślone iskierki. Nie to co Gregor, który odwracał wzrok
za każdym razem gdy Luiza spojrzała w jego stronę. Po treningu wypruł też
prosto do samochodu.
- wszystko
w porządku? – zaskoczył Luizę Wolfgang.
- yyy… tak,
tak! – odpowiedziała wyrywając się z zamyślenia – dlaczego pytasz?
- a bo
stoisz taka… niewyraźna – uśmiechną się promiennie – ale jeśli wszystko ok. to
się cieszę. Jadę do Thomasa, jedziesz ze mną?
- nie,
dzięki, lepiej żebym się nie pokazywała tamtejszym pielęgniarkom – zaśmiała się
na wspomnienie wczorajszej poduszkowej bitwy.
- ok., w
takim razie do jutra – uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie.
Po zakończeniu treningu Luiza również miała wolne.
Postanowiła więc złożyć komuś wizytę… pozbierała swoje rzeczy i pomaszerowała na
parking. Stanęła przed samochodem należącym do OESV, z którego mogła korzystać
kadra oraz sztab i nacisnęła guzik w pilocie. Wgramoliła się do środka i
pomknęła czarnym Citroenem w zamierzonym kierunku.
***
Zaparkowała na podjeździe blokując samochód Gregora.
Przynajmniej jej nie ucieknie. Chyba, że ma w domu radioaktywne pająki lub inne
dziwne robactwo, które dodają mu nadprzyrodzonych zdolności. „Piknęła” alarmem
i podeszła do drzwi. Nacisnęła dzwonek. Nastąpiła chwila oczekiwania, która
przeciągała się w nieskończoność. Stanie na schodach do najprzyjemniejszych
czynności absolutnie nie należało, zwłaszcza w porywach przeraźliwie zimnego
wiatru, przed którym nie chronił szczelny płaszcz i maksymalnie gruby szalik. Po
kilkudziesięciu sekundach drzwi zazgrzytały i uchyliły się ukazując Gregora.
Miał na sobie spodnie dresowe i T-shirt, a przez ramię przewieszony miał ręcznik.
- cześć! –
zawołał rozpromieniając się, po zneutralizowaniu zaskoczonej miny. Luiza
uniosła jedną brew. Reakcja skoczka nieco ją zaskoczyła. Przygotowywała się
raczej na poważną rozmowę (bleee), a nie na przyjacielska pogawędkę – miałem do
ciebie dziś jechać, więc dobrze, że wpadłaś – dodał otwierając szeroko drzwi i
zapraszając Luizę do środka gestem ręki.
- mam
nadzieje, że nie przeszkadzam? – zapytała przestępując próg i ściągając szalik.
- ty?
Nigdy! – zaprzeczył serwując jej swój sztandarowy uśmiech. Odebrał od
dziewczyny płaszcz i odwiesił go na wieszak – wybacz na chwilę, ale pójdę się
przebrać, właśnie trenowałem. Rozgość się! – zawołał zanim zniknął w sąsiednim
pomieszczeniu. Luiza odprowadziła go wzrokiem po czym rozglądnęła się po
mieszkaniu. Było bardzo nowoczesne, podobne do jej apartamentu przydzielonego
przez OESV. Ściany i wyposażenie było utrzymane w brązowym kolorze i jego
licznych odcieniach. Unosił się w nim zapach wanilii, zupełnie jakby ktoś piekł
właśnie coś smakowitego w kuchni. Sprawiało wrażenie bardzo przytulnego. Aż
dziwne, że mieszkała w nim tylko jedna osoba. O ile Luiza dobrze się
orientowała, rodzina Gregora mieszkała w jego rodzinnej miejscowości kilka
kilometrów pod Innsbruckiem. Przeszła kilka kroków do przodu i rozejrzała się
po obszernym salonie. Jedna ściana była całkowicie zabudowana czymś w rodzaju
regału z asymetrycznymi pólkami. Na nich poukładane były ogromne ilości płyt,
kilkanaście książek oraz puchary. Niektóre z nich sięgały niemal do sufitu. W
centrum regału stała pokaźnych rozmiarów wieża stereo. Luiza z przerażeniem
stwierdziła, że mają z Gregorem podobny gust muzyczny. Na przeciwległej ścianie
wisiało kilka czarno- białych zdjęć autorstwa Szanownie Panującemu Nam Władcy
Domu i kilka gablotek z koszulkami startowymi, między innymi z Vancouver. Na
środku pomieszczenia stał niewielki szklany stoliczek, sofa oraz dwa fotele z
jasno brązowej skóry.
- czego się
napijesz? – zapytał Gregor, który tymczasem zdążył się przebrać w jeansy i granatową
bluzę z kapturem.
- wszystko
jedno – odpowiedziała Luiza sadowiąc się na fotelu. Po kilku minutach Gregor
podał jej kubek z parującym jak szalonym wnętrzem. Z ponownym przerażeniem
odkryła, że w środku znajdowała się kawa z mlekiem i łyżeczką cukru. Taka jaką lubiła…
Gregor usadowił się naprzeciwko z cwaniacko – triumfalnym wyrazem twarzy.
-
kochanieńki, nie ciesz się tak. Musimy porozmawiać. I to poważnie – starała się
na próżno przygasić skoczka. Czuł się jednak tak pewnie, że nic sobie z tych
słów nie zrobił. Rozwalił się na sofie i wpatrywał się w Luizę z irytującym
uśmiechem.
- o czym
chcesz porozmawiać? – zapytał wreszcie nie odrywając wzroku od twarzy Polki.
- o tym co
się ostatnio stało - wycedziła szybko, zanim strach ścisnąłby jej gardło.
- a co się
ostatnio stało? – zapytał z miną niewiniątka. Dziewczyna spojrzała na niego ze
wzrokiem, jakby chciała go zapytać: „naprawdę jesteś takim idiotą, czy tylko
udajesz?”. Chciała unieść jedną brew aby uwydatnić przekaz. Uniosły się obie.
- chciałabym ci uroczyście
przypomnieć, że mnie pocałowałeś – na słowie „pocałowałeś” zadrżał jej głos.
Wpatrywała się bacznie w skoczka. Jego mina jednak nawet na chwilę się nie
zmieniła. Nie przebiegł przez nią żaden grymas, dosłownie nic.
- o nie, moja droga – odezwał się
wreszcie, przerywając na chwilę aby upić łyk swojego napoju – to ty mnie
pocałowałaś – ogłosił strzelając kolejny uśmiech. Luiza otworzyła usta z szoku.
Siedziała jak wryta i nie była w stanie się odezwać. Miała ochotę rzucić się na
Gregora i powybijać mu te śliczne ząbki.
- ty sobie chyba kpisz – rzuciła z
goryczą w głosie.
- ależ skąd – zaśmiał się skoczek –
mówię jak było. Pocałowałaś mnie. Chciałem wyjść, ale mnie zatrzymałaś. I muszę
powiedzieć… nieźle ci to wyszło – dodał z przekąsem.
Luiza
pokiwała głową z niedowierzaniem. Jawna kpina. „Powinnaś ostentacyjnie wstać i
wyjść” podpowiadał rozum, „daj spokój” – bagatelizowało go serce – „nie udawaj,
że nie widzisz, że w tej bluzie wygląda niezwykle seksownie”. Skąd już znała te
słowa? Tym razem Luiza postanowiła posłuchać rozumu. Niesamowite, prawda?
- ta rozmowa nie ma sensu – wypowiedziała
zrezygnowana zrywając się z miejsca.
- zaczekaj! – podskoczył Gregor i
złapał ją za rękę. Nie odwróciła się w jego stronę, ale czuła jego obecność tuż
za swoimi plecami. Czuła jak sznureczki od jego bluzy łaskoczą ja po karku, a
jego ciepły oddech ogrzewa jej szyję. Czuła zapach jego wody toaletowej. Po
plecach przeszły jej ciarki – nie uciekaj mi – zamruczał jej tuż obok ucha. Jego
stwierdzenie przyprawiło Luizę o łomot serca. Szalone waliło tak mocno jakby
chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. W idealnej ciszy było doskonale
słyszalne. Super, niech Gregor sobie jeszcze COŚ pomyśli! Jeżeli jeszcze tego
nie zrobił… Powoli odwróciła się w jego stronę. Błysk, który zobaczyła w jego
oczach sprawił, że chciała uciec. Ale jej ciało miało całkiem inne plany i nie
chciało jej słuchać. Gregor odsunął niesforny kosmyk włosów z jej czoła. Stał
naprawdę bardzo, bardzo blisko. Była to ostatnia chwila, podczas której mieli
nad sobą jakakolwiek kontrolę. Skoczek złapał Luizę za biodra i przycisnął do
siebie. Zbliżył swoją twarz i pocałował
dziewczynę w usta. Od tej chwili wszystko inne przestało istnieć.
***
Luiza
obudziła się z twarzą w poduszce. Gdy poczuła, że poszewka szczelnie przylega
do jej policzków i zaczyna jej brakować powietrza, a poduszka najzwyczajniej ją
dusi, z gracją samicy dinozaura przewaliła się na bok. Poczuła przyjemny aromat
świeżo zaparzonej kawy. Mmmmmm… Naciągnęła się i powoli otwarła oczy. Zobaczyła
Gregora w jeansach i bez koszuli krzątającego się w kuchni. Zamknęła oczy i
uśmiechnęła się w duchu. Piękny sen. Przytuliła się powrotem do kołdry aby
dalej móc trwać w tym stanie. Przerwał jej znowu aromat kawy, tym razem nieco
mocniejszy. Zaraz? Czy to możliwe że podczas snu, czuje się zapachy? Ponownie podniosła
powieki. Gregor nadal krzątał się po kuchni. Spojrzała na niego, po czym
powrotem zamknęła oczy. Przypomniała sobie o uszczypnięciu. Żeby upewnić się,
że coś nie dzieje się na niby ludzi się szczypią. Uszczypnęła się zatem w
ramię, odrobinę za mocno. Teraz już na pewno się obudziła. Otworzyła oczy z
nadzieją, że nie zobaczy już Gregora. Niestety, nadal tam był. Jego obecność
jeszcze nie była najgorsza. Gorsze było to, że zmierzał w jej kierunku.
Cholera. Luiza znowu zamknęła oczy. Uszczypnęła się ponownie. Co on robi w jej mieszkaniu? Zaraz… otwarła
jedno oko. Zmierzyła nim tyle przestrzeni ile zdołała. Świetnie. To nie Gregor
był u niej. To ona była u Gregora. Schowała twarz w dłoniach.
- cześć – szepnął skoczek z
czułością w głosie – jak się spało?
Nie
odpowiedziała. Rozchyliła dwa palce i zerknęła przez nie na chłopaka, po czym
ponownie szczelnie je zamknęła.
- co ty robisz? – zapytał brunet
mrużąc brwi i bacznie przyglądając się dziewczynie.
- ciebie tu nie ma – zakomunikowała
tonem głosu wypranym z jakichkolwiek emocji.
- nie bądź niemądra – zaśmiał się
Gregor – przecież jestem.
- nieeeeeeeeee, nie gadaj głupot –
poprosiła dalej trzymając dłonie na twarzy.
- Liz, nie wygłupiaj się –
powiedział głosem, jakim rodzice uspokajają niesforne dziecko, po czym odsunął
ręce z jej twarzy.
- AAAAAAAAAAA!
- AAAAAAAAAAA!
- dlaczego krzyczysz?
- a dlaczego ty krzyczysz?
- bo ty krzyczysz!
- ale ty krzyknęłaś wcześniej –
Gregor spojrzał na Luizę ze zmartwiona miną i usiadł obok niej na łóżku. Czyżby
postradała zmysły? Luiza spojrzała na niego z wytrzeszczonymi oczami.
- Gregor, my razem pracujemy –
niemal wyszeptała, głos jej drżał, tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- a jakie to ma znaczenie? –
zapytał. Jego twarz była taka… szczera? Patrzył na Luizę z nadzieją w oczach. Miał
nadzieję, że wyrzuci swoje wszystkie wątpliwości i rzuci mu się na szyję z
wyznaniem: „kocham cię!”. Nie żeby nie miała na to ochoty…
- Gregor, my nie możemy…
- …ciiiii! - przerwał przytykając jej palec do ust –
pozwól, że to my będziemy decydować o tym co nam wolno, a czego nie.
- a jeżeli ktoś się dowie? – pytała
nadal z rozpaczą w głosie.
- niech się dowie! Niech się wszyscy
dowiedzą! – uśmiechną się od ucha do ucha – nie mam zamiaru niczego ukrywać.
Niech wszyscy wiedzą, że… - urwał i odwrócił wzrok.
- …że? – ponagliła go Luiza. Gregor
spojrzała na nią powrotem. Pogładził ją wewnętrzną dłonią po policzku i zajrzał
głęboko w jej źrenice.
- że chyba się w tobie zakochałem… -
wypowiedział to powoli i wyraźnie. Nie było mowy o przesłyszeniu. Luiza poczuła
jak napełnia ja fala radości, fala euforii. Rzuciła się skoczkowi na szyję i
przytuliła się do niego z całej siły.
***
Luiza
była tego dnia w wyśmienitym humorze. Nic dziwnego. Rano usłyszała
najprawdopodobniej najpiękniejsze zdanie w swoim życiu. Oczywiście słyszała
wyznania miłości z ust Nicka, ale jak później czas pokazał były one całkowicie
bez pokrycia. Teraz miała w pamięci iskierki w oczach Gregora, wpatrującego się
w nią z tak zaciętym wyrazem twarzy...
Siedziała
w gabinecie z zamkniętymi oczami i rękami założonymi za głową. Tak, siedziała w
gabinecie pomimo, że miała dzień wolny. Ale tego dnia miała tyle energii, że
nie mogła usiedzieć w domu. I trzeba dodać, że nie w swoim domu… Przyjechała
prosto do OESV z Gregorem, który musiał się grzecznie stawić na trening. Przygotowania do sezonu szły pełną parą i nie było litości. Polka zaszyła się w gabinecie.
Ukazywanie się Pointnerowi nie byłoby najlepszym pomysłem. Znając go,
najpewniej pozbawiłby Luizę wolnych weekendów, skoro i tak ma za dużo wolnego
czasu. Chociaż z powodu zawodów i tak weekendów wolnych mieć nie będzie. Mimo
to, słowo trenera jest święte i zawsze trzeba się z nim zgadzać. Jeżeli ma się
wątpliwości co do poprzedniego stwierdzenia, to należy do niego ponownie
wrócić. Luiza obróciła się na fotelu i wyjrzała przez okno. Była piękna pogoda.
Niebo było bezchmurne a promienie słońca oświetlały wszystko dookoła. Zwłaszcza
ośnieżone szczyty gór, które odbijały światło tak mocno, że nie dało się na nie
patrzeć. Okulary słoneczne były dziś niezbędnym dodatkiem. Jednak nie można
było pozwolić sobie na złudzenie złotej jesieni. Powietrze było przeraźliwie
zimne. Jednak nie przeszkadzało już ono Luizie tak bardzo jak kiedyś. Coraz bardziej przekonywała się do Austrii.
Prawdopodobnie jej przyszłego domu.
- Luiza? Ileż można pukać? – zapytał
męski głos z nieukrywaną radością. Luiza podskoczyła i odwróciła się w stronę
drzwi.
- Thomas?! – zawołała szeroko
otwierając oczy – co ty tutaj robisz? – zapytała piskliwym głosem i nie
zastanawiając się długo podbiegła w jego stronę i rzuciła mu się na szyję.
- wypisali mnie, więc wpadłem na
trening – zaśmiał się obejmując dziewczynę jedną ręką i jednocześnie zmykając
drzwi – Gregor powiedział mi, że tutaj jesteś.
- dlaczego nie powiedziałeś, że
wychodzisz? Przyjechalibyśmy po ciebie z chłopakami – zagroziła mu palcem
Polka, udając właśnie strzelającego się focha.
- bez urazy, ale pracownicy szpitala
mają was już trochę dosyć – zaśmiał się
blondyn dając Luizie pstryczka w nos w po czym rozsiadł się wygodnie na fotelu.
Luiza pocierając koniec nosa zrobiła to samo – wpadłem bo musimy ustalić naszą
współpracę – obwieścił z szerokim uśmiecham. Luizie już zbytnio do śmiechu nie
było. Oczywiście czuła się niemal zaszczycona tym, że będzie osobistym
fizjoterapeutą samego Morgensterna, ale perspektywa tego co ją czeka napawała
ją przerażeniem.
- lekarz zalecił dwie godziny
ćwiczeń dziennie – kontynuował skoczek – kiedy masz czas?
- mam czas cały czas – zaśmiała się nieco zaskoczona jego pytaniem – ja bym proponowała godzinkę przed
południem i godzinkę po. Żeby wysiłek rozłożyć w czasie. Będziesz miał więcej
sił a i efekty będą szybciej widoczne – zakomunikowała głosem profesjonalisty
po czym otwarła opasły kalendarz – hmmm… - podrapała się po brodzie zagłębiając
w własne notatki – o 10 i o 15. Może być?
- tak jest pani doktor! – zawołał
ochoczo Thomas salutując dziewczynie na pokaz, po czym pochylił się nad
biurkiem jakby chciał przekazać Luizie najbardziej tajną informacje na świecie
– wiesz, że Edith i Kofler coś tam ten?
- cos tam ten? – zapytała Polka
unosząc jedną brew.
- była dziś u mnie, potem przyszedł
Andreas. Widać, że ich do siebie ciągnie – sprecyzował.
- ah, o to chodzi! – zaśmiała się
dziewczyna – tak, tak – uśmiechnęła się kiwając głową – pasują do siebie,
chciałabym, żeby im się udało.
- taak – potwierdził skoczek –
Andreas zbyt długo był sam. Wreszcie ma inne zajęcie oprócz treningów i
policji. Jest na tyle zajęty, że nie ma go dziś na treningu. Chociaż to po
trochu moja wina, wysłałem ich na randkę. Ale co złego to nie ja! – uniósł ręce
po czym roześmiał się na cały gabinet – a propos „coś tam ten” – pochylił się
znowu – słyszałem, o tobie i Gregorze.
- eh, plotkarze – pokiwała z
dezaprobatą „pani doktor” – nic się przed wami nie uchowa
- przecież wiesz, że my jak jedna
wielka rodzina!
Na
szczęście nagłe wtargnięcie Noelke do gabinetu uchroniło Luizę od odpowiedzi na
pytania Thomasa. Chociaż czy wejście trenera można nazwać szczęściem?
- pani Luizo, jak dobrze, że pani
jest! – zawołał od progu. Na te słowa Luiza pożałowała, że za plecami Noelke
nie stoi Edith z kamerą. Jej mina byłaby godna uwieńczenia.
- coś się stało? – poderwała się z
miejsca gdy do gabinetu kuśtykając wszedł Loitzl asekurowany przez Kocha i
Gregora.
- Wolfganga na treningu złapał
skurcz, a Herberta oczywiście nie ma jak jest potrzebny, mogłaby pani…?
- tak, oczywiście! Proszę –
odpowiedziała wskazując ręką drugie pomieszczenie. Poszkodowany na znak
przeskoczył na jednej nodze próg, czego od razu pożałował słysząc ryk trenera.
- LOITZL! DO CHOLERY JASNEJ! NIE
SKACZ NA JEDNEJ NODZE! OD CZEGO MASZ KUMPLI! PRZESILISZ TĘ NOGĘ I ZNOWU
BĘDZIESZ MIAŁ PROBLEM Z ODBICIEM! NA KOZETKĘ MARSZ!
Biedny
Loitzl pomaszerował na wspomnianą kozetkę, a skoczkowie czym prędzej wyszli z
gabinetu żeby nie narażać się jeszcze bardziej.
***
- skończyłaś? – zapytał Gregor
zaglądając do gabinetu w momencie kiedy Luiza myła ręce.
- tak – odpowiedziała z uśmiechem
swojemu chłopakowi – na szczęście uraz Wolfganga to nic poważnego. Zwykły skurcz.
Już może normalnie trenować.
- to świetnie – odpowiedział brunet
zamykając za sobą drzwi po czym podszedł do dziewczyny, złapał ją w biodrach i
pocałował w kark a potem w policzek – jak dobrze znasz Innsbruck? – zapytał
- słucham? – zapytała Luiza z nieukrywanym
zdziwieniem.
- no, jak dobrze znasz Innsbruck? –
powtórzył.
- przecież słyszę!
- to po co pytasz?
- po co ty pytasz?
- ale o co?
- jak to o co? Sam nie wiesz o co
mnie pytasz?
Gregor
wydał z siebie przeciągłe: „yyyyyyy” po czym złapał dziewczyną za rękę i
pociągnął za sobą w stronę wyjścia – znasz czy nie, nie ważne. Pokaże ci
miejsca w których na pewno nie byłaś.
____________________________________________________________
Cześć :)
Oto i kolejna część. Coś tam ten... się dzieje xD Thomas wychodzi ze szpitala i na dobre zagości w opowiadaniu. Jak zawsze zachęcam do czytania i komentowania :)
Mamy koniec roku. Naszemu blogowi stuknęła kilka dni temu rocznica. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziecie go czytać z równą wytrwałością.
Mam też nadzieję, że dobrze spędziliście święta. Nie przejedliście się i wciśniecie się w sylwestrowe kreacje :) Chciałybyśmy Wam wraz z Kaśką N. życzyć szalonej zabawy (i litościwego kaca :)) a w Nowym Roku wszystkiego co najlepsze. Samych sukcesów i spełnienia najskrytszych marzeń. A nam wszystkim weny ;)
Nitro
Pogadać to sobie oni nie pogadali, ale przynajmniej było miło;D I już chyba raz na zawsze skończy się wypominanie kto kogo pierwszy pocałował, bo stracą rachubę;D
OdpowiedzUsuńNie ma co, Schlierenzauer znalazł doskonałą metodę na wyłączenie Lu i teraz tylko czekać, aż ona to odkryje i zacznie się buntować. Chociaż nie wiem czy w tej sytuacji, z oczywistych względów i korzyści, nie lepiej byłoby udawać głupią i dać się uwodzić ile wlezie;D
Pozdrawiam.
[bkurek]
"Rivendale Hospital to placówka dla młodzieży między szesnastym, a dwudziestym pierwszym rokiem życia, która zmaga się z wieloma problemami. Anoreksja, schizofrenia, depresja czy próba samobójcza to jedne z wielu przeszkód jakie stają im na drodze. Czy ktoś będzie w stanie pomóc tym zagubionym nastolatkom? A może zdecydują się na inne środki pomocy? Jak w nowym miejscu poradzi sobie siedemnastoletnia Elle? I czy przez to wszystko pomoże jej przejść stała mieszkanka szpitala - Fleur? Oczywiście jak w każdej historii pojawi się wątek miłosny, który zapewne jeszcze bardziej namiesza w życiu bohaterów." zapraszam na mojego nowego bloga, mam nadzieję, że cię on zainteresuje http://sick-mad-sad.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńCzwórka na: http://algo-que-entretiene.blogspot.com/. Zapraszam ;)).
OdpowiedzUsuńTak pomiędzy postami zapraszam na http://ask.fm/chicafuerte, można zadać tak jakieś pytanko, jeśli ktoś miałby ochotę xp
OdpowiedzUsuńpozdr.
zapraszam na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńkaruzela--marzen.blogspot.com
Pozdrawiam ;*
[SPAM]
OdpowiedzUsuńJoanne Susanne Valence dostaje drugą szansę. W wieku dwudziestu dwóch lat może ponownie wrócić na ziemię i zacząć nowe życie. Jak można się domyślić, musi zacząć pracować, by zarobić na życie. W swojej zwyczajnej z pozoru, lecz dającej wielkie szczęście pracy, spotka mężczyznę, który krok po kroku zaczyna zmieniać jej egzystencję w życie pełne radości, niezapomnianych wrażeń, szaleństwa i miłości, która okaże się dla niej zgubą. Do tego wszystkiego w jej poukładane życie próbuje wcisnąć się James Leeroy, mieszkający z nią w jednym bloku.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak potoczą się losy Joanne, kim okaże się mężczyzna, którego spotka w pracy, jaki związek ma z tym wszystkim James i jak zareaguje na wybryki Joanne Stwórca, zapraszam Cię na mojego bloga : [zburzyc-monotonie.blogspot.com]
Zapraszam na 13 rozdział
OdpowiedzUsuńwww.karuzela--marzen.blogspot.com
Pozdrawiam ;)