Luiza obudziła się przed południem.
Gregor odwiózł ja do domu grubo po północy. Polka uśmiechnęła się pod nosem na
myśl o wydarzeniach dnia poprzedniego. Gregor pokazał jej niesamowite miejsca w
Innsbrucku. Liczne uliczki, rozświetlone latarniami nabierały niesamowitego
uroku. Spacerowali trzymając się za ręce w ogóle nie zwracając uwagi na
panujący ziąb. Spacerowali wzdłuż rzeki Inn, przechodzili obok zamku Hofburg i
Ambras, doszli nawet do lotniska, gdzie obserwowali startujące i lądujące
samoloty. Na ich trasie oczywiście nie mogło zabraknąć ukochanego miejsca
Gregora – skoczni Bergisel. Skoczek miał ze sobą aparat, którym nieustannie
robił zdjęcia. A jego ulubionym obiektem do fotografowania nie była jednak
skocznia, tylko Luiza. Teraz dziewczyna mogła usiąść przed laptopem i spokojnie
obejrzeć wszystkie fotki. Z całego stosu wybrała jedno. Przedstawiało ją i
Gregora, zrobione było za pomocą samowyzwalacza. Chłopak całuje ją w policzek,
na tle rzeki, w której odbijają się wszystkie światła miasta. Luiza uruchomiła
drukarkę i wydrukowała zdjęcie. Z powodu braku jakiejkolwiek ramki, położyła
fotkę luzem na półce opierając ją o książki. Idylle wczorajszego dnia zakłóciło
tylko nagłe pojawienie się jakiegoś fotoreportera szukającego sensacji.
Wyturlał się niczym agent specjalny z zakamarka, pstryknął kilka zdjęć, po czym
zwinnym ruchem odturlał się w przeciwnym kierunku. Niczym żółw ninja.
-
zacznij się przyzwyczajać – szepnął jej wtedy do ucha Gregor z kwaśną miną.
Ok. Dla niego wszystko.
Polka spojrzała na zegarek i
natychmiast pobiegła do łazienki. Była umówiona z Edith, a była już niemal
spóźniona. Wybiegając z mieszkania usłyszała dźwięk jakiegoś zgniatanego
przedmiotu. Spojrzała pod nogi. Pod jej prawym butem leżała piękna czerwona
róża. A konkretnie – to co z niej zostało. Podniosła zmasakrowanego kwiatka ze
zbolałą miną i odwróciła liścik, na którym widniał napis:
„Miłego
dnia.”
Nie mogła sobie wybaczyć, że nie
zauważyła roślinki. Teraz piękna róża od Gregora musiała wylądować w koszu.
***
-
przepraszam – wyszeptał Gregor bawiąc się łyżeczką.
-
za co? – zapytała Luiza, chociaż doskonale wiedziała o co chodzi.
-
no za akcję z Edith, mogłem się nie odzywać. Dogryzłaby mi a potem by się
uciszyła. Byłby spokój. A teraz ta niepotrzebna kłótnia.
-
eh… - westchnęła dziewczyna i upiła łyk gorącej herbaty z sokiem malinowym –
nie chcę żebyście się kłócili. Edith to Edith, ale jest też moją przyjaciółką,
ponadto jest asystentką Pointnera, więc czy chcecie, czy nie, to spotykać się
musicie.
-
wiem, wiem… - westchnął i Gregor – będę się starał już nie odzywać. Ale nie
lubię gdy ktoś mnie osądza tak naprawdę mnie nie znając. Wytrzymałbym gdyby to
były zwykłe docinki, przecież z chłopakami mamy gorsze komentarze, ale tym
razem boję się, że na tym ucierpi moja przyjaźń z Andreasem.
-
nic nie ucierpi – ucięła dziewczyna – znacie się zbyt długo. A z Edith musicie
pójść na kompromis. Nie chcę, żeby dwoje najbliższych mi tutaj ludzi nie
znosiło swojego towarzystwa.
-
ok., zajmę się tym – zapewnił – ale nie mówmy już o tym. Lepiej porozmawiajmy o
nas – uśmiechnął się jednym ze swoich sztandarowych uśmiechów.
-
w takim razie, dziękuję za różę – rozpromieniła się Polka – tylko niestety jak
wychodziłam…
-…
zaraz, zaraz… - przerwał jej Gregor - …dostałaś różę?
-
no tak… - zaniepokoiła się dziewczyna – od ciebie.
-
przepraszam, że nie pomyślałem, ale nie wysłałem ci róży – oznajmił z poważnym
wyrazem twarzy – kiedy ją dostałaś?
-
dziś rano.
-
wiesz od kogo?
-
gdybym wiedziała, nie dziękowałabym tobie.
-
nie wiesz od kogo? – pytał Gregor z rosnącym zaniepokojeniem rysującym się na
twarzy.
-
daj spokój – zgromiła go „pani doktor” – pewnie ktoś się pomylił. Poza tym
wyrzuciłam ją, bo niechcący ją rozdeptałam.
-
czyli wszystkie ślady zatarte…
-
zostały zmiażdżone płatki na schodach. Możesz je zdrapać i zbadać w
laboratorium. Nie przesadzaj. Chodź, późno już.
***
Budzik zadzwonił w środku nocy – o 7
rano. Luiza o 10 miała pierwsze zajęcia z Thomasem, ale wcześniej jak zawsze
stos papierkowej roboty. Trening skoczków zaczynał się o 8.30, więc mógł tez
wpaść do niej jakiś kontuzjowany. Zwlekła się z łóżka i zaparzyła sobie jak co
dzień mocną kawę. Założyła jakieś wygodne ciuchy i niezastąpione trapery. Gdy
wyszła z domu usłyszała znajome chrupnięcie. Bała się spojrzeć w dół. Wiedziała
co tam jest. Po chwili zastanowienia podniosła kolejna czerwoną różę. Rozłożyła
dołączoną karteczkę.
„Miłego
kolejnego dnia.
Ch.”
-
cholera jasna – warknęła pod nosem, po czym przekręciła klucz w zamku.
Do pracy dotarła przed 8. Całą drogą
rozmyślała kto wysyła jej kwiaty i po co. Nie mogła rozgryźć skrótu „Ch.” Nie
przypominała sobie, czy zna jakiegokolwiek Christiana czy Charlesa. Przecież
znała co najwyżej pracowników OSV. A cała ta sytuacja zaczynała ją powoli
niepokoić. Miała jedynie nadzieję, że ktoś się pomylił, że wysyła kwiaty do
niej, zamiast do sąsiadki. Nacisnęła klamkę od swojego gabinetu i omal nie
umarła z przerażenia gdy zobaczyła za drzwiami Gregora. Wydała z siebie cichy
pisk.
-
ale mnie wystraszyłeś – wycedziła pomiędzy głębokimi wdechami.
-
przepraszam, nie chciałem – oznajmił Gregor ze skruchą w głosie po czym
ucałował Luizę na powitanie – mam coś dla ciebie – dodał ze swoim słynnym
szerokim uśmiechem i odsłonił bukiet pięknych tulipanów stojący na biurku.
Luiza natychmiast się rozpromieniła i radości aż klasnęła w dłonie.
-
dziękuję! – krzyknęła i ucałowała chłopaka jeszcze raz po czym podeszła do
bukietu i zaciągnęła się zapachem kwiatów – a co to? – zapytała z
zainteresowaniem kiedy zobaczyła na blacie położony jakiś typowy magazyn
plotkarski z ogromnym tytułem ogłaszającym całej Austrii: „Gregor
Schlierenzauer ma dziewczynę!”
-
a, właśnie! – roześmiał się skoczek – pamiętasz tego fotografa na naszym
spacerze? Jego efekty widać na trzeciej stronie, zobacz – nakazał po czym
rozwalił się na fotelu z triumfalnym wyrazem twarzy. Luiza posłusznie otwarła
magazyn na wskazanej stronie i zobaczyła trzy zdjęcie niewyraźnych postaci, a
nad nimi krzykliwy napis: „tylko u nas pierwsze zdjęcie Gregora i
nieznajomej!”. Dziewczyna spojrzała na bruneta, który z trudem powstrzymywał
atak śmiechu.
-
przecież tutaj nic nie widać! – zawołała po czym oboje wybuchli panicznym
śmiechem.
-
to się nazywa robić sensację z niczego – odezwał się skoczek – teraz nie dadzą
ci żyć. Nie będziesz miała spokoju dopóki nie dowiedzą się o tobie wszystkiego,
łącznie z numerem buta. Ale nie przejmuj się, tak samo było z Ju… - nagle urwał.
-
z Julią? – zapytała Luiza. Gregor spojrzał na nią z dezorientacją.
-
ty o niej wiesz? – zapytał zszokowany.
-
taak… - odpowiedziała niechętnie. Głupio jej było, że tak wyskoczyła z jej
osobą. Nie dała Gregorowi nawet szansy, żeby sam jej o Julii powiedział. Teraz
mógł sobie pomyśleć, że Luiza go szpieguje – tak właściwie… to ja ją znam…
-
jak to ją znasz? – wyprostował się chłopak wytrzeszczając oczy.
-
poznałyśmy się całkiem przypadkiem – śpieszyła Polka z wyjaśnieniami – wpadła
na mnie kiedyś przed OSV, potem spotkałyśmy się w naszej kawiarni i jakoś tak
się nam fajnie rozmawiało.
Gregor nic nie odpowiedział.
Wpatrywał się w Luizę tępym wzrokiem.
-
Luiza… ja przepra… - zaczął po chwili.
-
…ciii – przerwała mu dziewczyna po czym podeszła w jego stronę i usiadła mu na
kolanach – ja nie mam pretensji, że mi o niej nie powiedziałeś.
-
nawet nie miałem kiedy! – chciał się bronić.
-
ja wiem! – uśmiechnęła się Polka – ufam ci i wiem, ze mnie nie oszukasz. Wiem,
że powiedziałbyś mi o Julii, jestem tego pewna. Ja też nawet nie zdążyłam ci
powiedzieć, że ją znam, więc spokojnie, nie jestem zła – zapewniła ponownie
gładząc chłopaka po policzku.
-
jesteś cudowna – uśmiechnął się skoczek i pocałował Luizę.
Kilkanaście minut później Luiza
zajmowała się już ugniataniem łydki Thomasa, który leżał na kozetce z rękami
założonymi za głowę i z wyraźnie zadowoloną miną. Ale to dopiero była
rozgrzewka. Biedak nie wiedział co go jeszcze czeka. Najsilniejszy cios miał
przyjść w najmniej oczekiwanym momencie.
-
nie spinaj mięśni – zarządziła pani doktor nakładając dodatkową porcję żelu –
nadal spinasz – stwierdziła złowrogo, spoglądając na twarz Thomasa, który
akurat przewracał oczami – mam cię odesłać do Herberta? – zapytała bacznie go
obserwując.
-
niee – zaprotestował po czym wydał z siebie przeciągłe: „ajjjjjjjjjj!”
-
to grzeczny bądź – uśmiechnęła się Luiza przykładając do łydki dłonie z
zimniusieńkim żelem.
-
przecież jestem grzeczny proszę pani – zaprotestował skoczek z miną słynnego
kota ze Shreka.
-
przyłóż się trochę! Sama za ciebie całej roboty nie odwalę! – oburzyła się
Polka.
-
yes master – zasalutował – AUUUUUUUUUUUU! Co mi zrobiłaś?! – wrzasnął na cały
regulator zrywając się do pozycji siedzącej.
-
mówiłam nie spinaj mięśni? Mówiłam!
-
ok., ok.! już nie będę – obiecał po czym ponownie wrócił do pozycji leżącej. A
właściwie został do niej zepchnięty.
-
kiedy wracasz do normalnych treningów? – zapytała kończąc torturowanie pacjenta.
-
jutro mam jakąś lekką rozgrzewkę i mam przymierzać kombinezon. Dostaliśmy też
nowe narty i wiązania, więc sobie je chociaż obejrzę. Na testowanie muszę
trochę zaczekać.
-
no to świetnie. Jeszcze trochę, a cię tutaj doprowadzę do pionu. Zwracam
wolność.
-
ty mnie doprowadzisz do pionu? Przy tobie to mi raczej garb wyrośnie – wyjęczał
złażąc z kozetki – no żartuje przecież – dodał czym prędzej widząc minę swojego
kata. Widzimy się o 14. Do zobaczenia!
Luiza kiwnęła chłopakowi głową na
pożegnanie, a po umyciu rąk udała się do kawiarni na spóźnione drugie śniadanie.
Po załadowaniu talerza trzema rodzajami sałatek zauważyła znajomą blondynkę
machającą do niej z odległego stolika. Przez moment się zawahała, nie
wiedziała, czy udawać, że nie zauważyła Julii czy odpowiedzieć na jej wołanie.
Po chwili namysłu zdecydowała się jednak przysiąść do jej stolika. Gdyby tego
nie zrobiła, najprawdopodobniej Julia podeszłaby do niej, więc na jedno by
wyszło.
-
witam panią fizjolog! – szepnęła cmokając Luizę w policzek, omal nie wytrącając
jej z rąk tacy.
-
…jestem fizjoterapeutą… cześć Julia – rzuciła z wymuszonym uśmiechem i opadła
na krzesło.
-
co u ciebie? - zapytała zerkając na Polkę.
-
wszystko w porządku, wiesz, praca, dom, praca… a u ciebie? – odpowiedziała
dziewczyna bacznie przyglądając się znajomej.
-
też ok. – rzuciła wymijająco i bez entuzjazmu.
-
coś mi na to nie wygląda – Luiza odłożyła sztućce i przybrała pozę
psychoterapeutki wysłuchującej swojej pacjentki – co się dzieje?
Julia westchnęła głośno, po czym
zanurkowała pod stolikiem i wyciągnęła z torby jakiś magazyn i położyła go
przed Luizą.
-
to się dzieje – dodała i podparła dłonią brodę. Luiza poczuła jak robi się jej
coraz cieplej. Jakby zalewała ją od środka gorąca fala. Miała przed sobą
magazyn, z którego jeszcze niedawno śmiała się z Gregorem. Ten sam, w którym
były ich wspólne zdjęcia.
-
byłam z nim wczoraj umówiona – podjęła na nowo wątek blondynka – już wiem,
dlaczego się nie zjawił – rzuciła z pogardą spoglądając na magazyn – zapomniał
o mnie, bo był z NIĄ!
Zaraz, zaraz. Luiza nie mogła uwierzyć
w to co słyszy. To Julia nie wie? Nie domyśla się?! Że dziewczyna, która
spotyka się z jej byłym, jest w tym samym budynku? Jest w tym samym
pomieszczeniu? Ba! Siedzi naprzeciwko niej, przy tym samym stoliku! To prawda,
że zdjęcia w gazecie są bardzo niewyraźne, ale nie powiedział jej żaden ze
skoczków?! Porażona swoim odkryciem zamierzyła sobie natychmiast wybrnąć z tej
sytuacji i oświecić nieoświeconą blondynkę. Żeby tylko nie zaczęła się jej
zwierzać! Za późno.
-
a ja mu wierzyłam! Ja mu ufałam! – Julia jęknęła chowając twarz w dłoniach.
-
Julia… ja muszę ci coś powie…- zaczęła niepewnie Polka.
-
…zapewniał, że mnie kocha – przerwała nie zważając na słowa rozmówczyni - że
będzie czekał, że liczę się tylko ja. A jak wróciłam to zastałam go w objęciach
innej! Mieliśmy być razem na… - urwała, bo zaczął się jej łamać głos - … na
zawsze… ja przez te wszystkie lata usychałam z tęsknoty. Chciałam przyjechać,
ale nie mogłam…
-
ile tam byłaś? – zapytała Luiza z zaciekawieniem.
-
trzy lata – odpowiedziała tym razem słuchając pytania.
I przez trzy lata nie znalazła chwili,
żeby wpaść do chłopaka? Świetnie.
-
widzisz to? – Julia pokazała Luizie na palcu piękny pierścionek – dał mi go w
przeddzień mojego wyjazdu. Pierścionek przed-zaręczynowy… po powrocie miałam
dostać zaręczynowy… ale on jeszcze zatęskni. A ja będę o niego walczyć!
W tym momencie Luiza poczuła, że
fala gorąca zalała ją już całkowicie. Nie wiedziała co myśleć. Z jednej strony
poczuła zwyczajną zazdrość, ale z drugiej zrobiło się jej Julii autentycznie
żal. W kilka minut jej życie odwróciło się o 180 stopni. Nie potrafiła już
wydusić ani słowa. Nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała tylko jedno: już nie
chciała uczestniczyć w tej sytuacji.
W masce zwyczajności spędziła
następną godzinę w towarzystwie Thomasa. Pomimo zaangażowania jakie Luiza
wkładała w grę aktorską, Morgenstern widział, że coś jest nie tak. Nie pytał
jednak co się stało, bo Polka miała w rękach zimny żel i nie zawahałaby się go
użyć. Udając więc, że niczego nie zauważa podziękował za zabieg i udał się
grzecznie w kierunku wyjścia, zostawiając Luizę samą ze swoimi myślami, które w
jej głowie toczyły otwartą wojnę. Pomimo, że podjęła już decyzję, to nadal nie
była jej pewna. Wiedziała, że być może postępuje zbyt pochopnie, ale
perspektywa trójkąta nie napawała jej pozytywnymi emocjami.
-
kochanie, co się stało? – zapytał zniecierpliwiony Gregor zamykając drzwi
mieszkania Luizy – przez całą drogę z OSV byłaś taka milcząca.
Polka westchnęła głośno i opadła na
sofę nie patrząc skoczkowi w oczy.
-
musimy porozmawiać – szepnęła wgapiając się w szklany stolik. Gregor
momentalnie przybrał minę niemego mima i szurając nogami podszedł do fotela.
Usiadł na nim opierając się łokciami o kolana i spojrzał na swoją dziewczynę przeszywającym,
wyczekującym spojrzeniem.
-
chodzi o Julię… - rzuciła pani doktor zerkając tym razem na skoczka.
-
wiedziałem! – westchnął Gregor opierając się o fotel i pocierając dłonią czoło
– Luiza – podniósł się na nowo – mówiłem ci, że między nami wszystko skończone.
-
nie – przerwała mu – chyba jednak nie jest. Rozmawiałam z nią dziś.
-
ah tak, i co ci powiedziała?
-
Gregor… - wypowiedziała łamiącym się głosem po czym wstała – ja tak nie dam
rady… - dodała stojąc tyłem do chłopaka.
-
czego nie dasz rady – poderwał się chłopak chcąc objąć Polkę, lecz mu się
wyślizgnęła.
-
nie dam rady tak żyć – wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym odwróciła się w
stronę Gregora. Jego oczy rzucały błyskawice a usta miał szczelnie zwarte ze
sobą – nie dam rady… - powtórzyła gorzko – już raz tak było, pamiętasz? I to
całkiem niedawno. Z Nickiem. Mieliśmy się pobrać, ale mnie zdradził, a to
bolało, bardzo bolało. Drugi raz nie chcę takiej sytuacji – ostatnie zdanie
wypowiedziała ledwo słyszalnym głosem – nie zniosłabym tego! – rzuciła na
końcu, a po policzku spłynęła jej łza. Gregor stał tak, jakby właśnie dostał
obuchem prosto w twarz. Patrzył na zapłakaną brunetkę tępym wzrokiem, nie
potrafiąc wycedzić ani słowa.
-
Lizz, co ty mówisz? – zapytał po kilkudziesięciu sekundach trawienia jej słów.
-
mówię… że to koniec – wypowiedziała wyraźnie, biorąc uprzednio głęboki wdech i
zaciskając ponownie zęby. Ale spojrzeć brunetowi prosto w oczy nie potrafiła.
-
kochanie, ja przepraszam, ze ci o niej nie powiedziałem, cholera, idiota ze
mnie! Wiedziałem, ze to na nas spadnie, ale przysięgam, że nas nic nie łączy! –
spieszył z wyjaśnieniami po ocknięciu się z szoku.
-
może i nie, ale Julia najwyraźniej tego nie wie! – zawyła nie mogą utrzymać
łez, chociaż sama była na siebie za nie wściekła – ona dalej nosi pierścionek
od ciebie!
Gregor wywalił wielkie oczy po
usłyszeniu ostatniego zdania, wyglądał na lekko zdezorientowanego.
-
ale ja jej nie… - zaczął.
-
..proszę, nie utrudniaj mi tego – przerwała mu Luiza oddalając się o kilka
kroków i odwracając się do niego ponownie tyłem.
-
proszę, nie rób tego – poprosił rozżalonym głosem chłopak – daj mi wyjaśnić.
-
Gregor… tu nie chodzi o ciebie, tu nie chodzi o Julię. Tu chodzi o mnie… ja nie
potrafię… - szepnęła. To były ostatnie słowa jakie mogła z siebie wydusić. Jej
struny głosowe odmówiły posłuszeństwa a gardło niemiłosiernie się ścisnęło. Jej
kanały łzowe przechodziły same siebie.
-
Luiza, błagam… - zawył Gregor głosem ostatniej nadziei. Stał i czekał na
jakikolwiek gest ze strony Luizy. A ta, walcząc ze sobą, z swoim własnym ciałem
stała jak słup obejmując się mocno rękami. Chciała rzucić się chłopakowi na
szyję i wycofać wszystko co powiedziała wcześniej. Nie była absolutnie
przekonana do swojej decyzji, ale była pewna, że teraz będzie cierpieć mniej,
niż jakby miała walczyć o Gregora z Julią.
Rozgoryczony chłopak stał i nadal
czekał. Jednak nie zauważywszy jakiejkolwiek reakcji ze strony Luizy wycofał
się w stronę wyjścia, cichutko zamykając za sobą drzwi. Polka podeszła do półki
gdzie stało położone jej zdjęcie z Gregorem. Wzięła go do ręki i pogładziła
palcem jego matową powłokę. Przycisnęła zdjęcie do piersi i osunęła się na
podłogę zalewając łzami resztę suchych miejsc na swoich policzkach.
***
Luiza obudziła się z zapuchniętymi
oczami i pękająca głową. Zwlekła się z łóżka i szurając nogami poczłapała do
łazienki. Zrobiła sobie dosyć mocny makijaż, żeby ukryć wory pod oczami. W
kuchni zażyła dwie tabletki przeciwbólowe popijając je kawą, mocniejszą niż
zazwyczaj. Śniadanie sobie odpuściła, żołądek i tak oddałby wszystko, co
zostałoby mu podarowane. Wróciła do salonu. Podniosła wymiętolone zdjęcie i
odłożyła je na półkę, ilustracją do dołu. Niemrawym gestem zabrała klucze i
otworzyła drzwi. Na schodach nie leżała róża. Zajebiście. Jeden minus tego dnia
zamienił się z plus. Czyli zostało jeszcze 13 999 minusów do
przekształcenia. A nie, już 14 000. Kolejny minus – kurewska jesień. Luiza
zaklęła siarczyście pod nosem i poczłapała w stronę OSV. Po drodze mijała kiosk
z gazetami, w którym czasami kupowała gazety. Na mini regaliku przed budką
leżało kilka egzemplarzy pamiętnego brukowca, z pamiętnym tytułem. Niewiele się
zastanawiając Luiza wyciągnęła z torby flamaster i pod tytułem „Gregor
Schlierenzauer ma dziewczynę!” dopisała drukowanymi literami: „JUŻ NIE!”.
-
CO PANI ROBI?! – wrzasnęła kobieta w średnim wieku wystawiając głowę przez małe
okienko.
-
DEMENTUJĘ PLOTKI! – walnęła o wiele za głośno, czym wywołała oburzenie jakiegoś
staruszka i starowinki, która głośno skomentowała zachowanie „dzisiejszej
młodzieży”.
W hallu OSV Luiza spotkała
Pointnera, który najwyraźniej dopiero wrócił. Dziewczyna prosiła w duchu, żeby
Pointner się do niej nie odezwał, bo jej odpowiedź mogłaby zaowocować
wypierdoleniem w trybie ekspresowym. Niestety.
-
witam panią, pani Luizo! – rzucił z przekąsem – widzę, że coś ma pani chyba zły
dzień? – dodał z ironicznym uśmiechem.
-
witam pana, panie Pointner – odpowiedziała naśladując jego ton – a dziękuję!
dzięki panu stał się jeszcze gorszy! – dodała również z ironicznym uśmiechem i
zostawiając Annę w ciężkim szoku oraz trenera ciskającego jakieś gromy pod
nosem udała się do swojego gabinetu. Po drodze udała się jeszcze do ksera,
gdzie spotkała Edith z teczką w kaczuszki. No jakież to urocze. Ostatkami sił
udawała, że wszystko jest ok. Nie miała siły rozmawiać o Gregorze. Na dodatek
na korytarzu.
Po otworzeniu drzwi owiał ją dziwny
aromat, od którego natychmiast odezwał się jej odruch wymiotny. Zatykając nos
dłonią przestąpiła próg pomieszczenia i zobaczyła ogromny bukiet czerwonych róż
leżących na jej biurku. W mózgu otworzyła się jej klapka zatytułowana:
„morderstwo”. Podeszła do wiechcia i otworzyła karteczkę, w celu przeczytania
tego, co tam Gregor wyprodukował. Jakież było jej zaskoczenie, gdy zamiast
liściku od Gregora zobaczyła na karteczce dwie litery: „Ch.”.
-
no jakżesz zajebiście! Zaiste! – zaklęła po czym otwarła szeroko okno i
wypieprzyła przez nie czerwone chwasty. Nie musiała długo czekać na odpowiedź z
dołu. Jakiś przechodzień, obsypany deszczem kolców nie omieszkał poinformować
Luizy co sobie o niej myśli. W odpowiedzi usłyszał jedynie trzask zamykanego
okna. Od rana wkurzyła już panią w kiosku, staruszka, staruszkę, Pointnera i
przechodnia.
-
ah! będę się smażyć w piekle! – zironizowała dodając do tego śmiech z horroru
wzięty dla wzmocnienia efektu. Pech chciał, że akurat podczas tego mini pokazu
Thomas otworzył drzwi. Ani chwili spokoju. Staną w progu i zauważając minę
Luizy stwierdził, że on może przyjdzie później.
-
daj spokój, chodź, już prawie dziesiąta – zatrzymała go pani doktor.
-
nieeeeeee, ja ci nie będę przeszkadzał – protestował nadal skoczek, obawiając
się o własne zdrowie i życie.
-
nie wygłupiaj się. Idź się przygotuj, zaraz tam przyjdę. Muszę się na kimś
wyżyć – dodała na odchodnym, ale widząc minę biednego chłopaka dodała czym
prędzej – żartuję!
Luiza pozbierała wszystkie potrzebne
żele i inne niezbędna narzędzia do tortur i weszła do pomieszczenia z kozetką.
Thomas już na niej siedział.
-
połóż się – nakazała Polka po czym potraktowała blondyna żelem, po czym bez
zbędnych słów zabrała się do pracy. Zginała i prostowała skoczkowi kolana,
naciągała mięśnie. Po kilku minutach ciszy Thomas postanowił w narażeniu życia
odezwać się do wkurzonej Polki.
-
Lizz, co się dzieje? Jesteś od wczoraj jakaś taka… inna…
Luiza westchnęła. W ostatnim czasie
była to czynność, którą robiła najczęściej. Zastanawiała się, czy powiedzieć mu
o Gregorze, ale doszła do wniosku, że i tak nie zachowa tego w tajemnicy.
-
Gregor i ja – odchrząknęła – rozstaliśmy się.
Thomas spojrzał na Luizę jakby
zobaczył ducha. Oczy miał wytrzeszczone, a usta lekko otwarte.
-
jak to? – zapytał po kilkunastu sekundach – dlaczego?
-
eh… tak właściwie, to ja z nim zerwałam – powiedziała tonem małego dziecka,
które właśnie przyznaje się mamie ze skruchą, że przed chwilą poćwiartowało żabę,
żeby poznać jej wnętrzności.
-
o kurczę – Thomas podrapał się po głowie – byliście taką dobraną parą!
-
no właśnie nie parą – przyznała dziewczyna – była jeszcze Julia.
-
Julia? – skoczek był zaskoczony – przecież jej tu nie było od tylu lat!
-
tak, ale jak wiesz teraz wróciła i najwyraźniej myśli, że nadal są razem –
sprecyzowała smutnym tonem.
-
Lizz, daj spokój – nakazał – Gregor świata poza tobą nie widzi! O Julii zapomniał
już dawno temu, a że ona miesza, to już nie jest jego wina.
-
Thomas, nie rozumiesz – przerwała mu pani doktor, po czym usiadła na krześle –
jak jeszcze byłam w Polsce, to byłam zaręczona – zwierzyła się. Thomas usiadł
na kozetce i wpatrywał się w twarz dziewczyny – mieliśmy się pobrać, ale
przyłapałam go w łóżku z jego klientką.
Skoczek miał wyraz twarzy pełen
współczucia. Zszedł z kozetki i mocno przytulił dziewczynę.
-
chodź – złapał dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą.
-
a ćwiczenia? – protestowała zapierając się nogami.
-
zaczekają, chodź!
Kilka minut później wylądowali w
jakiejś przyjemnej knajpce w pobliżu OSV. Usiedli w najbardziej odległym
stoliku, żeby nikt im nie przeszkadzał. Licha kelnereczka przyjęła zamówienie
na dwie zielone herbaty i popędziła do kuchni. Po jej odejściu Thomas zmierzył
Luizę badawczym wzrokiem.
-
dobra, to od początku – zarządził – jak to było z tym Nickiem?
Polka zrobiła skwaszoną minę, ale
posłusznie rozpoczęła monolog.
-
byliśmy razem 2 lata, był architektem, byliśmy zaręczeni, ale jak już
wspomniałam, przyłapałam go w łóżku z klientką. Potem się tłumaczył,
przyjeżdżał tutaj skruszony, ale mu powiedziałam jasno, że to koniec.
-
i bardzo dobrze zrobiłaś – przyznał jej rację skoczek – bydlak. Jak sobie z tym
poradziłaś?
-
wiesz, siedziałam wtedy w więzieniu, więc myślałam o czymś innym – uśmiechnęła
się lekko – a potem pomógł mi Gre… - urwała.
-
rozumiem – pokiwał głową Morgi – a co z Julią?
Luiza spuściła wzrok. Sprawa była za
świeża. Ale z Thomasem świetnie się jej rozmawiało. Przełamała się więc.
-
widziałeś gazetę z naszymi zdjęciami? Gregora i moimi? Ukazała się wczoraj.
-
tak, tak, Anna mi pokazała w portierni – uśmiechnął się.
-
no właśnie. Spotkałam później załamaną Julię. Co jest najdziwniejsze nie rozpoznała
mnie na zdjęciu. Potem opowiedziała o tym jak go kocha i że będzie walczyć. I
to by było na tyle – skończyła, zerkając na blondyna. Thomas w zastanowieniu
podrapał się po brodzie.
-
skomplikowana sytuacja – podsumował odkrywczo. W tym samym monecie licha
kelnereczka przyniosła zamówione herbaty. Uśmiechnęła się do Thomasa zadziornie,
który w odpowiedzi puścił jej oczko, po czym podreptała po zamówienie do
następnego stolika.
-
twoja decyzja jest nieodwołalna? – zapytał z nadzieją w oczach.
-
niestety tak. Postaw się na moim miejscu – poprosiła – po sytuacji z Nickiem
mam jakiś uszczerbek. Obecność Julii byłaby dla mnie za trudna.
-
rozumiem – zapewnił – naprawdę – dodał, po czym złapał Luizę za rękę –
pamiętaj, że jakbyś czegoś potrzebowała, zawsze możesz na mnie liczyć.
-
dziękuję – uśmiechnęła się – jesteś prawdziwym przyjacielem – ale, ale mój
drogi – zmieniła ton głosu – szczerość za szczerość, teraz ty mi opowiesz jak
to było z Christine?
-
znowu Christine – jęknął skoczek.
-
jak to znowu? – zdziwiła się Polka – pierwszy raz o nią pytam.
-
ty tak – przytaknął – ale Edith pytała wczoraj
-
ah, Edith – pokiwała głowa dziewczyna – mogłam się domyślić.
-
a więc co chcesz wiedzieć? – zapytał Thomas będąc w gotowości do odpowiedzi.
-
może zacznij od początku.
-
Christine pojawiła się w moim życiu właściwie znikąd. Poznaliśmy się
przypadkiem, podczas testowania sprzętu. Była przedstawicielką producenta, z
którym współpracujemy. Zawróciła mi w głowie, po prostu. Po jakimś czasie
zauważyłem, że jakoś dziwnie się zachowuje. Szef zwolnił ją z pracy. Chciałem
jej jakoś pomóc, ale mi na to nie pozwalała. Po jakimś czasie zwerbował ją
Pointner, twierdząc, że będzie dobrą asystentka, ze względu na wiedzę o
sprzęcie. Potem było już tylko gorzej. Zaczął się kręcić Louis. Była od niego
całkowicie zależna. Znikała na całe dnie i nie chciała powiedzieć gdzie się
podziewała. To było powodem tego, że zerwaliśmy.
-
wiele z nią przeżyłeś – współczuła mu Luiza.
-
tak i niestety większość przeżyć było przykrych – dodał – wtedy, przed
bankietem, kłóciliśmy się, bo zaproponowałem jej, żebyśmy się wybrali do
lekarza. Oskarżyła mnie, że robię z niej wariatkę.
-
wierzysz w to, ze to ona dosypała ci czegoś do drinka?
-
niestety tak… - przytaknął ze wzrokiem utkwionym, w filiżance – ale nie wierzę,
że sama na to wpadła. Louis nią manipuluje. Nie wiem co on kombinuje, ale jest
niebezpieczny. A co najgorsze, Pointner jest w to wszystko wplątany.
Luiza pokiwała głową potakująco.
-
no – uśmiechnął się skoczek – to teraz wiemy o sobie najważniejsze rzeczy,
możemy sprzedawać informacje do gazet – zaśmiał się.
-
proszę cię! Już mam dosyć wszystkich gazet! – zaśmiała się Luiza.
Po powrocie do OSV Thomas popędził
na swój trening. Nie mógł się go już doczekać. Luiza natomiast miała zamiar
powędrować do swojego gabinetu żeby odwalić papierkową robotę.
-
cześć Lizz! – zawołał ktoś zza jej pleców.
-
o, cześć Andreas – uśmiechnęła się Polka – ty nie na treningu?
-
no właśnie nie, trener wezwał mnie do siebie no to idę. Nie wiem czego może
chcieć – odpowiedział robiąc teatralnie przerażona minę – a ty co? Wagarujesz?
Pięknie! – zaśmiał się.
-
nie wagaruję! – oburzyła się na pokaz – byłam z Thomasem. Musieliśmy pogadać.
-
ah, z Thomasem powiadasz – puścił jej oczko – lepiej uważaj, bo Gregor będzie
zazdrosny. Na dźwięk tego imienia Luiza aż się wzdrygnęła. Chciała czym prędzej
zmienić temat, gdy z przeciwległego końca hallu wybiegła roztrzęsiona Anna.
Niemal wpadła na Luizę i Andreasa.
-
Anna, co się stało? – zapytała Luiza łapiąc sekretarkę za ramiona i spoglądając
jej prosto w przerażone oczy.
-
Chr… Christine! – wydukała Anna pokazując palcem schody – E… Edith! – dodała po
chwili łapiąc oddech.
-
co się stało Edith?! – zapytał stanowczo Andreas momentalnie zmieniając
rozbawiony wyraz twarzy.
-
Christine tu była! A teraz Edith jest ranna, ona jej coś zrobiła!
Fizjoterapeutka i skoczek jak
porażeni prądem wskoczyli do windy naciskając kilkakrotnie guzik trzeciego
piętra czekali aż drzwi się wreszcie zamkną a żelazne pudło ruszy. Wyjechali na
odpowiednie piętro i wyskoczyli ze środka. Z końca korytarza dobiegały jakieś
dziwne, niepokojące odgłosy. Luiza wychyliła się i zerknęła w stronę gabinetu
trenera. Przed drzwiami biegały różne osoby, to wchodząc do środka, to z niego
wychodząc. Byli tam ochroniarze, pracownicy OSV, Pointner i lekarz. Luiza
puściła się biegiem wzdłuż korytarza. Andreas pobiegł tuż za nią. Luiza stanęła
za tłumem i uniosła się na palcach, żeby zobaczyć co się stało. Spojrzała do
środka i zamarła. Na krześle siedziała obandażowana Edith, a roztrzęsiony
trener wycierał jej twarz.
-
EDITH! – zapiszczała Luiza, zawtórował jej Kofler. Spojrzał na Polkę
zdezorientowany, lecz dziewczyna wiedziała tyle samo co on.
-
WYJDŹCIE STĄD! – wrzasną Pointner. Lekarz nadal biegał wokół rannej majstrując
coś z jej ręką. Zakładał jakieś zaciski, smarował ją dziwnymi płynami, zakładał
bandaże, potem je ściągał i znowu zakładał. Po chwili Pointner gestem ręki
przywołał do siebie Koflera. Skoczek podbiegł niczym rakieta i kiwając potakująco
głową w geście rozumienia słów Pointnera wziął Edith na ręce.
-
zabierzcie ją do domu – zarządził Potwór patrząc na Luizę.
-
oczywiście, panie trenerze.
-
czy coś się jej stało? Poza szokiem? – zapytała wystraszona dziewczyna.
-
Christine… - wybąkał Pointner. To jedno słowo wystarczyło. Luiza wiedziała już
wszystko. Kiwnęła głową i pobiegła za Andreasem. Korytarz ciągnął się w
nieskończoność, wokół stało pełno ludzi , każdy pytał co się stało.
-
ODSUŃCIE SIĘ! ONA POTRZEBUJE POWIETRZA! – ryknęła rozsierdzona Luiza,
przepychając się przez tłum robiąc miejsce dla Andreasa.
-
co się dzieje?! – zapytał kolejny głos. Wkurzona Polka miała mu krzyknąć prosto
w twarz, że to nie jego interes, ale rozpoznając w nieznajomym Gregora pokrótce
wyjaśniła mu sytuację. Skoczek zerwał się i biegiem wypadł z budynku. Jak się
okazało, po samochód. Podstawił go pod samymi drzwiami OSV, dlatego Andreas nie
musiał pokonywać całego parkingu. Luiza posłała mu spojrzenie pełne
wdzięczności. Kofler odłożył Edith delikatnie na tylnym siedzeniu, po czym
wskoczył na miejsce obok kierowcy. Luiza usiadła obok Edith i mocno złapała ja
za rękę.
-
przywieźcie mi Harpuna! – szepnęła Edith resztkami sił, a Gregor ruszył z
piskiem opon.
Harpun niemiłosiernie biegał po
mieszkaniu Andreasa, roznosząc buty i goniąc gumową piłeczkę. Gregor i Kofler
siedzieli przy stole z tępymi spojrzeniami wbitymi w blat, spoglądając na
siebie co chwilę i wymieniając jakieś ledwo słyszalne zdania. Luiza parzyła
właśnie kawę w ekspresie, a Edith spała w sypialni pana domu.
-
dlaczego Christine nie siedzi w więzieniu? – zapytał Gregor przeczesując ręką
włosy.
Kofler spojrzał na Luizę, myśląc, że
ta udzieli mu odpowiedzi. Śledziła przecież na bieżąco postępy śledztwa. Czy
chciała czy nie, sprawa z otruciem Thomasa odcisnęła się na jej własnej skórze.
Dziewczyna jednak nie przejawiała chęci zabrania głosu.
-
policja nie zabrała wystarczających dowodów. Nagranie z kłótnią Christine i
Thomasa to za mało. Poza tym Christine na świetnego adwokata – odpowiedział
Kofler.
-
trzeba z tym coś zrobić. Ona jest niebezpieczna – stwierdził Schlierenzauer, na
co Andreas pokiwał potakująco głową.
-
tylko co? – zapytała zrezygnowana Luiza – Christine ma jakieś urojenia. Nawet
jak policja zdobędzie przeciwko niej dowody to prawdopodobnie się z tego
wywinie. Adwokat załatwi jej papiery o niepoczytalność.
-
to prawda – przytaknął Kofler – na razie pozostaje tylko oskarżenie o napaść.
-
byliście na policji? – zainteresował się Gregor.
-
jeszcze nie – westchnął Andreas – jutro to załatwię na posterunku.
-
zrób to koniecznie – zachęcił Schlieri podnosząc się z miejsca – dzwoń jak
Edith się obudzi. I pamiętaj, jakby coś się działo możesz na mnie liczyć –
zapewnił kumpla poklepując go po plecach. Andi zrewanżował mu się tym samym.
-
chodź – skierował się do Luizy – odwiozę cię do domu.
Dziewczyna nie miała najmniejszej
ochoty jechać ze skoczkiem, ale nie miała innego wyjścia. Nie miała ze sobą
samochodu, a było już późno. Gregor jak prawdziwy dżentelmen otwarł jej drzwi i
poczekał aż wsiądzie do samochodu. Bez słowa usiadł za kierownicą i popruł w
stronę autostrady. W środku panowała niezręczna cisza. Polka wgapiała się w
okno, chociaż widziała w nim tylko rozmazane światła. Atmosfera gęstniała coraz
bardziej.
-
przepraszam… - wyszeptała gniotąc pasy bezpieczeństwa. Gregor nie zareagował,
dalej niewzruszenie skupiał się na prowadzeniu samochodu.
-
„przepraszam, wycofuję to co powiedziałam wczoraj”, czy „przepraszam, ale nadal
podtrzymuję rozstanie” – zapytał po chwili. Polka się nie odezwała. Wbiła
ponownie wzrok w rozmazane światła.
-
w takim razie nie wiem za co przepraszasz.
_____________________________________________________________________________
Witajcie :)
Po dosyć długiej przerwie pojawia się kolejny post. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo dużo się dzieje. Tak już u nas będzie ;) jak zawsze zachęcam do komentowania i ponownie zapraszam do zadawania pytań TUTAJ ;)
Pozdrawiam serdecznie, Nitro.
Zapraszam na nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
To chyba nie był dzień na przepraszanie i już ona sam powinien wiedzieć o tym najlepiej, więc nie rozumiem skąd pytanie. Obraziła się, to fakt, ale pewnie prędzej czy później jej przejdzie, bo ostatecznie nie związała się z nim pod wpływem jakiegoś tam przelotnego zauroczenia, tylko czegoś znacznie silniejszego.
OdpowiedzUsuńGdyby Schlierenzauerowi prześladowca każdego dnia dostarczał różyczki przed drzwi, to też by pewnie nie wszystko ogarniał.
Pozdrawiam.
[meska-przyjazn]